Hej, dzieciaki lat 90., Netflix zaraz sprawi, że nostalgniecie. Trzymam kciuki za ten polski film

Po sukcesie "Stranger Things" w branży filmowo-telewizyjno-streamingowej rozgościła się nostalgia za latami 80., która dzisiaj spychana jest powoli na margines. Teraz coraz mocniej zalewają nas bowiem treści, idealizujące lata 90. Mamy ich już całkiem sporo. Najlepiej o tym świadczy fakt, że za tym trendem chętnie podążają nawet Polscy twórcy. Nie tak dawno dostaliśmy przecież najntisowe "Supersiostry". A zaraz Netflix zabierze nas do ostatniej dekady XX wieku swoim "Napadem".

Gwoli przypomnienia: po upadku muru berlińskiego Polacy zachłysnęli się zachodnim stylem życia. Widać to było w każdej sferze społecznej i kulturowej. Szczególnie w kinie, bo twórcy zaczęli chętnie sięgać po hollywoodzkie wzorce. Swoim "Krollem" i "Psami" Władysław Pasikowski zapoczątkował cały cykl filmów bandyckich. Nazywanych tak oczywiście z dozą ironii i pogardy, ze względu na nieumiejętne wykorzystywanie amerykańskich klisz. To coś, z czym rodzima kinematografia do dzisiaj miewa problemy. Coraz częściej udaje się je jednak przeskoczyć, czego najlepszym dowodem jest "Dzień matki" od Netfliksa. Istnieje więc duża szansa, że "Napadu" też nie będziemy oglądać z grymasem zażenowania na twarzy.

"Napad" przenosi nas do wczesnych lat 90. Śledzimy w nim losy zwolnionego ze służby policjanta, w którego wciela się jedna z największych gwiazd polskiego kina tamtego okresu - Olaf Lubaszenko. Główny bohater otrzymuje szansę na powrót do pracy, o ile uda mu się rozwiązać sprawę brutalnego rabunku warszawskiego banku. Wraz z przydzieloną mu partnerką musi działać szybko, bo śledztwem interesują się media, co nie jest na rękę nowej władzy.

Czy "Napad" okaże się bezkompromisową męską rozrywkę w oldschoolowym stylu, na jaką się zapowiada? O tym przekonamy się już za parę dni, bo film trafi na Netfliksa już w przyszłą środę. Zasili w ten sposób coraz pokaźniejszą kolekcję rodzimych produkcji z tego roku. Ale nie będzie ostatnim polskim tytułem oryginalnym platformy w październiku.

Dobrze już ten dryl znamy. Na początku roku Netflix zapowiada mnóstwo rodzimych produkcji. Najpierw częstuje nas nimi stosunkowo oszczędnie, a im bliżej sylwestra, tym bardziej platforma przyśpiesza tempo ich wydawania. We wrześniu dostaliśmy "Boksera" i "Rozwodników". W październiku prócz "Napadu" zobaczymy jeszcze serial "Idź przodem, bracie". To historia byłego oficera służb specjalnych, który zostaje ochroniarzem w odzieżowym kompleksie handlowym. Tam dostrzega szansę na rozwiązanie swoich problemów finansowych.

"Idź przodem, bracie" zadebiutuje na Netfliksie 30 października. Między nim a "Napadem" użytkownicy platformy będą mogli wypełnić swój czas wolny produkcjami zagranicznymi. Tym bardziej że dzień po filmie z Olafem Lubaszenką na platformę po raz trzeci zajedzie jeden z hitów platformy. "Prawnik z Lincolna" powraca, aby rozwiązywać kolejne sprawy kryminalne, porywając przy tym publiczność. Słowem: z subskrypcją serwisu w najbliższych dniach nudzić się nie będziecie.

Więcej o nowościach Netfliksa poczytasz na Spider's Web: