Polscy filmowcy w ostatnich latach coraz częściej sięgają po kino gatunkowe i produkcje sensacyjne z elementami akcji, a to oznacza zwiększone zapotrzebowanie na usługi ekspertów od walk, wybuchów i szybkiej jazdy. Polscy kaskaderzy zdradzili nam kulisy swojego zawodu, opowiedzieli o wpływie Netfliksa na rozwój branży i największych różnicach między pracą nad filmem i grą wideo.

Na początku lipca Quentin Tarantino odniósł się do swojego sporu z rodziną Bruce'a Lee i ponownie ostro zaatakował fanów mistrza sztuk walki. Na swoją obronę popularny reżyser wyciągnął historię o rzekomo bardzo złym traktowaniu kaskaderów przez Lee. Wywołało to spore poruszenie w USA i rozbudziło na nowo dyskusję na temat różnego traktowania dublerów i statystów przez gwiazdy Hollywood. Wiele osób wystąpiło w obronie nieżyjącego gwiazdora i zarzuciło Tarantino opieranie się na niepełnych lub wręcz fałszywych informacjach. Nic nie wskazuje jednak na to, by Amerykanin wycofał się ze swoich słów.
Cała sytuacja pokazała natomiast jedno – zainteresowanie pracą kaskaderów w USA zdecydowanie wzrosło. W latach 70. amerykańskie kino przeszło rewolucję, która wybiła do filmowej ekstraklasy takie postaci jak Steven Spielberg, Francis Ford Coppola, Brian De Palma czy Martin Scorsese. Z tego powodu wiele tytułów zaczęto kojarzyć właśnie przez pryzmat tworzących ich reżyserskich gwiazd na wzór zmian, które miały miejsce dekadę wcześniej w Europie. Wizja film d'auteur ma jednak bardzo niewiele wspólne z tym, jak współcześnie robi się filmy czy seriale. Myślenie o pracy zespołowej coraz bardziej wypiera poprzednie nastawienie. Rozwój internetu i nowych mediów sprawiły zaś, że zajrzenie za kulisy powstawania produkcji wideo stało się łatwiejsze niż kiedykolwiek.
Skorzystali na tym m.in. twórcy efektów specjalnych i kaskaderzy.
Widać to choćby na przykładzie popularności liczącego prawie 5 mln subskrybentów kanału Corridor Crew na YouTubie. Powstające tam krótkie filmy fabularne, reklamy i nagrania poświęcone efektom specjalnym zawsze przyciągały sporą publikę, ale prawdziwy boom nastąpił w maju 2019 roku. Na fali rodzącej się wtedy mody na tzw. reaction video członkowie Corridor Crew opublikowali materiał poświęcony efektom specjalnym w „Grze o tron”, „Ostatnim smoku” i słynnym zwiastunie filmu „Sonic. Szybki jak błyskawica”. Odbiór wideo okazał się niezwykle pozytywny (do dzisiaj obejrzało je 6,5 mln osób), więc youtuberzy rozkręcili całą serię, do której wkrótce później dołączyła druga poświęcona stricte wyczynom kaskaderskim.
To zwiększone zainteresowanie tematyką na Zachodzie jest istotne w szerszym kontekście, ale nie ma aż tak wielkiego przełożenia na sam zawód kaskaderów w Polsce. A przynajmniej nie tak bardzo pojawienie się platform streamingowych, które coraz częściej tworzą własne filmy i seriale akcji. To dzięki nim pracy dla kaskaderów jest w ostatnich latach zdecydowanie więcej. Jednocześnie po wielu latach posuchy rodzimi twórcy zaczęli bardziej interesować się kinem gatunkowym. Marek Solek, jeden z najbardziej doświadczonych polskich kaskaderów i koordynator scen kaskaderskich pracujący przy takich produkcjach jak „Pakt”, „Pokot” czy „Nielegalni”, podkreśla, że nawet w okresie pandemii pracy nie brakowało:
Polscy kaskaderzy przyznają, że współpraca z aktorami bywa wyzwaniem, ale nie taki, jak opisał to Tarantino.
Pracujący dużo przy polskich i zagranicznych produkcjach Maciej Kwiatkowski nie przypomina sobie sytuacji, by jakakolwiek polska czy zagraniczna gwiazda zachowywała się wobec niego arogancko lub próbowała „uderzać na serio”. Co ciekawe, w środowisku taka fama przez lata krążyła w kontekście nie Bruce'a Lee a Stevena Seagala, z którym podobno bardzo ciężko było współpracować:
W rzeczywistości największe wyzwanie w pracy z aktorami (również tymi z najwyższej półki) polega raczej na ich nadmiernych obawach o siebie lub wręcz przeciwnie – ambitnej chęci pokazania się w trudnych scenach. Jak podkreśla Solek, nie chodzi o to, że gwiazdorzy nie słuchają rad koordynatora kaskaderów. Po prostu chcą zrobić jak najwięcej, choć czasem nie są gotowi na wielokrotne powtórzenia bolesnego upadku czy trudnej sekwencji walki wręcz. Zaangażowanie gwiazdy danego filmu czy serialu w trudną scenę kaskaderską jest ryzykowne – jeśli coś by się stało, to doszłoby do dużego opóźnienia całej produkcji. To oznacza stratę i czasu, i pieniędzy. Na szczęście większość aktorów rozumie tę zależność i nie robi problemów. Według mojego rozmówcy nawet postaci wyspecjalizowane w sztukach walki takie jak Scott Adkins (nazywany czasem nowym Jean-Claudem Van Dammem) zawsze podchodzą z dużym szacunkiem do rad czy uwag koordynatora i kaskaderów.
Na przygotowania nie zawsze starcza czasu i budżetu.
Możliwość przepracowania pewnych rozwiązań zmniejsza ryzyko, daje komfort i pozwala na szybkie poprawienie niedziałających elementów. Oczywiście wiele zależy to też od umiejętności oraz stopnia skomplikowania choreografii. Aktorzy i kaskaderzy z Hongkongu zasłynęli przed laty tym, że właściwie wszystkie swoje filmy mogli nagrywać z marszu:
Z tego powodu próby okazują się często bardziej potrzebne reżyserom i twórcom zdjęć niż samym aktorom. Nawet najbardziej imponująca scena walki nie zadziała bowiem na widza, jeśli nie zostanie pokazana na ekranie w odpowiedni sposób, a to wymaga konsultacji z reżyserem i operatorem. Co nie znaczy, że kaskaderzy nie są pozytywnie nastawieni do wcześniejszych prób. Wręcz przeciwnie, choć na polskim gruncie rzadko dostaje się dużo czasu na treningi. Marek Solek przypomina sobie jedną sytuację, gdy przez kilka miesięcy przygotowywał aktora do scen bokserskich, co dało bardzo dobre efekty.
Warto przy tym pamiętać, że wszystko to ma też związek z aspektem pracy kaskaderskiej, o którym zbyt rzadko wspomina się publicznie. Nawet w świetnie przygotowanych i zabezpieczonych hollywoodzkich produkcjach zdarzają się wypadki. Czasem nawet śmiertelne. Przez co o kaskaderach zaczęto mówić, że to jedyni członkowie ekipy filmowej naprawdę ryzykujący swoim życiem. Maciej Kwiatkowski przyznaje, że ta świadomość bywa trudna do przezwyciężenia, ale pomaga zaufanie do starszych kolegów:
Kaskaderzy w polskich filmach nadal zbyt rzadko mogą korzystać z nowinek technicznych. Z kolei motion capture stało się podstawą podczas pracy nad grami wideo.
Doświadczony koordynator kaskaderów narzeka, że w rodzimych szkołach filmowych nie przekazuje się wiedzy na temat właściwego kręcenia scen akcji. Z tego powodu absolutne podstawy tego rzemiosła doskonale znane we Francji czy USA dla polskich filmowców bywały czarną magią. W ostatnich latach wraz ze wspomnianym wcześniej upowszechnieniem się materiałów zza kulis i rozmaitych making of reżyserzy i operatorzy otrzymali nowe źródło informacji i szybko zaczęli z nich korzystać, dlatego przekonać ich do niektórych pomysłów jest łatwiej niż kiedyś.
Więcej z nowych technologii korzysta się podczas prac nad wielkimi produkcjami korzystającymi z grafiki generowanej komputerowo oraz nad grami wideo. Maciej Kwiatkowski pracujący przy grach z serii „Wiedźmin” oraz takich tytułach jak „Crysis 3” i „Horizon Forbidden West” podkreśla, że obie branże coraz bardziej się do siebie upodabniają i stawiają przed kaskaderami podobne wyzwania. Co nie oznacza, że nie uświadczymy między nimi żadnych różnic:
Rodzimi kaskaderzy mają więcej pracy dzięki serwisom VOD i grom wideo. Dostrzegają też wzrost świadomości wśród filmowców. Ale na boom podobny do tego z Zachodu muszą poczekać.
Bo choć zawód kaskadera budzi w polskich widzów ekscytację, to niekoniecznie idzie za nią świadomość trudności związanych z tym zawodem, również dlatego, że odbiorcy koncentrują się siłą rzeczy na efekcie finalnym. Wobec niego potrafią być bardzo krytyczni, nawet jeśli nie zawsze wiedzą, co kryje się za sukcesem lub porażką sceny kręconej z udziałem kaskaderów:
*Zdjęcie główne pochodzi z serwisu YouTube.