Disney najwyraźniej zaczął słuchać fanów rozczarowanych ostatnią trylogią filmów „Star Wars”. Dwa rozgrzebane projekty z uniwersum „Gwiezdnych wojen”, czyli „Rogue Squadron” od Patty Jenkins i niezatytułowany nawet film Kevina Feige’a, idą do kosza. Mocy niech będą dzięki!
Disney nabył prawa do marki „Gwiezdne wojny” już lata temu i dostaliśmy od niego mnóstwo filmów, seriali, animacji, książek, komiksów i gier osadzonych w odległej galaktyce. Niestety nie wszystkie te produkcje były udane. „Ostatni Jedi” podzielił fandom na pół i są aż 33 powody, by wkurzać się na „Skywalker. Odrodzenie”. Do dziś żałuję, że zwieńczeniem sagi nie było „Duel of the Fates”!
Czytaj też: 2023 może być przełomowy dla "Gwiezdnych wojen". Seriale na Disney+ to dopiero początek
Na szczęście wszystko wskazuje na to, że Myszka Miki wyciągnęła wnioski. Co prawda w rezultacie od kilku lat produkcji kinowych z uniwersum „Star Wars” nie dostajemy, a do tego nawet nie wiemy, kiedy i jaki film się pojawi w najbliższym czasie, ale narzekać i tak nie zamierzam. Gruchnęły dzisiaj dwie bardzo dobre wiadomości dotyczące tych rozgrzebanych projektów.
Pierwsza: „Rogue Squadron” od Patty Jenkins idzie do kosza.
Nowe filmy z uniwersum „Star Wars” zbierały mieszane oceny, ale z jednym wyjątkiem. „Łotr Pierwszy” okazał się strzałem w solidną dziewiątkę, podobnie jak jego serialowy prequel w postaci „Andora”. Ogłoszenie w 2020 r. filmu „Rouge Squadron” o słynnej Eskadrze Łotrów, której przez pewien czas przewodził sam Luke Skywalker, spotkało się z ciepłym odzewem.
Pech jednak chciał, że do projektu została przypisana Patty Jenkins, która podpadła fanom fatalną „Wonder Woman 1984” z grudnia 2020 r. od konkurencyjnego dla Disneya studia Warner Bros. Po tym, co nawyczyniał Jar Jar J.J. Abrams wolałbym, gdyby za tak istotny projekt wziął się ktoś, kto nie ma na koncie tak spektakularnej wtopy, jak reżyserka produkcji o słynnej Amazonce z uniwersum DC.
Druga: niezatytułowany film od Kevina Feiga też został skasowany.
Tak jak uwielbiam Marvel Cinematic Universe, tak cała czwarta faza, na której cieniem położyła się pandemia, strasznie się… rozlazła. Kevin Feige, który zrobił z samego siebie bohatera w serialu „Mecenas She-Hulk”, chyba za bardzo obrósł w piórka. Lepiej byłoby dla obu marek Disneya, gdyby skupił się na Marvelu, a „Gwiezdnymi wojnami” zajęła się ekipa, która poświęci się temu w pełni. Niestety jak na razie Kathleen Kennedy, obecna szefowa radzi sobie… kiepsko.
Odłożenie projektu Kevina Feige’a do szuflady to również świetne wieści. Ostatnio tak bardzo się cieszyłem przy anulowaniu filmu „Star Wars”, gdy od mojego ukochanego fikcyjnego uniwersum zostali odsunięci twórcy „Gry o tron”, którzy też mieli dostać swój projekt. To powiedziawszy, w produkcji nadal jest film „Star Wars”, który ma wyreżyserować Taika Waititi („Thor: Ragnarok”), ale wiemy o nim tyle, co nic.
Oprócz tego na różnych etapach rozwoju są inne projekty spod znaku „Gwiezdnych wojen”.
Jeden z nich mają wyreżyserować Sharmeen Obaid-Chinoy („Ms. Marvel”) i napisać Damon Lindelof („Watchmen”) oraz Justin Britt-Gibson („Counterpart”). Nie jest z kolei jasne, co dalej z filmami Riana Johnsona, który miał wyreżyserować całą trylogię. Nie dziwię się jednak, że po „The Last Jedi” nikt się nie kwapi, by o tym mówić. Czekam teraz, aż Disney odsłoni karty i zapowie oficjalnie nowe filmy.
Zapowiedzi mogą pojawić się już w kwietniu podczas kolejnego Star Wars Celebration lub w maju na „Dzień Star Wars”. Oczywiście szkoda, że musimy czekać na nie latami, ale lepsze to, niż produkcje sklecone na szybko, bez planu, a na takie zapowiadały się na tym etapie „Rogue Squadron” i produkcja Kevina Feige’a.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że to poniekąd smutne, że fana cieszy kasowanie projektów, a nie zapowiedzi nowych, ale na takim etapie jesteśmy. Niemniej jednak w przyszłość patrzę z optymizmem, a na otarcie łez mam seriale - z fenomenalnym „The Mandalorian” na czele, który właśnie ruszył z 3. sezonem.