Rafał Dębski stał się jednym z najbardziej znanych fantastów polskich ostatnich lat. Ostatnia jego książka - Kiedy Bóg Zasypia - zebrała jak najbardziej pozytywne recenzje, co tę pozycję uświetniło; przestał już być niejako dodatkiem do swojego sławnego w kraju brata Eugeniusza, czyli, jak to się mówi - wyszedł z cienia. Tym razem ostatecznie.
Wyobraźcie sobie małe miasto, raczej miasteczko. Każdy zna każdego, a interesy robią się same. Ileż to takich mieścin znajduje się w naszym kraju. My trafiliśmy do Oleśnicy, czyli na dolny Śląsk. Kiedy jednak spokojne na pierwszy rzut oka miasteczko kładzie się do snu, działają w nim wywiady połowy europejskich krajów! Ale po kolei. Zaczyna się faktycznie mocną bombą - czyli niezidentyfikowanymi zwłokami w środku miasta. Nawet całą seria, można powiedzieć, że trupów wysypało jak grzyby po deszczu. Potem niestety napięcie maleje na chwilę, by w końcu na jakieś ostatnie sto stron uderzyć w czytelnika z całą siłą, niemal wybuchnąć mu w twarz. Wszystko dzieje się naraz i bardzo szybko, by zakończyć się happy endem. Taki miły w gruncie rzeczy kryminał z domieszką niemieckiej Wunderwaffe w tle. Bo przecież kto by się w takie banały jak seryjne morderstwa bawił. Na pewno nie fantasta!
Wizerunku lekkiego kryminału wcale nie burzy język ani atmosfera. Ta książka aż chce, by zostać tak nazwaną, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Mimo że autor stara się wprowadzić ciężki klimat niepewności i jeszcze Bóg wie czego, kończy się na raczej przyjemnym, acz krótkim pliczku stron. Nie twierdzę, że to wada! Czasami trzeba poczytać coś lekkostrawnego, a Labirynt von Brauna właśnie taki jest. Również dość wysoko cenię sobie warsztat Rafała Dębskiego, który dobrze pisze i na tematy błahe jak i poważne oraz nie boi się ich podejmować w swojej twórczości. Może kryminał nie jest gatunkiem jakoś mocno wpływającym na uczucia "wyższe" (jak to teraz się nazywa), przez co nie widać tak mocno tego o czym mowa, ale gdy tylko zakończycie Labirynt, na pewno sięgnięcie bo bardziej dorosłą, acz mocno fantastyczną książkę tegoż autora - Kiedy Bóg Zasypia. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Przyczepić się nie ma właściwie do czego. Wszystko jest na swoim miejscu. Tylko że to wszystko jest dość średnie. Nie ma niestety w książce czegoś co porywa i przyciąga [sukkuba? - Volt.]. Owszem, dzięki żywej fabule czyta się niemal jednym tchem, zwłaszcza wspomnianą końcówkę, ale "to nie to". Nie to samo co Kiedy Bóg Zasypia. Oczywiście to nic złego porównywać dwie książki tego samego autora. Toteż właśnie przez pryzmat Kiedy... patrzeć należy na Labirynt von Brauna. Widać więc, idąc dalej tym tokiem myślenia, regres w twórczości Dębskiego.
Labirynt von Brauna nie jest książką złą. Nie jest książką złą, ani dobrą. Jest przeciętną w całej rozciągłości. Nadaje się do odłożenia na półkę, bo wiem, że już do niej nie wrócę. Niemniej jednak, jeżeli kryminały was kręcą - czemu nie? Warto spróbować. A nuż książka przypadnie Wam do gustu.