REKLAMA

DC pożegnało najlepszego ekranowego Supermana i wcale nie chodzi mi o Henry’ego Cavilla

Już w przyszłym roku do kin trafi film „Superman: Legacy” w reżyserii Jamesa Gunna, który na ołtarzu nowego DC Universe złożył właśnie jedną z najlepszych ekranizacji komiksów w historii o Człowieku ze Stali. I wcale nie chodzi mi tutaj o serię filmów z Henry’ym Cavillem, który wcielał się w Clarka Kenta w kinie, a o niepozorny serial, za którym będę tęsknił. Szybko zleciało.

superman-lois-arrowverse-dc-universe-james-gunn
REKLAMA

James Gunn stworzył nowe DC Universe. W tym celu pozbył się Henry’ego Cavilla i zaorał niemal wszystkie dotychczasowe serie ekranizujące komiksy wydawnictwa odpowiedzialnego za Supermana i Batmana. Pod nóż poszły nie tylko filmy kinowe w ramach DC Extended Universe, od „Człowieka ze Stali” aż po „Aquamana 2”, ale również liczne seriale, w tym np. „Doom Patrol” i „Tytani”.

REKLAMA

W międzyczasie zakończyła się też trwająca dwie dekady przygoda amerykańskiego CW z superbohaterami z Ligi Sprawiedliwości. Ta zaczęła się jeszcze przed powstaniem tej stacji wraz z „Tajemnicami Smallville”, by potem przeobrazić się w tzw. „Arrowverse”. Przez lata takie seriale jak „Arrow” i „The Flash” przeplatały się ze sobą w ramach crossoverów z multiwersum w tle.

„Arrowverse” skończyło się definitywnie 3 grudnia 2024 r. wraz z ostatnim odcinkiem „Superman i Lois”.

Od stacji CW dostaliśmy na przestrzeni lat blisko 1000 odcinków składających się na 10 seriali na motywach komiksów DC, z których większość była ze sobą związana fabularnie. „Superman i Lois” jest jej takim łabędzim śpiewem. Serial co prawda w ramach retconu został uznany za osadzony w innym uniwersum, niż „Arrow” i spółka, ale w tytułowych bohaterów wcielili się tu ci sami aktorzy, którzy w ramach „Arrowverse” grali te postaci. Nie zabrakło też paru cameo.

„Superman i Lois” jest przy tym jedną z najlepszych ekranizacji komiksów w historii. W tej produkcji Człowiek ze Stali jest już dorosłym facetem, a wraz z żoną wychowuje dwoje dzieci, bliźniaków Jordana i Jonathana. Rodzina przeprowadza się do Smallville, gdzie Clark Kent spotyka po latach wielu swoich przyjaciół. Jego synowie zaczynają uczęszczać do szkoły, mierząc się z trudami dorastania, mając z tyłu głowy wielką rodzinną tajemnicę.

Na przestrzeni czterech sezonów, bo tyle stacji CW udało się nakręcić przed rebootem Jamesa Gunna, zdążyłem pokochać interpretacje tych postaci. Tyler Hoechlin jako Clark Kent jest ciepły, poczciwy i mimo wieku - nadal nieco naiwny. Elizabeth Tulloch w roli Lois Lane również wypada świetnie, nadając tej postaci głębi. Została matką, ale nadal jest dziennikarką z krwi i kości, która nawet w małym miasteczku nie składa długopisu ani klawiatury.

Uwaga na spoilery z finałowego odcinka serialu „Superman i Lois”, który pojawi się dopiero za jakiś czas w polskiej wersji serwisu Max.

Twórcy wiedząc, że 4. sezon będzie ostatnim, ani nie silili się na dziwne cliffhangery, ani nie próbowali być requiem dla wszystkich serialowych ekranizacji komiksów DC, w przeciwieństwie do „The Flasha”, w którym zmienił się aktor grający Batmana i który próbował w dość nieudolny sposób uhonorować filmy na ich podstawie. W pierwszej połowie odcinka Superman najpierw zmierzył się po raz ostatni zarówno z Doomsdayem, a potem z Lexem Luthorem.

Druga połowa finałowego epizodu była dosłownym pożegnaniem naszych bohaterów, bo zaliczyliśmy kilka przeskoków w czasie. Domknięto niemal wszystkie wątki, a następnie Clark Kent głosem Tylera Hoechlina wygłosił monolog o przemijaniu. Wraz z nim prześledziliśmy jego dalsze losy, przez małżeństwa jego dzieci i narodziny wnuków, aż do śmierci jego żony (w wyniku nawrotu raka) oraz… jego samego. Superman odszedł spokojnie, w łóżku, w towarzystwie obu swoich synów.

Wbrew pozorom zakończenie nie było smutne, tylko budujące. Serial zostawił nas z przesłaniem, by cieszyć się chwilą oraz kultywować miłość do bliźnich. Poruszył również takie tematy jak przebaczenie oraz dorośle podszedł do kwestii żałoby. Co jednak najważniejsze, stacja CW nie wykorzystała tego odcinka do tego, by przypominać inne produkcje w ramach cyklu „Arrowverse”, tylko skupiła się wyłącznie na bohaterach „Superman i Lois”. 

Quo vadis, DC Universe?

James Gunn miał odciąć się grubą kreską od tego, co było, a „Superman: Legacy” miało być zupełnie nowym rozdaniem, które utoruje drogę innym projektom. W rzeczywistości sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Do nowego DC Universe zaliczać się będzie w końcu drugi sezon serialu „Peacemaker”, podczas gdy pierwszy był częścią już wygaszonego DC Extended Universe (pojawiła się tam nawet w ramach cameo Liga Sprawiedliwości).

Czytaj inne nasze teksty o ekranizacjach komiksów DC:

Można jedynie domniemywać, jakimi pobudkami kierował się James Gunn, który z jednej strony zwolnił Henry’ego Cavilla tuż po zapowiedzi jego powrotu do roli Supermana, a z drugiej zatrzymał obsadę „Peacemakera” (w którym, przypomnijmy, jedną z głównych ról gra jego żona Jennifer Holland). Do tego, co ciekawe, aktorka grająca w DC Extended Universe w Amandę Waller, czyli Viola Davis, ponownie wcieli się w tę postać w ramach DC Universe…

Jakby tego było mało, nawet pomijając „Peacemakera”, film „Superman: Legacy” nie jest pierwszą produkcją z DC Universe. Za tę można uznać animację „Creature Commandos”, której pierwsze dwa odcinki trafiły 5 grudnia 2024 r. do serwisu Max. No i cały czas powstają opowieści pod banderą Elseworlds, które nie są powiązane fabularnie z uniwersum Jamesa Gunna. Do dwóch „Jokerów”, „The Batmana” i jego serialowego spin-offa w postaci „Pingwina” dołączy bowiem „The Batman 2”.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA