W ofercie HBO GO pojawił się nowy serial o superbohaterach. „Superman i Lois” na szczęście nie jest kolejnym origin story o Człowieku ze Stali, tylko dramatem rodzinnym.
OCENA
Znudziły mi się już adaptacje komiksów, które pokazują genezę superbohaterów rozpoznawanych przez całe pokolenia. Tak jak w przypadku takiego Ant-Mana czy Shazama pokazanie, w jaki sposób dany heros zdobył swoje supermoce, ma jeszcze jakiś sens, tak twórcy tego typu produkcji na szczęście wreszcie zrozumieli, że nie potrzebujemy po raz n-ty oglądać, jak umiera wujek Ben i statek kosmiczny rozbija się na polu w Kansas.
Z takiego właśnie założenia wyszli twórcy serialu „Superman i Lois”.
Kolejny serial o Clarku Kencie miło zaskakuje, bo na przypomnienie historii Supermana poświęcono zaledwie kilka minut. W dodatku podobnie jak w przypadku jednego z Peterów Parkerów w animacji „Into the Spider-Verse”, który się zestarzał i dorobił piwnego brzucha, przez co w niczym nie przypominał kreacji Toma Hollanda, tak samo Superman w interpretacji Tylera Hoechlina jest zupełnie inny niż ten grany w filmach przez Henry’ego Cavilla.
Bohater, którego losy śledzimy, ma już około 40 lat, związał się z Lois Lane graną przez Bitsie Tulloch i dorobił się… dwójki nastoletnich synów. Znany z komiksów Jonathan Kent (Jordan Elsass) ma tutaj brata, Jordana Kenta (Alex Garfin). Chłopcy są przy tym tak różni, jak dwie strony monety — pierwszy jest dziarskim sportowcem, podczas gdy drugi to zamknięty w sobie i aspołeczny geek. Obaj nie mają przy tym kompletnie pojęcia, kim tak naprawdę jest ich tata.
Serial zaczyna się w Metropolis, ale niemalże od razu wracamy do Smallville, czyli miasta, w którym Clark Kent się wychował.
Warto przy tym też zaznaczyć, że nie mamy tutaj do czynienia z kontynuacją serialu „Smallville”, a formalnie nowa produkcja jest częścią „Arrowverse”. Tytułowi bohaterowie pojawiali się w innych serialach z cyklu i niewykluczone, że zobaczymy ich jeszcze w jakimś crossoverze. Jak na razie jednak twórcy „Superman i Lois” opowiadają swoją historię, która nie jest bezpośrednio powiązana z takimi produkcjami jak „Arrow”, „Flash” oraz „Supergirl”.
Punktem wyjścia opowieści jest utrata pracy przez Clarka oraz śmierć jego matki, które sprawiają, że Superman z rodziną wraca do miasta, w którym się wychował. Na miejscu spotyka swoją nastoletnią miłość, czyli Lanę Lang Cushing (Emmanuelle Chriqui), która związała się z ich wspólnym znajomym Kyle’em Cushingiem (Erik Valdez) i urodziła mu dwie córki. Starsza z nich, Sarah (Inde Navarrette), niemal od razu wpada w tarapaty w towarzystwie bliźniaków Jonathana i Jordana.
„Superman i Lois” to taki przyjemny serial… familijny.
Każda z produkcji o superbohaterach stacji CW w ramach cyklu „Arrowverse” ma swój niepowtarzalny klimat, a „Superman i Lois” może nie jest sitcomem na wzór „WandaVision”, ale to taka produkcja „dla całej rodziny”. Spodziewam się przy tym, że na przestrzeni pierwszego sezonu, który będzie emitowany na polskim HBO GO równo z amerykańską premierą, będziemy obserwować, jak dorosły już superbohater radzi sobie z wyzwaniami, jakie stawia przed nim rodzicielstwo.
Na przeciwnika głównego bohatera wyrasta tutaj z kolei przedsiębiorca Morgan Edge (Adam Rayner), na którego wspomnienie Lois Lane się niezwykle irytuje — oskarża biznesmena o zniszczenie redakcji gazety Daily Planet w pogoni za tanią sensacją i klikami oraz o żerowanie na maluczkich. Widać też zalążki konfliktu pomiędzy mieszkańcami Smallville, którzy swojej małej ojczyzny nigdy nie opuścili, a przyjezdnymi miastowymi w postaci rodziny Kentów.
Mam nadzieję, że serial bardziej skupi się na tym drugim motywie.
Konflikt pomiędzy mieszkańcami miasta i wsi wydaje się znacznie ciekawszy, niż kolejna walka z kimś pokroju Lexa Luthora. Cieszy przy tym, że produkcja wcale nie kręci się wyłącznie wokół Clarka i jego żony (oraz np. jakichś potworów tygodnia z kosmosu albo innego wymiaru, z którymi Człowiek ze Stali musi walczyć). Równie wiele uwagi poświęca dzieciom. Chłopcy zaś dorastają, więc pojawiają się tutaj takie motywy jak akceptacja w oczach rówieśników, pierwsze zauroczenia itp.
Jak na razie widzę w nowej produkcji amerykańskiej stacji CW, która superbohaterów z komiksów DC wzięła pod swoje skrzydła, spory potencjał, ale czas pokaże, czy twórcom uda się go wykorzystać. Jestem jednak dobrej myśli, bo wygląda na to, że „Superman i Lois” będzie czymś więcej niż jedynie kopią „Supergirl”, a tego się po pierwszych zapowiedziach nieco obawiałem. Pierwszy odcinek, który można obejrzeć w HBO GO, nastraja na szczęście bardzo pozytywnie.