Szału nie ma, chociaż darowanym MMO w serwery się nie zagląda.
Pierwszą ze steam-owych propozycji jest Champions of Regnum. To klasyczna kalka kalki World of Warcraft. MMORPG od NGD Studios ma większość tego, czego potrzeba grom tego typu, aby przez pewien okres czasu utrzymać graczy przy sobie. Mamy skoncentrowanie na potyczkach serwer kontra serwer oraz gracz kontra gracz. Mamy klasyczny świat fantasy, z elfami, orkami i całą obowiązkową menażerią. Nie zabrakło wierzchowców, stolic, mozolnego pięcia się w górę, karmiąc swoją postać punktami doświadczenia. Sami twórcy nie kryją, że powielają pomysły od najpopularniejszych, o czym świadczy etykieta „oldschool MMORPG”. Dużym plusem „Championsów” jest możliwość odpalenia tej gry zarówno w środowisku Windows, jak i na sprzętach z Mac OS i Linuksem.
Dla bardziej rozrzutnych twórcy przygotowali mocną ofertę startową – zaczynamy od 30 poziomu, z niedźwiedziem grizzly, na którym możemy poruszać się w świecie gry. Cena takiego dopalacza to 14 euro, suma niegodna tego tytułu.
Druga z ofert to Star Conflict, kosmiczny symulator statków przyszłości, w którym toczymy gwiezdne boje z innymi graczami. Całość sprowadza się do ciągłego ulepszania naszego cacka, bądź przesiadania się na lepsze, potężniejsze modele. Podobno w kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku, wracam więc na ziemię, ze smutnym werdyktem – kolejny średniak. Bez wydania odpowiedniej porcji zielonych nie ma co myśleć o dobrym wożeniu się po kosmosie. Przeciwnicy mają druzgocącą przewagę ognia i chociaż zdarza się wygrać z nimi za pomocą samych umiejętności, model „daj pieniądz, będziesz dobry” jest zdecydowanie zbyt inwazyjny. Bez wydawania chociaż grosza da się grać, ale większej przyjemności, poza utarciem nosa bardziej zamożnym kolegom w krajów szeroko rozumianego Zachodu, po prostu nie ma. No chyba, że lubimy dowiedzieć się ciekawych rzeczy o własnej matce, bowiem kontrola nad obraźliwym rzucaniem mięsa w naszą stronę praktycznie nie istnieje.
Podobnie jak wcześniejszy tytuł, Star Conflict pozwala na wykupienie dodatkowych pakietów, sprawiających, że uber jesteśmy już na starcie. Aby wypakować się po brzegi, musimy wydać… prawie 140 euro. No bez przesady.