Znacie Gorky 17? Jeśli tak, wiecie, czym stała polska branża ubiegłego wieku. Jeśli nie, warto się zapoznać. Nie kojarzyć najgłośniejszego polskiego tytułu minionego stulecia to jednak lekki wstyd. Jeśli myślicie, że w dzisiejszych czasach Gorky trąci myszką – jesteście w błędzie. Przetestowałem na własnej skórze. No i jestem zachwycony.
Polska. Oddziały NATO. Przerażające mutanty. Klimatyczne lokacje w 2D. Walka w systemie turowym i rozwój podległych nam jednostek. Twórcy wspierani przez wzbudzające nostalgię TopWare Interactive wzięli sprawdzone elementy RTSa i RPG, ulokowali je w wirtualnej Rzeczypospolitej, posypali sporą szczyptą horroru, geo-politycznych spisków, niechęci do Rosjan i ta-dam – przepis na sukces gotowy. Gorky 17 było grą na tyle dobrą, że marka odniosła pewien sukces również na Zachodzie. Oczywiście nie na skalę rodzimego Wiedźmina, Snipera czy Dead Island. Mimo tego Gorky 17 był w pewnym momencie wizytówką naszych cyfrowych możliwości. Wizytówką nader udaną i z niewykorzystanym potencjałem. Grę docenił zwłaszcza światowej sławy IGN, co wtedy wydawało się czymś niespotykanym i jedynym w swoim rodzaju.
Trudno dziwić się sukcesowi gry, jeśli przyjrzymy się, kto jest na nią odpowiedzialny. Za Gorky 17 stoi Metropolis Software, twórcy takich produkcji jak Teenagent, Tajemnica Statuetki czy Interfal. Nic wam nie świta? W takim razie na pewno kojarzycie postać Adriana Chmielarza. Człowiek, który jakiś czas temu pracował nad Bulletstorm i Gears of War, był pomysłodawcą i głównym projektantem Gorky. Inną twarzą projektu jest chociażby Grzegorz Miechowski. Ten mężczyzna założył 11 bit studios i dał światu Warzone: Anomaly Earth. Zgadza się, to właśnie ta gra nazywana jest najlepszym tytułem na tablety i smartfony. Za muzykę odpowiedzialny był ukochany przeze mnie Adam Skorupa, kompozytor przy takich tytułach jak oba Wiedźminy czy Painkiller.
O co chodzi w Gorky 17? Wydana w 1999 roku gra opowiada historię dziejącą się w posępnej, nieodległej przyszłości. W roku 2008 coś bardzo, bardzo złego dzieje się w Lubinie. Miasto, w którym zlokalizowana była dawna placówka radziecka, zostaje otoczona korowodem sił NATO. Sytuacja wydaje się tragiczna, bowiem krążące wokół miasta niczym sępy media mogą w każdej chwili zdradzić brutalną prawdę masom – miasto zamieniło się w prawdziwe piekło, z hordami mutantów biegających po jego ulicach. Z tego powodu Pakt Północnoatlantycki wysyła w teren działań to, co ma najlepsze – trójkę ponadprzeciętnie wyszkolonych komandosów, pod wodzą Cole’a Sullivana.
Połączenie Resident Evil i Jagged Aliance dało świetne rezultaty. Gorky 17 zyskało sobie sporą rzeszę sympatyków, zwłaszcza w Polsce. Co takiego wyjątkowego było w tej produkcji? Zdecydowanie brak jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Turowe potyczki wymagały myślenia i strategicznego działania. Zabójcze dla setek graczy okazało się uposażenie każdego z wojaków. Wyekwipowani w broń palną i amunicję do niej komandosi posiadali ogromną przewagę nad przeciwnikami. Do czasu, aż amunicji zabrakło, a gracz musiał przestawić się na walkę w zwarciu. Wbrew przyjętym schematom, naboje w Gorky 17 nie leżą na ulicy, w każdym zakamarku i za każdym rogiem. Z tego powodu gracz, który zużył zapas amunicji w początkowej fazie rozgrywki, skazywał się na powolną śmierć, z rąk szybko rosnącego poziomu trudności i niedoborów w magazynkach.
Piękne były również lokacje w 2D, przywodzące na myśl legendarne już Raccoon City z pierwszych Resident Evil. Na plus zasługują również projekty maszkar, wykonane w pełnym 3D. Charakterystyczne dla tytułu były również momenty starć – twórcy zapożyczyli model przyjęty przez serię Final Fantasy, gdzie eksplorujemy lokacje bez widocznych przeciwników, którzy „dopadają nas” z ukrycia, natomiast gra przenosi wtedy gracza na osobne pole bitwy, nie będące częścią eksplorowanej w podstawowym trybie mapy. Jak brać, to tylko od najlepszych.
Postanowiłem odświeżyć sobie Gorky 17. Po paru godzinach z tytułem jestem wniebowzięty. Bałem się, że odkurzanie tego reliktu przeszłości może zepsuć mi naprawdę miłe wspomnienia. Nic z tych rzeczy. Nawet pomimo niedopasowanej rozdzielczości, problemów z wyświetlaniem animacji przerywnikowych oraz drętwych linii dialogowych, gra się doskonale. Już niemal zapomniałem, że komputerowe produkcje mogą być nie tylko przyjemnością, ale i wzywaniem, budującym i motywującym do dalszych starć. Szkoda tylko, że po rewelacyjnym początku przygody z Gorky 17 poziom produkcji systematycznie spada, wraz z posuwaniem się w stronę coraz bardziej zamkniętych przestrzeni, skrytych pod ziemią zdewastowanego Lubina. Nawet pomimo tego grę gorąco polecam wszystkim, którzy zakochali się w niej te 14 lat temu. Innych, którzy z Gorky 17 nie mieli wcześniej styczności, ostrzegam. To gra w starym stylu, która nie zakłada, że gracz to kretyn, który musi być prowadzony za rączkę. Gdzie można jeszcze zdobyć produkcję Metropolis Software? Ano od Cenegi, za uczciwe 19 PLN, korzystając z oferty Muve.pl. Gra na pewno jest warta takich pieniędzy.