REKLAMA

Jak odrodził się Kult? Prosto! Za to Kazik "zdziadział"

Gdyby ktoś jeszcze rok temu zapytał mnie o kondycję Kazimierza Staszewskiego, odpowiedziałbym parafrazując jego własny tekst: "Kazik też się sypie, to osobny rozdział". Zdanie podtrzymuję, chociaż nowy Kult puszczam sobie kolejny raz z nieskrywaną przyjemnością.

Od dłuższego czasu staram się nie patrzeć na zespoły "okołokazikowe" (Kult, KNŻ, El Dupa i do pewnego momentu Buldog) przez pryzmat nieszczęśliwych wydarzeń sprzed premiery płyty Hurra. Staszewski napsuł krwi sobie mniej więcej tyle, co fanom, a wielu słuchaczy obraziło się odbijając sobie wyzwiska w wytykaniu krążkowi wszelakich błędów. Według mnie to melodia przeszłości, a ostatecznym zamknięciem afery było przyznanie się ostatnio wokalisty, że teraz do sprawy podchodzi inaczej i nie zareagowałby już tak, jak kiedyś. Niestety, są też inne czynniki, z grupy jak najbardziej muzycznej, które nie pozwalają mi patrzeć na obecny Kult tak, jak bym tego chciał, nie po miłości do niemal wszystkich wydawnictw aż do Ostatecznego Krachu Systemu Korporacji.

Jak odrodził się Kult? Prosto! Za to Kazik „zdziadział”
REKLAMA
REKLAMA

Szybko wytknę wszystkie bóle, których dostarczył mi w ostatnich latach Kazimierz Staszewski: po pierwsze, Unplugged. Cieszę się, że kolejny polski zespół został zaproszony przez MTV, jednak ta płyta to czysta masakra. Pokazuje dobitnie, że czas w tym wypadku nie działa pozytywnie na struny głosowe i nie uświadczymy już nigdy dźwięków takich, jak w zaśpiewanym szybko, ale i łagodnie "Posłuchaj to do ciebie", czy też mocnym "Ja wiem to". Już Hurra pokazała, że Kazik stara się śpiewać ze zbyt dużym tempem jak na swój wiek i teksty albo błyskawicznie recytuje, albo dostaje kompletnej zadyszki. Reaktywacja zespołu Kazik Na Żywo (świetny krok, zaliczyłem cztery koncerty w ciągu paru ledwie miesięcy) przyniosła płytę Bar la Curva / Plamy na słońcu, której mówię stanowcze nie i uzasadnię to krótko: jakkolwiek sympatyczny nie byłby Pan Tomasz Goehs, teksty w tej grupie zawsze tworzył jej lider i tak powinno pozostać. Dobitnie wskazuje na to chociażby jeden z tytułów: "Hanna Gronkowiec walczy", któremu do subtelności tak daleko, jak to tylko możliwe.

Koniec końców, po wielkich obawach przyszło mi zetknąć się z najnowszym wydawnictwem grupy, Prosto. Na wstępie wytłumaczę wszystkim, którzy krążek nabyli w fizycznej postaci: naklejkę z tytułem można dla estetyki oderwać (i klej nawet niczego nie niszczy), ale pod spodem nie ma alternatywnego tytułu, kodu do ukrytej piosenki czy czegokolwiek innego. Bo były takie pogłoski. Natomiast już po włożeniu kompaktu do napędu, można nastawić się na naprawdę Kultową muzykę! W jak najbardziej pozytywnym, choć zaskakującym tego słowa znaczeniu. Gdyby odsłuchać sobie Hurra i tuż potem Prosto, różnica jest kolosalna. Nowy krążek jest świetnie zmiksowany, każdy instrument słychać naprawdę wyraźnie, ścieżki są ze sobą perfekcyjnie dograne, a rozbudowana sekcja dęta na dobre już pozwala zapomnieć, że jeszcze parę lat temu słychać tam było waltornię.

Melodyjnie całość jest na tyle dobra, że kiedy trwało intro pierwszego kawałka, "Teide", miałem nadzieję: "niech nie zepsuje tego wokal". I spełniło się, to utwór instrumentalny! Można spokojnie ustawiać go sobie jako dzwonek w telefonie, melodię budzika (choć w tym wypadku każdą piosenkę da się znienawidzić), czy puszczać o dowolnej porze. Jest po prostu świetny.

Jeśli jednak chodzi o inne warstwy, niż klawisze, gitary, bas, bębny, trąbkę, saksofon i puzon, nie jest niestety najlepiej. Co prawda Kazik przestał wokalnie pędzić, jak na Hurra i teraz śpiewa na miarę swoich możliwości. To znaczy, często recytuje - niestety nie w dobrym stylu z "solowych" wydawnictw, jak w piosenkach "Cztery Pokoje" czy "12 Groszy". Słychać, że po prostu inaczej nie potrafi i jeśli śpiewa, to zwyczajnie wolno, żeby nie zabrzmiało to źle. Nie znając starszych dokonań Staszewskiego - to może się naprawdę podobać. Choć w tym wypadku fakt, że jest "prosto", nie cieszy największych miłośników Kultu.

Podobnie jest niestety z warstwą liryczną. Kto jeszcze pamięta czasy "Arahji"? Tekst był z jednej strony oczywisty, z drugiej jednak, przedstawienie podziału na kilku celnych porównaniach pozwalało nazwać Kazika rockowym poetą. Nie bez powodu "Lewe lewe loff" uderza szczerością, "Historia pewnej miłości" trzyma przy sobie opowiedzianą historią, a "Niejeden" czaruje rytmicznymi powtórzeniami. Teraz już wszystko jest proste jak konstrukcja cepa i możemy posłuchać, że "Jestem Kazik, co po ulicach łazi", a także że "Dobrze być dziadkiem!". Poważnie, słuchanie tego ostatniego refrenu w kółko sprawia, że mam nadzieję, że nikt nie nakryje mnie przy odkrywaniu tej piosenki, bo brzmi to dość obciachowo. Rozumiem, że posiadając wnuczęta należy się z tego faktu cieszyć i tę radość obwieszczać, a do tego artysta ma prawo wyboru tego, o czym śpiewa, ale błagam - niech to się odbywa w choć trochę zakamuflowanej formie.

REKLAMA

Tak naprawdę płyta Prosto nie ma naprawdę mocnych elementów, poza "Teide". Genialne instrumentalnie utwory pozwalają w pełni cieszyć się sobą przede wszystkim wtedy, kiedy słysząc wokal, nie bardzo zwracamy uwagę na słowa. Albo kiedy dopiero teraz odkryliśmy Kult i znamy co najwyżej krążek Hurra. Na rozpoznawalne hity pokroju "Gdy nie ma dzieci" czy "Lewy czerwcowy" nie ma co liczyć. Tak, jak szanuję twórczość Kazimierza Staszewskiego, tak uważam, że wiek nie pozwolala mu wrócić do dawnej wokalnej formy, a do dobrej kondycji w zakresie pisania tekstów on sam chyba nie chce się cofnąć. Niemniej, komu przypadła do gustu Hurra z linijkami pokroju "Ja muszę mieć kutasa na prąd", ten na pewno zagustuje w o niebo lepszym Kult - Prosto.

P.S. Celowo mówiąc o największych dokonaniach nie wymieniałem np. "Baranka" czy "Celiny". Nie chcę mylić płyt Tata Kazika i Tata 2 z całą resztą twórczości Kultu. Wydawnictwa z piosenkami Stanisława Staszewskiego to całkiem osobna bajka i choć są ważnym dziedzictwem w dorobku zespołu, nie można zestawiać ich na równi z autorskimi kompozycjami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA