REKLAMA

Na nowego Kapitana Amerykę warto iść tylko pod jednym (kluczowym) warunkiem. Recenzja

Zazdroszczę widzom, którzy „Kapitana Amerykę: Nowy wspaniały świat” obejrzą w ciemno, a tym, którzy widzieli trailery lub trafili na spoilery, polecam poczekać na premierę w Disney+. Najnowsza produkcja Marvel Studios to nie jest zły film, ale skrzywdzili go marketingowcy Disneya swoimi zwiastunami i plakatami. Recenzja.

kapitan ameryka nowy wspanialy swiat recenzja
REKLAMA

Uwaga na spoilery z filmu „Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat”.

REKLAMA

Powiedzieć, że Marvel Cinematic Universe jest w kiepskiej formie, to jak nic nie powiedzieć. Nie krył tego nawet Deadpool, który przywitał w MCU podobnymi słowami samego Wolverine’a. Stawiam dolary przeciw orzechom, że na tym etapie widzowie wobec najnowszego „Kapitana Ameryki” nie mieli zbyt wysokich oczekiwań. Szkoda jednak, że film, w którym po raz pierwszy na dużym ekranie ikoniczną tarczę dzierży Sam Wilson, został skrzywdzony przez samych twórców.

Jeśli więc nie widzieliście plakatów ani zwiastunów filmu „Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat”, a do tego uniknęliście spoilerów, to zazdroszczę! Entuzjastom ekranizacji komiksów Marvela, którym udało się do tej pory uchować, radzę pędzić do kina na premierę, zanim się na takowe napatoczą w mediach społecznościowych lub dalszej części tej recenzji. Z kolei jeśli wiecie, czego się spodziewać, to seans w kinie można sobie odpuścić i poczekać na premierę w Disney+.

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat - recenzja

Steve Rogers, czyli ten pierwszy Kapitan Ameryka, po wydarzeniach z filmu „Avengers: Koniec gry” poszedł na emeryturę. Wieść gminna niesie, że spędza ją na Księżycu. Zanim jednak zniknął z radaru, przekazał swoją tarczę swojemu przyjacielowi, Samowi Wilsonowi, namaszczając go tym samym na swego następcę. Ten z początku był sceptyczny, ale w końcu przyjął to brzemię w pierwszym serialu aktorskim od Marvel Studios, czyli „Falcon i Zimowy Żołnierz”.

„Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat” jest jego bezpośrednią kontynuacją, która przywodzi na myśl film „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”. Dostaliśmy w końcu kolejny polityczny thriller w ramach MCU, w którym krok po kroku odkrywamy kolejne poziomy konspiracji - tym razem mającej na celu skłócenie ze sobą globalnych mocarstw. To wszystko w tle zakończonych wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, które wygrał dotychczasowy amerykański Sekretarz Stanu.

Kapitan Ameryka 4 to taki Incredible Hulk 1.5, tyle że bez Hulka

Nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych został na Ziemi-616 w końcu nie kto inny, jak Thaddeus „Thunderbolt” Ross: ten sam generał, który polował na Hulka. Jego obsesja poróżniła go z córką, Betty - była w końcu partnerką Bruce’a Bannera. To on jako Sekretarz Stanu doprowadził również do podpisania Protokołu Sokovii, a przepisy wymagające od superbohaterów ujawnienia ich sekretnych tożsamości doprowadziły do rozłamu wśród Avengersów oraz rozpadem tej formacji.

Thaddeus Ross jako prezydent stoi przy tym w obliczu poważnego globalnego kryzysu. Światowe potęgi zbadały martwe cielsko niewykształconego Celestiala wystające z Oceanu Indyjskiego, które pojawiło się w nim w filmie „Eternals” i odkryły w nim nowy metal nazywany adamantium (czyli ten sam, którym pokryto w innym uniwersum szkielet Wolverine’a). Rozpoczął się tym samym wielki wyścig, na który wpływa zza kulis niewidziany od kilkunastu lat szalony naukowiec…

Głównym antagonistą filmu Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat jest Leader.

Samuel Sterns, bo o nim mowa, to znana z komiksów o „Hulku” postać, którą po raz ostatni na ekranie widzieliśmy w filmie „Incredible Hulk” z 2008 r. Został on wystawiony na działanie promieniowania gamma za sprawą kontaktu z krwią przemienionego Bannera, ale nie dało mu to nadludzkiej siły, jak w przypadku kuzynki Bruce’a, czyli Jennifer Walters z serialu „Mecenas She-Hulk”, tylko nadludzki intelekt. Więziony latami przez Rossa, planował swoją zemstę.

Ross już po objęciu urzędu prezydenta postanowił wykorzystać pojawienie się na świecie adamentium, by wzmocnić pozycję Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Zaproponował innym globalnym mocarstwom sprawiedliwe podzielenie się złożami niezwykłego metalu, ale to właśnie jego kraj miał przewodzić jego wydobyciu. Negocjacje szły nieźle aż do momentu, w którym w wyniku machinacji wspomnianego złoczyńcy Japonia się wyłamała.

Już na samym początku jesteśmy świadkami wydarzeń ukazanych w trailerze, które doprowadziły do poróżnienia się przywódców Stanów Zjednoczonych i Japonii. Kapitan Ameryka ruszył z misją oczyszczenia dobrego imienia jednego ze swoich przyjaciół, co zaprowadziło go na trop spisku. Konflikt cudem udało się zażegnać, a gdy już mogłoby się wydawać, iż złoczyńca został pokonany, okazuje się, że plan Leadera był znacznie bardziej złowieszczy.

Czytaj inne nasze teksty poświęcone ekranizacjom filmów Marvela:

Największym problemem filmu Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat jest zaś to, że trailery zdradziły dosłownie całą fabułę filmu.

To smutne, że szefostwo Marvela wraz z ich specami od marketingu najwyraźniej uznało, iż powracający po blisko dwóch dekadach Samuel Sterns wraz z nowym Kapitanem Ameryką to nadal za mało, by zachęcić widzów do odwiedzenia kin. Po tym, jak wygląda struktura filmu „Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat”, która pełna mniej lub bardziej subtelnych wskazówek, iż czeka nas zwrot akcji, po prostu widać, iż scenarzyści szykowali dla nas wielką czerwoną niespodziankę.

Fakt, iż prezydent, który zasłynął swoim polowaniem na Hulka, stanie się podobnym do niego potworem, powinien być trzymany w ścisłej tajemnicy aż do dnia premiery. Dzięki temu fani znający komiksy, przeczuwaliby, iż nadchodzi Red Hulk i przez cały film siedzieliby jak na szpilkach, a wielu widzów, którzy komiksów nie znają, byłoby zaskoczonych w takim samym stopniu, jak po ujawnieniu, iż H.Y.D.R.A. zinfiltrowała T.A.R.C.Z.Ę. w „Zimowym żołnierzu”.

Tak się niestety nie stało, a Red Hulk pojawia się na wszystkich materiałach promocyjnych: od zwiastunów przez plakaty. Z tego powodu scena jego przemówienia przed Białym Domem odarta jest z jakiegokolwiek suspensu. Co innego domyślać się, co się wydarzy, a co innego mieć pewność! „Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat”, który został pozbawiony pierwiastka tajemniczości, stracił jednocześnie swój największy atut. To, co zostało, to film do bólu przewidywalny i odtwórczy.

Niestety inne aspekty najnowszej produkcji Marvela wcale nie ratują.

Sam Wilson jest takim samym herosem, jak w „Falconie i Zimowym Żołnierzu”, a jego pomocnik Joaquin to taki „Ant-Man w domu”, którego żarty są wymuszone. Sceny akcji z użyciem ich skrzydeł są odtwórcze i cały czas miałem wrażenie, że te ciosy już widziałem. To samo tyczy się Red Hulka, który zachowuje się jak każdy inny Hulk, a o tym, iż jego fizjologia opiera się o wysokie temperatury, nie został nawet wspomniany (nawiązuje do tego jedynie animacja przemiany).

Karygodne jest też to, jak kiepsko wykorzystano obecność w obsadzie genialnego Giancarlo Esposito, którego rola Sidewindera z organizacji Żmija ogranicza się do dwóch pojedynków z Samem Wilsonem i krótkiej pogadanki. Aż chce się dać wiarę plotkom, iż w pierwotnej wersji scenariusza w ogóle go nie było i został do niego doklejony na taśmę i ślinę dopiero podczas dokrętek. Cały film wygląda zresztą na mocno poszatkowany, jakby brakowało w nim scen uczłowieczających postaci.

Mam też zastrzeżenia do tego, jak potraktowano postać Shiry Haas. Aktorka gra pochodzącą z Izraela szefową ochrony Rossa, Ruth Bat-Seraph a.k.a. Sabrę, ale pojawia się na ekranie tylko parę razy. No i tak jak z początku staje w opozycji do głównego bohatera, tak niemal natychmiast zmienia front. Nie liczcie też na specjalnie dużo cameo. W całym filmie są jedynie dwa krótkie występy gościnne i to takie po linii najmniejszego oporu w ramach krótkich statycznych scen.

Jednocześnie nie mam intencji, by mieszać nowego Kapitana Ameryki z błotem.

REKLAMA

To takie dobre rzemiosło, ale bez boskiego pierwiastka sztuki. Trudno jednak polecić seans filmu „Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat” w kinie. Odkrycie kart przez Marvela zmieniło go w typowego średniaka-zapychacza, który idealnie pasuje do oferty serwisu Disney+ na leniwy wieczór. A szkoda, bo był potencjał na to, by dorównać uznawanego za najlepszą odsłonę podserii o Strażniku Wolności, którym był „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”.

Słowem: 6 tarcz na 10.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-02-14T13:19:46+01:00
Aktualizacja: 2025-02-13T19:01:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-13T11:26:26+01:00
Aktualizacja: 2025-02-12T19:41:07+01:00
Aktualizacja: 2025-02-12T13:32:44+01:00
Aktualizacja: 2025-02-12T12:17:11+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA