REKLAMA

Bromskiego w kryminał uwikłanie

Polskie kino kryminalne dla wielu skończyło się 19 lat temu, wraz z premierą drugich „Psów” Władysława Pasikowskiego. Od tego czasu – poza mocnym „Pitbulem” Patryka Vegi – nie ukazało się w tym gatunku właściwie nic godnego uwagi. Trend ten miał szansę odwrócić się dwa lata temu za sprawą filmu „Uwikłanie”, na podstawie książki Zygmunta Miłoszewskiego o tym samym tytule. Wyszło, niestety, średnio.

Bromskiego w kryminał uwikłanie
REKLAMA

„Uwikłanie” miało potencjał stać się dziełem naprawdę udanym. Fabuła literackiego pierwowzoru trzyma w napięciu, jest dynamiczna, wypełniona interesującymi postaciami z wyjątkowo intrygującym głównym bohaterem, prokuratorem Teodorem Szackim na czele. Budżet filmu jak na rodzime warunki był całkiem pokaźny (ponad sześć milionów złotych), obsada niezła, a za reżyserię wziął się Jacek Bromski, któremu udało się stworzyć w przeszłości kilka nie najgorszych produkcji. Coś jednak poszło nie do końca tak, jak powinno. Tym czymś był scenariusz.

REKLAMA
Uwiklanie_2

Metoda ustawień rodzinnych
Nazywana metodą Hellingera od nazwiska jej twórcy, Barta Hellingera, niemieckiego psychoterapeuty. Metoda ustawień rodzinnych jest stosunkowo młoda, w obecnej formie funkcjonuje dopiero od około dwudziestu lat. Polega ona na ujawnieniu oraz zmianie nieuświadomionych sił panujących w rodzinie pacjenta, które mają powodować problemy życiowe oraz dolegliwości psychiczne i fizyczne. Podstawowym czynnikiem patogennym jest uwikłanie – nieświadome przejęcie przez jednego członka rodziny wzorca zachowań od innego, starszego członka. Dokonywane przez uwikłaną jednostkę wybory życiowe, losy związków, samopoczucie, a nawet choroby somatyczne są zdeterminowane lub współkształtowane przez rodowe uwikłania. Według Hellingera, obca osoba symbolicznie ustawiona na miejscu kogoś z rodziny pacjenta będzie miała takie same odczucia jak człowiek, którego reprezentuje, mimo iż nic o nim nie wie. Celem metody ustawień rodzinnych jest ukazanie owych nieuświadomionych więzi, dzięki czemu możliwe staje się zerwanie uwikłania.
Niemieckie towarzystwo psychologiczne odżegnuje się od metod i praktyk stosowanych przez Hellingera i jego szkołę.

Film opowiada historię prokurator Agaty Szackiej (Maja Ostaszewska), która wraz z komisarzem Sławomirem Smolarem, stara się rozwiązać zagadkę tajemniczego zabójstwa w pałacu w Przegorzałach. W trakcie odbywającej się tam terapii grupowej prowadzonej metodą Hellingera, jeden z uczestników, Henryk Telak (Krzysztof Globisz) zostaje znaleziony martwy, z rożnem wbitym w czaszkę. W trakcie trudnego i skomplikowanego śledztwa na jaw mogą wyjść skrzętnie skrywane sekrety sprzed lat, których pewna wpływowa grupa ludzi wolałaby nigdy nie ujawniać. I jest gotowa posunąć się do wszystkiego, byleby tajemnica została zachowana. Okazuje się, że gra toczy się o wiele większą stawkę, niż początkowo zakładano.

REKLAMA

Stworzona przez Miłoszewskiego intryga jest porywająca i błyskotliwa. Czytelnik zostaje wciągnięty w wir wypadków niczym w oko cyklonu i z zapartym tchem śledzi rozgrywające się na kartach powieści wydarzenia. Filmowa wersja jest pod tym względem o wiele mniej emocjonująca. Okrojony scenariusz jest niestety dużo bardziej przewidywalny i – co dość zaskakujące – niemrawy. Na wprowadzonych przez Bromskiego zmianach w stosunku do książki cierpią też postaci i dialogi. Kreacja prokuratora Szackiego jest szalenie intrygująca i choć nie jest to człowiek, którego określilibyśmy mianem „sympatycznego”, przez cały czas kibicujemy mu i przeżywamy jego rozterki. Filmowa prokurator Szacka (w jakim celu postanowiono zmienić płeć głównego bohatera pozostaje dla mnie zagadką) to kompletnie nie ta sama postać – ma zupełnie inny charakter i nakreślona jest tak, że właściwie przez cały seans pozostaje nam obojętna. Również drugoplanowi bohaterowie są generalnie mało ciekawi. Może jedynie czarne charaktery wzbudzają w nas jakieś większe emocje, choć i tak nie rzucają na kolana. Wspomniane zaś dialogi zostały mocno odarte z żywiołowości i zbyt często brzmią zwyczajnie drętwo.

„Uwikłanie” mimo wszystkich swoich wad, nie jest filmem złym, choć nie warto oczekiwać po nim cudów. Dobre wrażenie robi muzyka, podobają mi się zdjęcia, a sama fabuła potrafi zainteresować. Przyzwoite kryminalno-polityczne kino, które może się podobać – przede wszystkim tym, którzy albo książkowego pierwowzoru nie czytali, albo się w nim nie zakochali.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA