REKLAMA

Zastanawiasz się, jak „Kraina nocy” łączy się z tym pierwszym „True Detective”? Zadajesz złe pytania

Oglądasz nowy sezon „True Detective” i szukasz powiązań „Krainy nocy” z tym pierwszym, w którym pojawili się Rust Cohle i Marty Hart? Może i „czas to płaski krąg”, ale i tak zadajesz złe pytania.

detektyw-kraina-nocy-easter-egg-powiazania-pierwszy-sezon-true-detective-hbo-nic-pizzolatto
REKLAMA

Główna bohaterka „Detektyw: Kraina nocy” męczy współpracowników powtarzanymi jak mantra prośbami: „zadaj pytanie”. Dopiero po całej ich serii odkrywa kolejne tropy i motywy, którymi kierowali się mordercy oraz ich ofiary. Widzowie również powinni tę sugestię wziąć sobie do serca, bo jeśli poprzestaną na pytaniach, które do głowy przychodzą jako pierwsze, to dadzą się sprowadzić na manowce.

REKLAMA

W końcu „Detektyw” działa najlepiej jako antologia.

True Detective” okazał się jednym z największych HBO. Opowieść o dwóch policjantach poszukujących na przestrzeni dekad sprawców makabrycznych morderstw w Luizjanie rozpalała wyobraźnię widzów na długo po zakończeniu emisji. Rust Cohle i Marty Hart, niczym bujający w obłokach Mulder i racjonalna Scully, patrzyli zaś na śledztwo, które wymykało się rozumowi, z różnych perspektyw.

Nic dziwnego, że na kanwie tego sukcesu pojawiły się kolejne sezony „Detektywa” wydanego w 2014 r., a jego twórca Nici Pizzolatto podjął najlepszą możliwą decyzję: zdecydował się na antologię. Kolejne dwie opowieści z lat 2015 i 2019 zabrały nas do innych rejonów Stanów Zjednoczonych, gdzie pojawili się zupełnie nowi bohaterowie badający niezwiązane z pierwszym sezonem makabryczne zbrodnie.

Czytaj inne nasze teksty na temat serialu „Detektyw”:

A potem nastąpiła wieloletnie przerwa i na „Detektywie” wielu widzów postawiło krzyżyk.

Co prawda HBO rok po trzecim sezonie „Detektywa” dało nam „Outsidera” na podstawie prozy Stephena Kinga, który był takim duchowym spadkobiercą serialu Nica Pizzollato, ale na pełnoprawny czwarty sezon czekaliśmy jeszcze dłużej niż na trzeci - aż pół dekady. Zdążyłem stracić nadzieję, że takowy kiedykolwiek się pojawi, aż pojawiła się zapowiedź „Night Country” z Jodie Foster w roli głównej.

HBO postanowiło markę odświeżyć, ale „True Detective: Night Country” realizowane jest już bez Nica Pizzolatto w roli showrunnera. Do tego po raz pierwszy w historii dostaliśmy sezon z oficjalnym podtytułem, a miejscem akcji nie są już stany skąpane słońcem, tylko pogrążona w długiej nocy Alaska. Z jednej strony wszystko staje tutaj na głowie, a z drugiej - mamy w końcu powrót do korzeni.

Widzowie prześcigają się teraz w szukaniu powiązań pomiędzy 1. i 4. sezonem „True Detective”.

Drugi i trzeci sezon „Detektywa” osadzone były w tym samym uniwersum, ale nawiązań między nimi prawie nie było. Nowy sezon z kolei do tego, by szukać easter-eggów, zachęca bez kozery. Już w kilku pierwszych odcinkach przewija się charakterystyczny symbol spirali i nawet nazwa złowrogiej korporacji Tuttle United, o której słyszeliśmy po raz pierwszy dekadę temu - a to nie koniec.

Może i nie mamy tutaj wspomnianego wprost Króla w Żółci, tudzież Hastura i nikt (jeszcze?) nie szuka Carcossy na Alasce, ale lovecraftowe mythos jest tu wręcz namacalne. Problem w tym, że to polowanie na easter-eggi oraz Cthulhu odciąga naszą uwagę od głównego wątku „Night Country”, czyli historii zniknięcia Annie Kowtok oraz wpływu okolicznej kopalni na zdrowie mieszkańców Ennis.

Może i „czas to płaski krąg”, ale widzowie powinni zadawać sobie inne pytania niż te, które pierwsze cisną się na usta.

Łatwo dać się wciągnąć w grę, polegającą na analizowaniu klatka po klatce nowej produkcji w poszukiwaniu odniesień do pierwszego sezonu, ale to ślepa uliczka. Nowa opowieść showrunnerki Issy Lopez sama w sobie jest na tyle angażująca, że lepiej skupić się na tym, czego szukają Danvers i Navarro. „Kraina nocy” sprytnie zarysowuje też relacje między bohaterami i nie przesadza z ekspozycją.

Zamiast zastanawiać się, czy Navarro faktycznie rozmawiała z umierającym naukowcem, czy też doświadcza wizji lub halucynacji, lepiej zadać pytanie o to, czemu akurat te słowa musiała usłyszeć i co one dla niej znaczą. Zamiast śledzić powiązania stacji badawczej z pewną korporacją lepiej skupić się na tym, co Danvers po powrocie z pogrzebu kolejnego noworodka przeżywa.

I w tym kontekście to ja nawet rozumiem rozgoryczenie twórcy pierwszego „Detektywa”.

Chociaż jest producentem wykonawczym „Krainy nocy”, to krytykuje w mediach społecznościowych 4. sezon, bo podążył w innym kierunku, niż jego zdaniem powinien. Warner Bros. Discovery najwyraźniej jednak nie ma z tym problemu, więc Nic Pizzolatto może sobie przybić piątkę z Alanem Moore’em, autorem komiksów „Watchmen”, który nie kryje pogardy dla wydawnictwa DC za to, co z nimi zrobiło.

„Strażnicy” z lat 80. również byli historią zamkniętą, a przy okazji celną satyrą na superbohaterów. Mimo to wydawnictwo DC zdecydowało się po latach wtrynić ich na siłę do uniwersum Supermana i Batmanaoraz przygotowało kiepsko przyjęte prequele, a do tego Warner Bros. obok kinowej ekranizacji wydał serialową kontynuację, która dla wielu fanów była zamachem na świętość.

W przypadku „True Detective” mamy do czynienia z czymś podobnym.

Z początku była to antologia powiązana jedynie za sprawą charakterystycznego klimatu łączącego twarde dowody z metafizyką, ale „Kraina nocy” stała się nagle kopalnią easter-eggów. Brakuje jej też subtelności - fani bez problemu powiązali jedną z postaci z Rustem, ale scenarzyści uznali, że trzeba wspomnieć jego ojca, Travisa Cohle’a wprost, z nazwiska. A magia w takich chwilach pryska.

REKLAMA

Jeśli w serialu pojawi się sam Rust Cohle, czy to w tej głównej linii czasowej, czy to w ramach retrospekcji, będę rozczarowany. Nowa opowieść sama w sobie jest na tyle ciekawa, że twardo stoi na własnych nogach, a powrót po latach postaci Matthew McConaugheya (będącego swoją drogą producentem wykonawczym „Krainy nocy”) niepotrzebnie odwróciłaby uwagę od nowej grupy bohaterów.

Tyle dobrego, że Nic Pizzolatto w swoich wypowiedziach na temat 4. sezonu „Detektywa” stwierdził, że akurat nic takiego nie będzie miało miejsca, ale zobaczymy, czy HBO nie wywinie i jemu, i nam, jakiegoś numeru w kolejnych odcinkach. Alan Moore swego czasu pewnie też by z pełnym przekonaniem mówił, że Doktor Manhattan i Komediant z Supermanem i Batmanem się nigdy nie spotkają…

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA