REKLAMA

W takim "Detektywie" się zakochałem. "Kraina nocy" to perła godna 1. sezonu serii

„Detektyw” to taki dziwny twór, którego pierwszy sezon z miejsca zyskał status kultowego, a kolejne nawet nie zbliżyły się do jego jakości. Jasne, 3. odsłona to naprawdę solidny kryminał, ale 2. okazała się zwykłym niewypałem, którego nie ratuje znakomita obsada. W obu przypadkach nie było mowy o podobnej gęstości, ciężarze czy scenariuszowym dopracowaniu. Na szczęście nadszedł sezon 4., który okazuje się najgodniejszym spadkobiercą cyklu. „Kraina nocy” to świetna rzecz.

detektyw sezon 4 serial recenzja opinie kraina nocy true detective

REKLAMA

Równo pięć lat po premierze pierwszego odcinka poprzedniej odsłony, HBO Max prezentuje nam 4. sezon serialu "Detektyw" (oryg. "True Detective"). Ta nieprawdopodobnie nierówna antologia składa się z mrocznych opowieści kryminalnych, z których dopiero najnowsza - "Kraina nocy" - zdaje się dorastać do pięt "jedynce". I choć ostatecznie nie udaje jej się przebić opowieści o duecie Rust Cohle-Marty Hart, z całą pewnością nie przynosi jej wstydu.

Najnowsze dzieło Nica Pizzolatto rozgrywa się w fikcyjnym mieście Ennis na Alasce i skupia się na śledztwie w sprawie zniknięcia ośmiu mężczyzn pracujących w stacji badawczej. Panowie - a raczej ich ciała - odnajdują się po kilku dniach: nadzy i zamarznięci. Ich oblicza wykrzywione są nieopisanym strachem. Sprawą zajmują się dwie śledcze - Liz Danvers (w tej roli Jodie Foster) i Evangeline Navarro (Kali Reis). To, rzecz jasna, bardzo skrótowe i powierzchowne streszczenie fabuły, o której nie będę pisał nic więcej - im mniej wiecie przed seansem, tym lepiej dla was.

Czytaj więcej recenzji na łamach Spider's Web:

REKLAMA

Detektyw: Kraina nocy (sezon 4.) - recenzja serialu

W "Krainie nocy" serial "Detektyw" powraca do miksu klasycznej kryminalnej narracji z elementami metafizycznymi. Zarówno nastrojem, jak i pewnymi obrazami czy dialogami nawiązuje do jedynki, na każdym kroku przypominając, że to właśnie ona jest dla niego wzorem i inspiracją. Niepotrzebnie - to po prostu czuć. Podejście do historii, intryga, mocna perspektywa bohaterów (tym razem kobieca), wszechobecna niepewność czy atmosfera niepokoju nie pozostawiają wątpliwości co do dziedzictwa.

Detektyw

Podobnie jak w oryginale, tak i tutaj to widz decyduje o roli motywów nadprzyrodzonych. Mity i przesądy rdzennych mieszkańców Ennis są autentyczne na tyle, na ile im na to pozwolimy. Serial - mocno osadzony w dezorientującym settingu - nie definiuje, nie stawia jednoznacznych odpowiedzi, nie kreuje niepodważalnych definicji. Racjonalne wytłumaczenia możemy zastępować wyjaśnieniami metafizycznymi - trudno powiedzieć, które są bardziej słuszne. 

Co ciekawe, przy "Krainie nocy" dość często obawiamy się klasycznych jump-scare’ów, a poczucie wszechobecnego lęku dominuje tu znacznie, znacznie bardziej, niż w którejkolwiek z poprzednich serii - z drugiej strony regularnie mówi się tu o zdrowiu psychicznym i szkodliwych skutkach życia w tym ponurym środowisku nieustającego zmroku. W końcu zaś przez tę mrożącą krew w żyłach, kryminalną opowieść przebija się historia o ogromie krzywd - wyrządzonych nie tylko ludziom, lecz także naturze.

REKLAMA

Co ważne, całość zmierza ku naprawdę przemyślanemu, świetnie napisanemu i satysfakcjonującemu - w moim odczuciu - zakończeniu. A te były dotychczas powszechnie uznawane za Achillesową piętę całego cyklu. Nie tym razem! Dodam też, że główne bohaterki są na tyle interesujące i skontrastowane, by zainteresować widza i w jakiś sposób go z nimi związać.

Jedyne, co naprawdę pozostawia wiele do życzenia, to postacie drugoplanowe - sprowadzone głównie do roli drobnych funkcji rozwijającej fabułę, ekspozycyjnej lub reprezentacyjnej. Nie szkodzi. Na takiego "Detektywa" czekałem blisko dekadę. 

Detektyw: Kraina nocy - premiera na HBO Max już dziś, 15 stycznia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA