„Detektyw” to taki dziwny twór, którego pierwszy sezon z miejsca zyskał status kultowego, a kolejne nawet nie zbliżyły się do jego jakości. Jasne, 3. odsłona to naprawdę solidny kryminał, ale 2. okazała się zwykłym niewypałem, którego nie ratuje znakomita obsada. W obu przypadkach nie było mowy o podobnej gęstości, ciężarze czy scenariuszowym dopracowaniu. Na szczęście nadszedł sezon 4., który okazuje się najgodniejszym spadkobiercą cyklu. „Kraina nocy” to świetna rzecz.
OCENA
![detektyw sezon 4 serial recenzja opinie kraina nocy true detective](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2024%2F01%2Fdetektyw-4-hbo.jpeg&w=1200&q=75)
Równo pięć lat po premierze pierwszego odcinka poprzedniej odsłony, HBO Max prezentuje nam 4. sezon serialu "Detektyw" (oryg. "True Detective"). Ta nieprawdopodobnie nierówna antologia składa się z mrocznych opowieści kryminalnych, z których dopiero najnowsza - "Kraina nocy" - zdaje się dorastać do pięt "jedynce". I choć ostatecznie nie udaje jej się przebić opowieści o duecie Rust Cohle-Marty Hart, z całą pewnością nie przynosi jej wstydu.
Najnowsze dzieło Nica Pizzolatto rozgrywa się w fikcyjnym mieście Ennis na Alasce i skupia się na śledztwie w sprawie zniknięcia ośmiu mężczyzn pracujących w stacji badawczej. Panowie - a raczej ich ciała - odnajdują się po kilku dniach: nadzy i zamarznięci. Ich oblicza wykrzywione są nieopisanym strachem. Sprawą zajmują się dwie śledcze - Liz Danvers (w tej roli Jodie Foster) i Evangeline Navarro (Kali Reis). To, rzecz jasna, bardzo skrótowe i powierzchowne streszczenie fabuły, o której nie będę pisał nic więcej - im mniej wiecie przed seansem, tym lepiej dla was.
Czytaj więcej recenzji na łamach Spider's Web:
Detektyw: Kraina nocy (sezon 4.) - recenzja serialu
W "Krainie nocy" serial "Detektyw" powraca do miksu klasycznej kryminalnej narracji z elementami metafizycznymi. Zarówno nastrojem, jak i pewnymi obrazami czy dialogami nawiązuje do jedynki, na każdym kroku przypominając, że to właśnie ona jest dla niego wzorem i inspiracją. Niepotrzebnie - to po prostu czuć. Podejście do historii, intryga, mocna perspektywa bohaterów (tym razem kobieca), wszechobecna niepewność czy atmosfera niepokoju nie pozostawiają wątpliwości co do dziedzictwa.
Podobnie jak w oryginale, tak i tutaj to widz decyduje o roli motywów nadprzyrodzonych. Mity i przesądy rdzennych mieszkańców Ennis są autentyczne na tyle, na ile im na to pozwolimy. Serial - mocno osadzony w dezorientującym settingu - nie definiuje, nie stawia jednoznacznych odpowiedzi, nie kreuje niepodważalnych definicji. Racjonalne wytłumaczenia możemy zastępować wyjaśnieniami metafizycznymi - trudno powiedzieć, które są bardziej słuszne.
Co ciekawe, przy "Krainie nocy" dość często obawiamy się klasycznych jump-scare’ów, a poczucie wszechobecnego lęku dominuje tu znacznie, znacznie bardziej, niż w którejkolwiek z poprzednich serii - z drugiej strony regularnie mówi się tu o zdrowiu psychicznym i szkodliwych skutkach życia w tym ponurym środowisku nieustającego zmroku. W końcu zaś przez tę mrożącą krew w żyłach, kryminalną opowieść przebija się historia o ogromie krzywd - wyrządzonych nie tylko ludziom, lecz także naturze.
Co ważne, całość zmierza ku naprawdę przemyślanemu, świetnie napisanemu i satysfakcjonującemu - w moim odczuciu - zakończeniu. A te były dotychczas powszechnie uznawane za Achillesową piętę całego cyklu. Nie tym razem! Dodam też, że główne bohaterki są na tyle interesujące i skontrastowane, by zainteresować widza i w jakiś sposób go z nimi związać.
Jedyne, co naprawdę pozostawia wiele do życzenia, to postacie drugoplanowe - sprowadzone głównie do roli drobnych funkcji rozwijającej fabułę, ekspozycyjnej lub reprezentacyjnej. Nie szkodzi. Na takiego "Detektywa" czekałem blisko dekadę.
Detektyw: Kraina nocy - premiera na HBO Max już dziś, 15 stycznia.