Trochę mi wstyd, że "Miłość do kwadratu 2" reprezentuje Polskę na Netflixie

Nie dziwi, że nowe polskie produkcje przez pewien czas po premierze doskonale sobie radzą w rankingu TOP 10 najpopularniejszych filmów i seriali w ofercie. Statystyczny polski widz chętnie wybiera się na rodzimą produkcję do kina czy też odpala taką w streamingu. Tego, czy to szmira, czy udany tytuł, dowiaduje się dopiero w trakcie seansu. Gdy dodamy do tego debiut umiejscowiony czasowo w okolicach Walentynek, otrzymujemy kilka tygodni na szczycie topki "filmów w Polsce dzisiaj", którą streamingowy gigant aktualizuje każdego dnia.

Co ciekawe, polskie produkcje czasem znakomicie sobie radzą również za granicą. Problem polega na tym, że zazwyczaj są to kiepskie, wręcz problematyczne niewypały pokroju "365 dni". Tym razem światowy rynek podbił inny polski obraz.

Ta - wybaczcie dosadność - koszmarna polska komedia romantyczna miała swoją premierę 13 lutego. Jest ona kontynuacją hitu Netflixa z 2021 roku - poznajemy w niej kolejny rozdział miłosnej historii Enzo i Moniki, którzy przeżywają trudne chwile w swoim związku. Znany dziennikarz stracił pracę, a jego partnerka zaczyna nowy etap w swoim życiu. Twardo stąpająca po ziemi nauczycielka podejmuje wyzwanie prowadzenia show dla dzieci, a Enzo poszukuje nowej ścieżki dla siebie. Między nimi staje Rafał - sławny i przystojny prezenter telewizyjny.

W swojej recenzji nazwałem film Filipa Zylbera kandydatem na najgorszą polską komedię romantyczną roku - i podtrzymuję swoje zdanie. W sumie "Miłość do kwadratu jeszcze raz" oglądano przez 12,76 mln godzin. To prawie 3 mln więcej w porównaniu z drugim miejscem na tej liście w światowym zestawieniu.