REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Okultyzm, pandemia, seria porwań. Ten film to nowy hit Netflixa

„Infiesto” to kolejny hiszpański thriller kryminalny, który w ostatnim czasie trafił do oferty Netflixa. Subskrybenci ewidentnie lubią podobne klimaty - tego typu produkcje zazwyczaj szybko lądują w TOP 10 najczęściej oglądanych tytułów serwisu. Świadomi upodobań widzów włodarze korzystają z popularności gatunku i zlecają realizację kolejnych podobnych opowieści, słusznie przewidując, że wykręcą one imponujące wyniki oglądalności.

09.02.2023
18:24
infiesto netflix recenzja film opinie
REKLAMA

Niestety, większość hiszpańskojęzycznych thrillerów Netflixa to przeciętniaki, które tylko pozornie wyróżniają się na tle pozostałych. „Infiesto” jest właśnie takim filmem - mami nas obietnicą nietypowego mariażu motywów (tutaj: seria porwań, okultyzm, koronawirus i nieokreślone zagrożenie), ostatecznie okazując się jeszcze jednym zdjętym z taśmy produkcyjnej kompletem gatunkowych klisz. 

Film w reżyserii Patxi Amezcui - twórcy, którego portfolio składa się niemal wyłącznie z nieznanych Polakom gatunkowców - to oparta na oryginalnym scenariuszu opowieść o śledztwie prowadzonym przez parę detektywów. Jest marzec 2020 roku, pierwszy dzień pandemii koronawirusa. Policjant i policjantka zostają wezwani do małego górniczego miasteczka na nizinach Asturii, gdzie właśnie odnaleziono zaginioną wiele lat temu młodą kobietę. Partnerzy próbują rozwikłać sprawę serii porwań: badają przerażające, okultystyczne tropy i toczą wyścig z czasem, by dopaść odpowiedzialnych za zbrodnie zwyrodnialców. Tymczasem świat dookoła zdaje się rozpadać - osobiste tragedie dotykają właściwie wszystkich, a szalejąca pandemia komplikuje nie tylko śledztwo, ale i życie prywatne inspektor Garcíi i podinspektorki Castro.

REKLAMA

Infiesto - recenzja hiszpańskiego filmu Netflixa

Infiesto

Twórca początkowo buduje wrażenie, jakoby w jego dziele sporą rolę odgrywał swoisty mistycyzm. Zachęcony i zaintrygowany, po upływie pierwszych dwudziestu minut zrozumiałem, że dałem się zrobić w konia. „Infiesto” to stuprocentowo konwencjonalny, poskładany z najpopularniejszych schematów thriller. Oczywiście - w standardowej, bardziej tradycyjnej strukturze podobnych kryminałów nie ma niczego złego; wciąż mogą zapewnić solidny seans, o ile odpowie za nie odpowiednio wprawiony, zdolny rzemieślnik. Problem polega na tym, że choć Amezcua sięgnął po kilka bardziej oryginalnych konceptów, rozwiązania fabularne najprędzej sprowokują nas do szerokiego ziewnięcia. I to mimo zadziwiająco wartkiej jak na ten rodzaj opowieści akcji.

Szybkie tempo nie przysłużyło się obrazowi. Zamknięcie tej historii w zaledwie półtorej godziny sprawia, że twórca nie ma czasu na zbudowanie napięcia i pochylenie się nad bohaterami. Kolejne elementy układanki są ujawniane i odhaczane zdecydowanie za szybko; nie sposób nie odnieść wrażenia, że sprawa rozwiązuje się niemal sama, bez aktywnej roli Garcii i Castro. Co gorsza, para głównych postaci - nie mówiąc o dalszym planie - to chodzące archetypy, o których dowiadujemy się nieprzyzwoicie niewiele i które nie przechodzą żadnej sensownej drogi w trakcie filmu. A trudno żywić jakiekolwiek emocje względem dwóch nieciekawych klisz.

REKLAMA

Reżyser musiał stwierdzić, że sam obraz doskonale sprawdzi się w nadaniu „Infiesto” ponurego, ciężkiego tonu.

W związku z tym zdecydował się na niezwykle irytujący, jesienno-żółty filtr, przypominający nieco połączenie efektu z „Siedem” i wyśmiewanych w memach, pomarańczowych „sekwencji meksykańskich” w części amerykańskich filmów. Skutek? Poczucie pewnego odrealnienia, które nie zaważyło na tonalnej ciężkości - w tym wypadku raczej utrudniło immersję. Przez pół seansu nie mogłem uwolnić się od myśli, że ktoś tu zagalopował się w przesuwaniu suwaka podczas obróbki.

Postacie (również antagoniści) i cała intryga są dość płytkie, a kolejne zwroty akcji - coraz bardziej przewidywalne. Nie mamy nawet okazji, by zaangażować się w tę historię, przejąć czyimś losem, zaniepokoić lub nad czymkolwiek zastanowić. 90 minut skakania po kolejnych etapach śledztwa mija szybko, ale i bez emocji. W ostatnich miesiącach Netflix proponował nam wiele znacznie, znacznie lepszych thrillerów - ten możecie sobie odpuścić. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA