REKLAMA

Obejrzysz wideo i po raz kolejny po 7 dniach umierasz. Rings - recenzja Spider's Web

Film, który po skończeniu zdjęć aż trzy lata czekał na premierę, wreszcie trafił do polskich kin. Rings, czyli kontynuacja kultowego horroru sprzed 15 lat, próbuje straszyć widzów od minionego piątku. Szkoda tylko, że z marnym skutkiem, a Leonard z The Big Bang Theory wcale w nie pomaga.

Rings recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Rings to kontynuacja kultowego amerykańskiego horroru The Ring z 2002 roku, który z kolei bazował na motywie zaczerpniętym z japońskiej oryginału. Motyw przewodni był dość prosty: istnieje przeklęta kaseta wideo, a każdy, kto zobaczy umieszczone na niej nagranie ginie w przeciągu siedmiu dni po zapoznaniu się z nią.

rings recenzja class="wp-image-57765"

Pierwszy The Ring nie wszystkim przypadł do gustu, ale film przebił się do mainstreamu i zarobił ogromne pieniądze.

Do dziś pamiętam jak do bohaterów, którzy obejrzeli znajdujące się na felernej kasecie nagranie, dzwonił od razu telefon. Ktoś w słuchawce w ramach jednego z najlepszych product placementów w historii kina chrypliwym głosem reklamował rogalik 7 Days informował nieszczęśliwców, że w przeciągu siedmiu dni zginą.

Główną rolę w The Ring odgrywała Naomi Watts, która wpadła na trop przerażającej kasety. Wokół osób, które obejrzały nagranie, zaczynały dziać się dziwne rzeczy, a po tygodniu przerażająca dziewczynka o długich włosach imieniem Samara wychodziła z ekranu telewizora, by zamordować kolejną ofiarę.

The Ring okazał się kasowym sukcesem, więc powstanie kontynuacji było więcej niż pewne.

Hollywood uwielbia sequele, prequele, remake'i, rebooty i ekranizacje. Znacznie łatwiej zarobić na fanach udanej i ciepło przyjętej produkcji niż wymyślić coś zupełnie nowego. Nie inaczej było w przypadku The Ring, chociaż jego sequel, Ring 2 wydany 3 lata później, zarobił znacznie mniej pieniędzy.

Rings recenzja class="wp-image-79454"

Nic dziwnego, że na kolejną kontynuację musieliśmy czekać ponad dekadę. Premiera, pierwotnie zaplanowana na 2015 rok, była wielokrotnie przekładana. W rezultacie od zakończenia zdjęć do premiery Rings, który nakręcił F. Javier Gutiérrez, minęły aż trzy lata.

Rings w miniony piątek miało wreszcie swoją premierę w Polsce i pora powiedzieć "sprawdzam".

W nowym obrazie zabrakło Naomi Watts. Nową protagonistką jest Julia, którą portretuje niemająca zbyt dużego doświadczenia w świecie kina Matilda Anna Ingrid Lutz. Partneruje jej na ekranie Alex Roe, który odgrywa chłopaka głównej bohaterki, Holta.

W obsadzie znalazł się też Johnny Galecki znany z roli Leonarda w The Big Bang Theory grający nauczyciela akademickiego, Gabriela. Oprócz tego w Rings przewija się też Vincent D'Onofrio jako tajemniczy Burke i Aimee Teegarden jako Skye.

Rings recenzja class="wp-image-79453"

Kreacje bohaterów jak na horrorowe standardy nie są złe.

Nie są to co prawda w żadnej mierze oskarowe role, a postaci jakoś specjalnie się nie rozwinęły przez niecałe 2 godziny seansu, ale zarysowano jest poprawnie. Wielokrotnie w horrorach zaczynałem kibicować demonom i zabójcom, bo nie mogłem patrzeć na protagonistów. W Rings tego problemu nie było.

Główna bohaterka przypominała mimiką co prawda momentami Bellę Swan z sagi Zmierzch i nieco zbyt szybko uwierzyła w paranormalny charakter kasety wideo, ale ciężko jej coś zarzucić. Ciekawie oglądało się Johnny'ego Galeckiego, który wcielił się tutaj w coś na kształt szalonego naukowca.

Niestety nawet poprawne kreacje bohaterów nie były pociągnąć filmu, w którym zabrakło klimatu.

The Ring wykorzystał przerażający motyw i był dość sugestywny. W jego kolejnym sequelu zabrakło scen, które budowałyby napięcie i wywoływały przerażenie. Zamiast tego obserwowaliśmy bohaterów, którzy rozwiązywali zagadkę niczym Sherlock Holmes. Samo poszerzenie historii Samary na szczęście miało ręce i nogi.

Serię też uwspółcześniono, a kasetę VHS zamieniono na pliki MP4. Co prawda zastosowano tutaj deus ex machinę w postaci magicznie dodawanych scen do pliku z filmem, których wcześniej nie było, ale w horrorze o duchu dziewczynki wychodzącym z telewizora można na to przymknąć oko.

Niestety nie na to, że sceny, które miały straszyć widza, były do bólu typowe.

Szybkie zmiany ujęć, głośne odgłosy, kształty wyskakujące z boku kadru - to wszystko jest już oklepane. Po kontynuacji The Ring oczekiwałem czegoś bardziej nietuzinkowego niż typowy jump-scare z wykorzystaniem... otwierania przez bohatera parasolki w kolejnym ujęciu!

REKLAMA

To było naprawdę jedno z tych tanich zagrań. Szkoda, że twórcom Rings nie udało się z tej produkcji zrobić czegoś więcej. To horror, który nie straszy. Śledztwo bohaterów wcale nie ma drugiego dna, a kolejne twisty scenariusza raz po raz udawało mi się zgadnąć.

Rings ani mnie nie wystraszyło, ani nie zaskoczyło. To produkcja co najwyżej poprawna, która jako kontynuacja kultowego filmu niestety się nie broni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA