REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Tajemnicze początki” to taka „Zemsta frajerów” na zimno. Oceniamy hiszpański kryminał

Wyjściowa koncepcja „Tajemniczych początków” obiecuje o wiele więcej dobrej zabawy, niż dostarcza finalny produkt. Twórcy chcąc zapewnić widzom bezpretensjonalną geekowską rozrywkę, utykają na mieliznach schematycznych rozwiązań i stereotypowych bohaterów.

31.08.2020
21:50
tajemnicze poczatki netflix recenzja opinie
REKLAMA
REKLAMA

W miarę rozwoju akcji coraz bardziej jasne staje się, że mamy do czynienia z geekowską wersją „Siedem”. W przeciwieństwie do pary detektywów z thrillera Davida Finchera, bohaterowie „Tajemniczych początków” nie zwiedzają kolejnych kręgów piekła, a zagłębiają się w popkulturze. Jorge jest właścicielem sklepu z komiksami i o superbohaterach wie niemal wszystko. Policjant David, chociaż uważa go za frajera, będzie musiał połączyć z nim siły, aby złapać mordercę, który popełnia kolejne zbrodnie naśladując opowieści o trykociarzach. W ten sposób dojdzie do starcia dwóch światów, a młody detektyw zmieni swoje podejście do wszelkiej maści nerdów. David Galán Galindo, posiłkując się własną książką pod tym samym co film tytułem, próbuje zaprezentować w ten sposób superbohaterskie origin story, jednocześnie wzbogacając je o kolejne odniesienia do czołowych dzieł współczesnej kultury masowej.

Co prawda przez lwią część filmu mamy do czynienia z klasycznym motywem „kto zabił”, aby w ostatnim akcie wektor naszych zainteresowań zmienił się na „dlaczego to zrobił”, ale intryga kryminalna schodzi tutaj na drugi plan.

Cały potencjał tkwiący w morderstwach inspirowanych komiksami szybko zostaje zaprzepaszczony. Fabułę „Tajemniczych początków” napędza bowiem miłość do popkultury. Szefowa wydziału zabójstw w wolnych chwilach spełnia się jako cosplayerka i chodzi w strojach bohaterek anime, a grupa czytelników komiksów z dumą recytuje swoje poważane w społeczeństwie zawody. Ma to na celu odczarowanie wizerunku geeka. Pokazanie, że nerd nie musi być nieudacznikiem, ani czuć się gorszym od chodzącego w garniturach policjanta.

Galindo próbuje więc wyważać otwarte drzwi. Bo jak inaczej określić taką narrację w XXI wieku, kiedy adaptacje komiksów już od lat biją rekordy popularności, filmy pokroju „Kick-Ass” rozkładają superbohaterską mitologię na części pierwsze, seriale typu „The Boys” zapewniają rewizjonistyczne na nią spojrzenie i niedługo za sprawą „Doctor Strange in the Muliverse of Madness” czy „The Flash” wejdziemy w erę kinowego multiwersum? Nie potrzebujemy już „Zemsty frajerów”, żeby zrozumieć, że geeki wygrały. Produkcje, dzięki którym inaczej spoglądamy na osoby zafascynowane popkulturą i technologią miały rację bytu jeszcze kilka dekad temu, ale nie po 12 latach śledzenia losów Sheldona i jego przyjaciół w „Teorii wielkiego podrywu”. Takie podejście mogłoby się sprawdzić, gdyby było podszyte czarnym humorem i dużą dozą przemocy jak w „Super” Jamesa Gunna, ale tego można w „Tajemniczych początkach” ze świecą szukać. Twórcy pragną bowiem zmieścić w swoim filmie jak najwięcej odniesień do popkultury, nie mając pomysłu na to jak to zrobić.

Tajemnicze poczatki netflix opinia
Tajemnicze początki/Netflix

Zabawa w podwójne kodowanie może początkowo sprawiać radość fanom kultury masowej, jednakże nawet oni z czasem poczują się znużeni.

REKLAMA

Bohaterowie do znudzenia opowiadają Davidowi o „Grze o tron”, mitologii Batmana czy historii Hulka i przerzucają się kolejnymi popkulturowymi ciekawostkami. Wystarczyłoby trochę filmowej wyobraźni, ukrycie większej liczby nawiązań w sferze wizualnej i zmuszenie widza do intensywniejszego (jakiegokolwiek?) wysiłku intelektualnego. Odniesienia sprawdzają się, kiedy są nagrodą za znajomość oryginałów, a nie kiedy podawane są nam na tacy. Z tego względu „Tajemnicze początki” zawodzą nawet na najbardziej podstawowym poziomie, a ich oglądanie szybko zmienia się w prawdziwą katorgę.

„Tajemnicze początki” znajdziecie na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA