Obejrzałem „To wiem na pewno” i dzień mam zepsuty. Ale nic nie szkodzi, bo to świetnie zrobiony serial
„To wiem na pewno” debiutuje dzisiaj w HBO GO. Mark Ruffalo wciela się tu w podwójną rolę i to może być jedna z najważniejszych jego kreacji aktorskich.
OCENA
Powiedzieć, że świat seriali dościga wielkie kinowe widowiska, to banał i truizm. Faktem jest jednak, że łączenie nazwisk filmowych aktorów z pierwszych stron gazet z tytułami w odcinkach, ma w sobie spory walor marketingowy – głośne nazwisko od razu przecież przyciąga nas do plakatu czy miniaturki w serwisie VOD. Zdarza się jednak, że role z małego ekranu zaczynają zakorzeniać się tak mocno, iż to właśnie przez ich pryzmat zaczynamy ocenę danego aktora. Jestem prawie pewien, że tak będzie Markiem Ruffalo po „To wiem na pewno”.
Nowa produkcja HBO pozwala nam zajrzeć do życia pewnej przeciętnej rodziny, którą spotkało nieprzeciętnie wiele krzywd.
Fabułę obserwujemy z perspektywy jednego z bliźniaków, który musi radzić sobie z chorym na schizofrenię bratem, chorą na raka matką, okropnym ojczymem, rozbitym małżeństwem i zwykłą ludzką podłością. Serial rozpoczyna się od sceny, w której jeden z bliźniaków ucina sobie dłoń w bibliotece. Scena jest pełna emocji, wyjątkowo naturalistyczna, a twórcy nie szczędzą ostrych detali. Mark Ruffalo wciela się w obu braci bliźniaków i jest w tej kreacji naprawdę fenomenalny. Doskonale gra chorego, który dokonuje aktu samookaleczenia (a wierzcie mi, że to dopiero początek) i człowieka, który poradził sobie w życiu, ale całe jego otoczenie naznaczone jest cierpieniem i potwornym bólem.
Powiedzieć, że to doskonała kreacja, to nic nie powiedzieć. W trakcie seansu kilkukrotnie łapałem się na tym, że zapominałem, iż w gruncie rzeczy obu tych bohaterów gra ten sam aktor. Jego role są tak namacalne, ale jednocześnie subtelne. W zasadzie sam Ruffalo trzyma ten serial na swoich barkach. Widać tu aktorską maestrię, ale też czuć coś bardziej nieuchwytnego – jego ogromne zaangażowanie w portretowanych bohaterów.
Na nic by się jednak zdały aktorskie popisy, gdyby scenariusz nie dawał rady.
„To wiem na pewno” jest napisany świetnie. Zapewne to również zasługa książki, na bazie której powstał, ale tak dobrze napisanych dialogów nie słyszałem od dawna. Doskonała robota udowadniająca tylko, że najbardziej brawurową techniką, jaką może posługiwać się scenarzysta, jest domysł. Domysł widza.
„To wiem na pewno” to jednak serial bardzo trudny.
Od pierwszych scen epatuje się w nim przemocą i bardzo naturalistycznymi pokazami ludzkiego cierpienia i to na dwóch płaszczyznach. Jest to zarówno ból fizyczny, który pełny jest krwi i łez, jest także ból psychiczny, czasem objawiający się słabym pęcherzem, ale zazwyczaj to po prostu ciche ludzkie cierpienie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że osią tego serialu jest pokazanie ludzkiej siły w obliczu najstraszniejszego – cierpienia i śmierci bliskich - ale mam z tym bólem spory problem.
„To wiem na pewno” z pornograficzną niemal dokładnością pokazuje zło, które dotyka głównych bohaterów. Zło wielopokoleniowe, zło z którym trzeba żyć. Zło banalne, bo codzienne. Jednocześnie aura jego wyjątkowości płynie tu z tego, jak bardzo intensywnie zostało pokazane. W ciągu jednego odcinka obserwujemy prawdziwą orgię bólu. Stężenie złych wydarzeń i cierpienia jest tu tak duże, że trudno przetrwać jeden epizod. Rozumiem ten zabieg, ale jestem przekonany, że dałoby się dać widzowi odrobinę przerwy na oddech, może na rozładowanie napięcia. Pojawiają się tu wątki, które przy odrobinie dobrej woli, można tak potraktować, ale finalnie nikną one, gdy uświadomimy sobie, jak niewiele znaczą.