The Four Players to mini seria, filmowa adaptacja przygód hydraulika Mario oraz jego kompanów, potraktowana serio i - w przeciwieństwie do baśniowego i dziecięcego świata znanego z gier – mroczna jak diabli. Doskonale zatem wpisuje się w ogólny trend „nolanizowania” każdej fabuły, nawet z gier dla (ekhm, nie tylko) dzieci.
Prawdę mówiąc, The Four Players mimo swojego naturalistycznego podejścia zaskakuje spójnością i komplementarnością. Oczywiście, seria filmów (The Fixer, The Addict, The Star, The Soldier) ociera się o kicz, nadmierny patos, a nawet musicalową epickość – i najwyraźniej taki był zamysł – ale i tak jest wciąż lepsza od filmu Super Mario Bros. z 1993 roku – chociaż o to nie trudno akurat.
Tak więc, zgodnie z duchem „nolanizowania”, Mario dzięki koktajlowi z grzybków (od którego jest najwyraźniej uzależniony ) i ćwiczeniom na siłowni czerpie swoją siłę do niszczenia cegłówek - że też na to sam nie wpadłem. Luigi, z kolei, jest człowiekiem z problemami, który zawodzi swoich przyjaciół przez zajmowanie się produkcją narkotyków wytwarzanych z pewnej roślinki, od której się uzależnia i dzięki której – jak się później okazuje – potrafi strzelać ognistymi kulami. Princess Peach natomiast, to niespełniona artystka, która dosłownie sięga gwiazdki z nieba, dzięki której udaje jej się przetrwać więzienie.
Pomimo tego wszechogarniającego „mroku”, osadzenie niektórych elementów z uniwersum Mario Bros. powoduje uśmiech na twarzy – jak chociażby rozwalenie lewitującego bloku cegły pełnego złotych monet. Mogłoby się wydawać, że The Four Players to kolejne fanowskie amatorskie dzieło, ale tak naprawdę za reżyserię oraz scenariusz odpowiada filmowiec Evan Daugherty, który ma już na swoim koncie Królewnę Śnieżkę i Łowcę, a niedługo z jego sprawą ukaże się remake Teenage Mutant Ninja Turtles. A teraz módlmy się, żeby tylko jakiś producent z Hollywood nie potraktował tego wszystkiego tak bardzo, bardzo serio i nie wyłożył milionów dolarów na remake Super Mario Bros.