REKLAMA

Historia pana B.

"Spal tę książkę. Pośpiesz się. Zrób to. Teraz, póki jeszcze czas. Spal ją. Nie patrz na następne słowo. Słyszysz, co mówię? Ani. Słowa. Więcej." Takim oto wprowadzeniem wita nas najnowsza książka mistrza horroru, Clive'a Barkera. Trzeba przyznać, że to dość nietypowy start, lecz zaciekawia czytelnika do dalszego zbadania kolejnych stron. To nic. Autor twierdzi, że "w tej książce mieszka diabeł". Kim on jest? Oto Historia pana B.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Kto się kryje pod pseudonimem "pan B."? To trzeciorzędny demon imieniem Jakabok Botch. Żył sobie niespokojnie w Demonacji wiele lat wraz z posłuszną matką oraz wiecznie pijanym ojcem, który wyżywał się zarówno na nim jak i na swojej małżonce. Jakabok nie był też lubiany przez rówieśników. Wytykali go palcami oraz rzucali kamieniami jakby nie był godzien swojej rasy. Cały swój gniew przelewał na papier wymyślając najbardziej finezyjne tortury, dzięki którym zemściłby się na wszystkich ludziach go szykanujących. Dochodzi jednak do tragedii. Matka odkrywa zapiski młodego Botcha i czym prędzej je pali. Widzi to ojciec i zauważając, co napisał jego syn wrzuca go do ognia. Lecz Jakabok to demon, nic go nie zabije. Wstaje więc i jak najszybciej ucieka od ścigającego go ojca. Natrafia na trupę polującą na stwory Demonacji. Tym samym, poparzony pan B. zostaje zaciągnięty do świata ludzi i musi przeżyć. A jest rok 1438, więc musi uważać na arcybiskupa palącego na stosie wszelakie kreatury z mrocznej otchłani.

REKLAMA

Tak mniej więcej prezentuje się fabuła Historii pana B., bowiem to w jaki sposób promuje książkę polski wydawca może wam sprawić zawód. Zapowiada powrót Barkera do klasycznego horroru, a ta krótka powieść na pewno do tego gatunku nie należy. Mimo wszelkich starań, nie da się na siłę wprowadzić takiego klimatu. A Prószyński i S-ka próbowali. Fizycznie, książka przypomina stary dziennik. Niepokojąca okładka z podobizną demona na pierwszym planie, a wewnątrz pożółkłe i poplamione strony sugerują, że właśnie otwarliśmy księgę, która przeleżała parę ładnych lat z dala od oka ludzkiego. Niestety, atrakcyjna powłoka nie sprawia, że opowieść będzie przepełniona terrorem i grozą.

Wręcz przeciwnie! Od niesamowitej oprawy oczekujemy też rewelacyjnej lektury. Ta jednak z horrorem ma mało wspólnego. To czarna komedia fantasy wypełniona brutalnymi opisami. Autor prowadzi w niej dwa dyskursy. Pierwszy z nich to bezpośrednie zwracanie się demona do czytelnika, które można zauważyć już na samym początku. Przejawia się to w formie gróźb, zniewag czy rozkazów. Główny powód? Pan B. chce abyśmy spalili tę książkę nawet jeśli jest ona prezentem czy wydatkiem, na które poszły ostatnie pieniądze. Im dalej brniemy, to tym bardziej złośliwe komentarze czytamy od demona. To próba manipulacji czytelnika, choć w nieco zabawniejszej formie aniżeli w Egzorcyście. Są to jedynie ozdobniki, przerywniki autobiograficznej spowiedzi Jakaboka.

Drugi dyskurs to konkretna historia, którą czytelnik chce poznać. Prowadzona jest w formie pierwszoosobowej, więc znowu odczuwamy, że słowa kierowane są prosto na nas. Szkoda tylko, że brakuje jej wigoru. Gdy już pogodzimy się z faktem, że na opowieść z dreszczykiem nie ma co liczyć, to czekamy na element, który wciągnie nas intensywnie. Niestety, nie występuje żaden czynnik powodujący taki stan. Ta odrobinę chaotyczna i postmodernistyczna narracja jest kompletnie nieatrakcyjna. Lecz to nie koniec. Sama historia niczym nie zaskakuje. By streścić się w tych 240 stronach, Barker wykorzystuje mnóstwo ogólników na temat podróży pana B., a szkoda, bo gdyby podał odrobinę więcej szczegółów, książka mogłoby być bardziej interesująca. A tak, jesteśmy świadkami opisów niekończących się gonitw oraz jak źli i zdenerwowani byli chrześcijanie w XV wieku. Nie jest to ani nowatorskie, ani zabawne.

REKLAMA

Żeby być bliżej horroru, autor wprowadza elementy nadprzyrodzone i miesza je z rzeczywistością. Tak było na początku, gdy tata demon okazuje się przepracowanym pijakiem bijącym swoją żonę i dziecko. Demonstruje również potyczki między aniołami i demonami, którzy fizycznie nie różnią się od siebie znacząco. W dodatku mają więcej cech ludzkich niż może się wydawać. Wszystko jednak jest przedstawiane w sposób lekki, choć bez elementów satyry czy parodii jak u Christophera Moore'a. Powodem tego jest osobista narracja, której Barker uporczywie się trzyma, ale nie tylko. Wykreowany świat przedstawiony nie wydaje się być realny, co automatycznie nasuwa skojarzenia do powieści fantasy. Co więcej, Jakabok spotyka na swojej drodze drugiego demona, Quitoona, znacznie potężniejszego od głównego bohatera. Najpierw podróżują razem niczym Shrek i osioł, lecz potem więź staje się bliższa. To przyjaźń z elementami homoerotycznymi, która później jest dziwnie porównana do relacji apostołów z Chrystusem. Ten pomysł nie spodoba się chrześcijańskim konserwatystom, ale wątpię, że oni po tą pozycję sięgną.

Można bronić tej książki. W końcu jest przepełniona czarnym humorem oraz groteską. Bliżej tu klimatem do Miasteczka Halloween Tima Burtona aniżeli do filmu Demon: Prawdziwa Historia. Jednakże Clive Barker, to nie Burton. Przyzwyczailiśmy się już do stylu Barkera i ciężko powiedzieć, że w Historii pana B. jest on zauważalny. Nie pomogą nawet tezy, że postać demona jest tu w pełni uczłowieczona. Powieść rozczarowuje brakiem klimatu oraz porządnej atmosfery grozy. Jeśli przed lekturą zmienimy nastawienie, to może odnajdziemy w tej książce wartościowe symbole lub odniesienia do osobistego życia pisarza. Bo na razie to książka rzeczywiście nadaje się na spalenie. Ach, Jakabok się ucieszy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA