Kilka miesięcy temu świat gier i filmów połączył się ponownie - na ekrany kin trafiło bowiem "Until Dawn", bazujące na słynnej grze, która wiele lat temu podbiła serca posiadaczy PlayStation. Teraz film można obejrzeć w streamingu i, co ciekawe, jest on na szczycie oglądalności. Czy to zrozumiałe? Tak. Zasłużone? Nie jestem aż tak przekonany.

Nie zrozumcie mnie źle - jestem fanem "Until Dawn" jako gry. Choć w swoim życiu rzadko miałem do czynienia z konsolą PlayStation, spędzałem godziny u kolegi, grając na jego konsoli w tę wyjątkowo wciągającą grę. Fabuła gry rozgrywa się na fikcyjnej górze Blackwood, gdzie ósemka młodych postaci zostaje uwięziona i próbuje pozostać przy życiu do nastania świtu. Nie jest to łatwe - na ich życie czyha tajemniczy morderca, a jakby tego było mało, pojawiają się również tajemnicze, przerażające stworzenia. Jednej z najważniejszych postaci, swojej twarzy oraz głosu użyczył Rami Malek, późniejszy laureat Oscara.
Until Dawn hitem HBO Max. Nie wiem, czy to dobrze
Film postanawia obrać nieco inną fabularną drogę, niż gra. Max (Michael Cimino), Megan (Ji-young Yoo), Nina (Odessa A'zion) i jej nowy chłopak Abe (Belmont Cameli) towarzyszą Clover (Ella Rubin) w podróży, mającej na celu odnalezienie jej zaginionej siostry Melanie. Rozmowa ze sprzedawcą (Peter Stormare) ze stacji benzynowej doprowadza paczkę do tajemniczego domu, w którym postanawiają się schronić przed burzą. Okazuje się jednak, że nie są bezpieczni - każde z nich zostaje zamordowane, by później w tajemniczych okolicznościach odrodzić się na nowo. Bohaterowie będą musieli dowiedzieć się, co się dzieje i przetrwać noc, zanim utkwią w tej czasowej pętli na zawsze.
Przyznam, że mam szacunek wobec tego, co zrobił David A. Sandberg. Nie poszedł w tanie kopiowanie wszystkiego, co znamy z gry - zdecydował się wykorzystać pewne jej motywy, cechy i postacie, żeby widz nie czuł zupełnego odklejenia od tytułu, który zapewne przyciągnął go do kina. Sam pomysł jednak nie wystarczy - trzeba też wiedzieć, jak go wcielić życie. Choć muszę oddać, reżyserowi, że udało mu się stworzyć interesujący i nieraz przerażający klimat, to na innych poziomach nie radzi sobie tak świetnie. Film słabo ogrywa zasady panujące w fabule, przez co ciąg przyczynowo-skutkowy jest, jak to się mówi, klejony na ślinę.
Wygląda również na to, że filmowe "Until Dawn" próbowało ciekawie zmieścić to, co znamy z gry, ale na próbach się skończyło. Motyw szpitala psychiatrycznego, górniczej tragedii, wendigo i tajemniczego zabójcy - to wszystko się pojawia w filmie, ale nie czuć, by zostały one osadzone naturalnie - jakby reżyser chciał je wpleść w fabułę, ale bez jakiejkolwiek podbudowy czy czasu na jej przedstawienie: na szybko, by puścić oczko i niewiele z tym zrobić. Na szczęście w historii pojawia się postać, która przeraża bardziej niż setki wendigo - ikoniczny Alan Hill, w którego (tak jak w grze) wcielił się Peter Stormare. Podobnie jak tam, to najciekawsza postać, w filmie zaś najlepiej zagrana - Stormare doskonale operuje swoją budzącą respekt postawą, głosem, innymi słowy - ciary się pojawiają, gdy widzimy go na ekranie.
"Until Dawn" to niewątpliwie film zrobiony z pomysłem i pewną świeżością - rzadko kiedy twórcy filmowi adaptują grę i decydują się na tak radykalne zmiany w fabule. Tutaj to się nie udało tak, jakbym sobie tego życzył. Nie mam jednak wątpliwości, że dla fanów niezobowiązującego horroru z dreszczykiem, produkcja w reżyserii Davida F. Sandberga będzie właściwą propozycją.
"Until Dawn" jest dostępne do obejrzenia w HBO Max.
Więcej o ofercie HBO Max przeczytacie na Spider's Web:
- HBO Max dostarczył piękny film. Prawdziwa historia łamie serce
- Kochasz fantasy? Wybitny film twórcy Frankensteina właśnie podbija HBO Max
- Przepiękne science fiction podbija HBO Max. To najlepsza rola Brada Pitta
- HBO Max pokazał nowości na grudzień 2025. To miesiąc kinowych hitów
- Mało brakowało, a olałabym ten magnetyzujący film. Wzruszenie ściska mi gardło do teraz






































