Już wkrótce 1/3 nowych produkcji, jakie obejrzymy w Netfliksie, będzie z Europy. Nie wszystkim się to podoba
To już pewne, dostarczyciele treści VOD urzędujący w krajach UE będą musieli dostosować swoją ofertę do najnowszych zasad zatwierdzonych przez Parlament Europejski. Z kolei Netflix kwoty europejskie widzi bardziej jako hamulec niż zachętę.
Przed dwoma tygodniami Parlament oficjalnie przegłosował aktualizację dyrektywy o mediach i usługach audiowizualnych. Zatwierdzono w niej m.in. europejskie kwoty programowe na poziomie 30 proc. W największym skrócie chodzi tutaj o ustanowienie minimum procentowego produkcji rozpowszechnianych na terenie UE. W nim mają się znaleźć produkcje pochodzące z Europy. A więc, pod dość enigmatyczną nazwą kryje się po prostu chęć Unii Europejskiej do poruszenia rynku audiowizualnego Starego Kontynentu.
Takie zabiegi UE nie są nowością.
Wręcz przeciwnie, z kwotami można było się spotkać już od dłuższego czasu, tylko że obowiązywały one do tej pory jedynie nadawców telewizyjnych i radiowych. Serwisy VOD mogły się cieszyć relatywną wolnością, ponieważ w dyrektywie widniała tylko wzmianka, że są oni zobowiązani w granicach swoich możliwości do promowania utworów pochodzących z UE. Słowem, wolna amerykanka.
Jednak te czasy dobiegły końca. Europarlamentarzyści w najnowszej aktualizacji zasad o funkcjonowaniu mediów audiowizualnych na terenie UE zobowiązali serwisy do posiadania w swojej ofercie minimum 30 proc. produkcji europejskich.
Netflix kwoty europejskie postrzega raczej jako zjawisko negatywne.
Jak pisze Reed Hastings w swoim raporcie:
Na chwilę obecną, Netflix to jedyna międzynarodowa firma, która zdecydowała się na tak mocną krytykę poczynań UE w obszarze spodziewanych zmian na rynku VOD w Europie.
Powstaje jednak pytanie, kto tutaj ma rację?
Z jednej strony europejskie produkcje, które już można obejrzeć na Netfliksie cieszą się sporą popularnością. Spójrzmy tutaj, chociażby na Dom z papieru, The Rain, czy Dark. Za przykład może służyć nawet 1983, który już wzbudza w Polsce duże emocje, mimo że do jego premiery została jeszcze chwila. A więc jeśli takie kwoty oznaczałyby napływ podobnych produkcji, to osobiście nie miałabym nic przeciwko takiemu rozwiązaniu.
Tylko że opieram tutaj wszystko na założeniu „jeśli”. Równie dobrze może się okazać, że w celu „zapchania” różnicy procentowej duże serwisy VOD pójdą na zakupy do hipermarketu i kupią mnóstwo średniej jakości produkcji, które będą sobie po prostu wisiały na serwerach i zapełniały sztucznie narzucone kwoty europejskie. Albo, uruchamiając jeszcze czarniejszy scenariusz, zaczną produkować seriale, których absolutnie nikt nie będzie chciał oglądać. Nie trudno sobie wyobrazić, że w bardzo łatwy sposób te obrazy staną się wyznacznikiem jakości uchwalonych kwot.
Warto tutaj zwrócić uwagę na słowo „sztucznie”. Bo coś, co nie bierze się z zapotrzebowania rynkowego, a mimo to jest i tak produkowane, staje się w efekcie czymś wymuszonym i nienaturalnym. Może więc krytyka, którą zaproponował Hastings, ma w sobie dużo sensu? O tym przekonamy się już niedługo, jako że kraje członkowskie po uchwaleniu dyrektywy UE mają 21 miesięcy, aby przekształcić ją w prawo krajowe.