A jeśli znacie, to czapki z głów i moje uszanowanie. Australijski muzyk zawłaszczył sobie trochę bardzo dobry i klimatyczny swoją drogą soundtrack filmu Matrix, wpychając się z muzyką, we wszystkie te sceny, które po latach uważa się za kultowe albo chociaż ważne.
Zakwalifikowanie Roba Dougana do konkretnego gatunku muzycznego jest bardzo trudne, ponieważ kompozytor z prawdziwą gracją żongluje estetykami: muzyka symfoniczna przechodzi w elektronikę, by zaraz potem zamienić się w trip-hop narzucający słuchaczowi prawdziwe downtempo. Mówiąc poważniej: jest kolorowo, różnorodnie, a przy tym na granicy geniuszu.
Mimo wszystko - jednak po tej ludzkiej stronie. A to dlatego, że Dougan jest muzykiem, który nie raczył zbytnio weryfikować swojego talentu. Wydana w 2001 roku płyta Furious Angels uzupełniana singlami wypuszczanymi praktycznie od połowy lat dziewięćdziesiątych to na dzień dzisiejszy niemal całkowity dorobek kompozytora. Wprawdzie nad czymś pracuje ponoć w zaciszu, ale w ostatnich latach dał się poznać jedynie z gościnnych występów czy współpracy z zespołem Sugababes.
W soundtracku Matrixa mogliśmy spotkać tuzy takie jak Rob Zombie, Marilyn Manson, Rammstein albo Massive Attack z moją ulubioną "Dissolved girl", a wszystko to jakoś fantastycznie współgrało z cyberpunkowym klimatem filmu, do którego (wówczas jeszcze) bracia Wachowscy dodali nutkę niesamowitości w postaci tego całego gadania o Wybrańcu, Bullet Time, Kung Fu i innych atrakcji. Co Wam zresztą będę tłumaczył, Matrix to jedna z ikon kina.
Ale gdzie Marilyn Manson nie może, tam Roba Dougana pośle. Clubbed to Death kojarzy się z filmem jako takim, a Chateau z jedną bardzo wyrazistą sceną (na filmiku po prawej). Ja sam od zawsze miałem ogromną słabość do utworu Furious Angels i pamiętam, jak kiedyś przez kilka tygodni w czasach internetu bez YouTube'a, bez mediów społecznościowych czy aplikacji mobilnych wyszukujących muzykę, próbowałem dotrzeć do wykonawcy i autora piosenki użytej w poniższej scenie. Tak już off-the-record - to chyba moja ulubiona scena w całej trylogii. Krótka, ale wspaniała. I dobrze udźwiękowiona.
Muzyka Dougana powinna zostać użyta jeszcze w przynajmniej kilku momentach Matriksa, między innymi ostatecznej walki z agentem Smithem (choć cały czas w trakcie pisania tego artykułu zastanawiam się czy powinienem w ogóle uznawać istnienie Rewolucji). Tak się zabawnie potoczyło, że kariera muzyka powiązała się z tym filmem i wiele wskazuje na to, że już do końca życia głównie za jego sprawą będzie kojarzony.
Są gorsze rzeczy, które mogą przytrafić się artyście, prawda?