Po ukończeniu czterech odcinków Sam & Max Season I wcale nie odczuwa się znużenia. To zadziwiające, jak w ciągu tych kilku miesięcy Telltale zdołało nie tyle przyzwyczaić, co uzależnić graczy od kolejnych przygód detektywów. I choć przed nami wciąż dwie gry z serii (a w przyszłości - może i kolejne), już dziś można śmiało można powiedzieć - panie i panowie, mamy przełom.
Oczywiście nie techniczny. To wciąż ładna, choć graficznie nie rzucająca na kolana, klasyczna przygodówka typu point & click. Trzeba jednak oddać twórcom sprawiedliwość i zdjąć z głów kapelusze - oto po raz pierwszy mamy do czynienia z autentycznym, jakkolwiek by to określenie nie zabrzmiało, "growym serialem". Ani Valve z Half Life Episodes, ani Ritual i próba reaktywacji marki Sin, nie wpisały się w tę ideę. Z kolei Telltale z cierpliwością snajpera celującego w kręcącego się na karuzeli pijaczka, co miesiąc dostarcza graczom kolejny odcinek przygód Sama i Maxa. Żeby było zabawniej - całość utrzymana jest w stylistyce znanej z amerykańskich sitcomów. Mamy więc czołówkę (co odcinek poddawaną drobnym, acz zabawnym modyfikacjom), która następuje zaraz po krótkim wprowadzeniu (a przynajmniej tak dzieje się w recenzowanym Abe Lincoln Must Die, co jeszcze bardziej upodabnia grę do serialu komediowego. Uprzednio to czołówka rozpoczynała akcję), pewien fabularny schemat (o którym jeszcze trochę będziecie mogli przeczytać poniżej) a w końcu - konfrontację z "tym złym" i napisy końcowe. Telltale serwuje nam zresztą od jakiegoś czasu coś na kształt odcinków tematycznych. Przez poświęcony absurdom telewizji Situation Comedy, wyśmiewający mafię The Mole, The Mob and the Meatball, po wydany właśnie Abe Lincoln Must Die, w którym scenarzyści wzięli na tapetę...
Panie pośle, Pan mi przerywa!
... Politykę, amerykański pseudo-patriotyzm i towarzyskie gry na najwyższych szczeblach. Tym razem Komisarz informuje parę agentów Freelance Police o podejrzanym zachowaniu samego prezydenta Stanów Zjednoczonych, który, delikatnie mówiąc, podejmuje jeszcze dziwniejsze decyzje niż zwykle. Sam i Max wkraczają na salony Waszyngtonu, królik rozpoczyna karierę polityczną (co ułatwia mu udział w Midtown Cowboys przy okazji Situation Comedy), detektywi wpadają na trop teoretycznie pokonanej Mafii, a "Abe Lincoln" okazuje się być czymś więcej niż częścią chwytliwego podtytułu (samo Telltale poprosiło, aby nie psuć Wam niespodzianki w recenzjach, więc cicho sza). Większą rolę niż zazwyczaj odegrają Bosco i Sybil, a życie Maxa zmieni się nie do poznania...
Nowy w mieście
Pozytywnie zaskoczyło mnie zerwanie z pewnym widocznym w poprzednich odcinkach schematem fabularnym. Scenariusz jest jeszcze bardziej zamotany, zakończenie mniej przewidywalne, a gra sprawia wrażenie dłuższej i bardziej sensownej. Zamiast sznura z jasno wyznaczonym początkiem i końcem (w którym następuje, naturalnie, o czym już pisałem, konfrontacja z "tym złym") mamy zaplątaną linę, która, jakby nie patrzeć, mogłaby kończyć się w dwóch innych miejscach. Również zagadki sprawiają, tradycyjnie, dobre wrażenie, choć, znowu, mają nieco inny charakter niż w poprzednich odcinkach. Wciąż są jednak na tyle proste, aby "przygodówkowe dziewice", jak określił to towarzysz Ype, poradziły sobie bez sięgania po poradniki i na tyle absurdalne, że nawet łże-elyty, kończące sagę Myst podczas popołudniowej drzemki, czeka chwilka zastanowienia i przede wszystkim - dużo śmiechu. Na koniec warto wspomnieć, że po raz pierwszy w historii serii podczas zabawy przygrywa nam nie tylko przedni jazz. Pojawia się bowiem... ciekawie zrealizowana piosenka, stylistyką nawiązująca do amerykańskich musicali. Perełka!
To mały krok dla człowieka...
Abe Lincoln Must Die to kolejny krok, a może raczej kroczek serii Sam & Max na drodze ku doskonałości. Amerykańska historia, świat polityki i tradycji to pyszny temat do żartów i, jak dla mnie, Telltale udało się go zrealizować w sposób inteligentny i nie budzący żadnych, nawet najmniejszych zastrzeżeń. Naprawdę korci mnie, aby rzucić nieco światła na historię, ujawnić część gagów, opowiedzieć o zwrotach akcji, tym bardziej, że ze względu na nietypowy sposób dystrybucji wielu z Was może do gry nigdy nie przystąpić... Chociaż... patrząc na ostatnie dokonania City Interactive, które wprowadziła na rodzimy rynek Sherlock Holmes: Przebudzenie (a w chwili gdy czytacie te słowa możliwe, że będzie coś wiadomo na temat dokładnej daty premiery planowanego na drugi kwartał tego roku Simon the Sorcerer 4: Chaos Happens), kto wie, być może zapowiadana przez Telltale pudełkowa wersja Sam & Max: Season I znajdzie swojego dystrybutora i u nas?
And the winner is...
Tak się jakoś nieszczęśliwie zdarzyło, że przyszedł czas aby Abe Lincoln Must Die ocenić. A trzeba Wam wiedzieć, że praktycznie od zawsze miałem spory problem z odpowiednim uhonorowaniem gier z tej serii. Problem leży w nietypowym zamyśle "serialu", do którego trzeba jednak nieco zmodyfikować naszą standardową skalę ocen. Przyznaję z ręką na sercu, że apogeum osiągnęło to miesiąc temu, kiedy, ni z gruszki ni z pietruszki, zauroczony świetnym dowcipem The Mole, The Mob and the Meatball (w moim odczuciu - najsłabszego epizodu. Jakby jednak nie było - to wciąż świetna gra, która broni się nośną tematyką i przednim dowcipem) przyznałem... 9 (dziś z czystym sumieniem dałbym oczko niżej). Widoczne w stopce 8+/10 nie oznacza wcale, że czwarty odcinek jest w jakiś sposób upośledzony w stosunku do poprzednika. Zabawa porównywalna do Situation Comedy. Czekam na więcej!