Gdyby Temu było wytwórnią filmową nazywałoby się The Asylum. Studio od wielu już lat produkuje i wytwarza mockbustery - podróbki blockbusterów. Robi je byle jak, byle szybko, byle tylko załapać się na hype nadchodzącego hitu. "Avatorowi" też więc nie mogło przepuścić. "Bitwa o Pandorę" to prawdziwa perła złego kina.
"Bitwa o Pandorę" nie jest podróbką podbijającego właśnie wielkie ekrany "Avatara: Ognia i popiołu". Wyszło jeszcze w 2022 roku przy okazji premiery "Avatara: Istoty wody". W przeciwieństwie do produckji sygnowanej nazwiskiem Jamesa Camerona nie ma jednak ambicji ani technologicznych ani tym bardziej artystycznych. Żadne z nich nie mieszczą się w strategii The Asylum, które stawia na ilość nie na jakość. Trzaska jeden film za drugim, wypuszczając ich ok. 25 rocznie. Każdy z nich kosztuje grosze, a przynosi zyski rzędu kilkuset tysięcy, wspólnie zapewniając wytwórni miliony dolarów.
Może biznesplan The Asylum jest głupi, ale działa. Bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto "Transformers" pomyli z "Transmorphers" czy zamiast "Pacific Rim" obejrzy "Atlantic Rim". Tym bardziej że ich mockbustery zazwyczaj wychodzą jeszcze przed premierą podrabianego blockbustera. Wytwórni nie próbuje żerować na popularności hollywoodzkich hitów (zawsze mogą być przecież klapą!), tylko karmi się hype'em. Dlatego tuż przed planowaną w 2020 roku premierą "Top Gun: Maverick" wypuściła "Top Gunner". Tylko debiut filmu z Tomem Cruisem przesunięto. Gdy dwa lata później pojawił się już na wielkich ekranach, widzowie w ograniczonej kinowej dystrybucji i na VOD mogli już znaleźć sequel "Top Gunner" z podtytułem "Strefa zagrożenia".
Bitwa o Pandorę - podróbka Avatara
Dlatego właśnie, gdy cały świat z zapartym tchem czekał na rewolucyjnego "Avatara", The Asylum dało widzom możliwość zobaczenia "Księżniczki Marsa". Co prawda czasami mówi się, że to mockbuster późniejszego "Johna Cartera" (opiera się na tej samej książce Edgara Rice'a Borroughsa), ale przecież wyszedł znacznie wcześniej. Został zaprojektowany dokładnie tak, żeby przed premierą pierwszej części serii Jamesa Camerona uruchamiać z nią skojarzenia - już na samym trailerze widać egzotyczną obcą faunę i kosmicznych tubylców o nienaturalnie nasyconych kolorach w plemiennych strojach.
Przy okazji "Avatara: Istoty wody" The Asylum pozwala sobie na jeszcze dalej idące skojarzenia. Już podrabiania Johna Camerona nie ukrywa pod literaturą z domeny publicznej. W końcu w 2022 roku cały świat wiedział już czym jest Pandora, więc wytwórnia wciągnęła ją do tytułu. Bo przecież mockbustery to odpowiednik internetowych clickbaitów - obiecują coś, czego nie mogą spełnić. Mają przyciągać publiczność, a nie dostarczać pożądanych przez nią atrakcji. Dlatego sprowadzają się zazwyczaj do wyobrażeń, jak dany film mógłby wyoglądać.
W przypadku "Bitwy o Pandorę" wygląda to całkiem prosto. Skoro "Avatar 2" nazywa się "Istota wody" i robi go James Cameron, to przecież musi mieć coś z "Głębi". Dlatego tak jak w aquatic sci-fi reżysera w filmie The Asylum śledzimy losy ekipy ratunkowej, tylko nie wysłanej pod wodę, a w kosmos. Dokładnie na jeden z księżyców Saturna zwany Pandorą, która w dużej mierze składa się z cieczy. Szybko się okazuje, że coś się w niej kryje. I tu zaskoczenie: są to stworzenia przypominające ciekły metal - ten sam, z jakiego zbudowany jest T-1000 z "Terminatorze 2" (nie musze chyba pisać, kto go zrobił?).
Słowem kluczem w powyższym zdaniu jest "przypominające". W "Bitwie o Pandorę" wszystko przypomina filmy Jamesa Camerona bądź ogólnie znacznie lepsze filmy. Stojący za kamerą Noah Luke nie ma zapędów reżysera "Avatara", żeby eksplorować faunę i florę obcej planety. Na księżyc Saturna zabiera nas bez maniery National Geographic - wszystko, co na niej widzimy, to rzeka jak w jakiejś polskiej pipidówie. Większość akcji rozgrywa się na statku kosmicznym. Bohaterowie gadają, gadają, odkrywają, że małe, białe robale próbują przejąć nad nimi kontrolę i dalej gadają.
W dialogach się dzieje! Jeszcze na początku żołnierz wspomina o arsenale zabieranym na Pandorę, a potem szefowa agencji kosmicznej wspomina o wysadzeniu tunelu czasoprzestrzennego atomówką. To Amerykanie, więc do każdego zagrożenia by strzelali, albo wysadzali je w powietrze (w jednym "Rekinado" - również od The Asylum - bohaterowie wrzucali przecież bombę do tornada z rekinami). Problem w tym, że nie ma pieniędzy, żeby to wszystko pokazać. Jeśli chodzi o efekty specjalne, wszystko na co możemy liczyć to parę strzałów z broni, które wyglądają jak linie namalowane w Paintcie i obfite wymioty w CGI robionym na maszynie do pisania.
Bo filmy The Asylum są raczej umowne. Dlatego w "Bitwie o Pandorę" zamiast niebieskich stworów mamy ludzi oświetlonych na niebiesko. Wszystko jest śmieszne, tanie i nieudolne. B-klasowe możliwości filmu strasznie śmiesznie rozjeżdżają się z jego blockbusterowymi ambicjami. Twórcy dwoją się bowiem i troją, żeby uruchomić naszą wyobraźnię, gdy bohaterowie sugerują widowiskowe atrakcje, a potem mnożą zwroty akcji tak, że idzie się w fabule pogubić. Nie ma na co patrzeć, ale przynajmniej jest dynamicznie. Całkowicie odwrotnie niż w "Avatarach", gdzie James Cameron nigdzie się z opowieścią nie śpieszy, tylko każe nam zwiedzać cyfrowo wygenerowaną Pandorę. Tutaj jest szybsze tempo i fabuła mknie do przodu, rezygnując ze światotwórczych zapędów i nie bacząc na sens, logikę czy spójność opowiadanej historii.
"Bitwa o Pandorę" dostarcza takiej frajdy, że od razu rozbudza apetyt na więcej. Dzisiaj już można go zaspokoić. Przecież od 19 grudnia w kinach rządzi "Avatar: Ogień i popiół", więc The Asylum jakieś dwa tygodnie wcześniej, dokładnie 5 grudnia, wypuściło "Pandora: Fire and Ice" ("Ogień i lód"). Tym samym oficjalnie już serię Jamesa Camerona należy przestać chwalić za efekty specjalne, wordlbuilding i rozwój filmowej technologii. Na największe brawa "Avatary" zasługują za otworzenie puszki z Pandorą.
Więcej o science fiction poczytasz na Spider's Web:
- Avatar 3 to najlepsza część serii, ale po 2 godzinach coś we mnie pękło
- Są pierwsze opinie o Avatarze 3. "Najlepsza część trylogii"
- To sci-fi nabija się z największych lęków milenialsów
- Przepiękne science fiction podbija HBO Max. To najlepsza rola Brada Pitta
- Spoiler w zwiastunie głośnego filmu sci-fi? Autor: Tak, a o co chodzi?





































