REKLAMA

Daisy Ridley chce wrócić jako Rey w "Star Wars". Mocy broń! Pora na reboot "Gwiezdnych wojen"

Aktorzy znani z filmów „Star Wars”, w tym Daisy Ridley, chętnie wróciliby na plan. Ja mam nadzieję, że Disney nie spyta ich, czy chcą coś z Avonu. Najwyższa pora na zupełnie nowe postaci i historie, a nie kolejne prequele, spin-offy i inne odgrzewane kotlety. Na tym etapie oczekiwałbym od Lucasfilmu reboota całej serii, który wcale nie jest taki nierealny! Oglądaliście przecież „Wojny klonów”, prawda?

star wars reboot nowa era jedi okladka
REKLAMA

Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.

Nie zrozumcie mnie źle: niezwykle podoba mi się to, co Disney robi teraz z marką „Star Wars”. Nie wszystkie projekty są arcydziełami, a „Obi-Wan Kenobi” i „Księga Boby Fetta” nie spełniły w pełni oczekiwań, ale „Mandalorianin” okazał się, ekhem, nową nadzieją. Po nim dostaliśmy kilka perełek, w tym „Andora” i finałowy sezon „Wojen klonów”, a do tego gra „Jedi: Fallen Order” sprzedała się świetnie. Książki i komiksy z cyklu „The High Republic” też znalazły wielu fanów.

Czytaj też:
- „Opowieści Jedi”. Czego dowiadujemy się z antologii "Star Wars" na Disney+?
- Seriale "Star Wars" mieszają w kanonie "Gwiezdnych wojen". Czego się z nich dowiadujemy?
- Na kinowe "Gwiezdne wojny" poczekamy do 2025 r. Rycerze Jedi zmierzą się z Avengersami

Problem w tym, że to wszystko spin-offy i prequele historii, która kończy się… no fatalnie. Cały czas mam z tyłu głowy, że opowieści prowadzi to do tego, że „somehow Palpatine has returned”. Co prawda twórcy komiksów, książek i gier z cyklu „Gwiezdne wojny” próbują od lat w jakiś sposób nadać tej fabularnej głupotce Lucasfilmu sens, ale z marnym skutkiem. Najwyższa pora się od tego odciąć; fanom należy się zupełnie nowe rozdanie kart sabacca.

REKLAMA

Aktorzy znani z filmów „Star Wars” chcieliby z kolei wracać na plan.

Niedługo po premierze ostatniego filmu z trylogii sequeli do sieci trafiły informacje, że obsada tychże filmów wcale się za specjalnie nie kwapi, by wystąpić ponownie na ekranie (Harrison Ford też nie chciał już nigdy grać Hana Solo po „Powrocie Jedi”). Teraz, gdy kurz już opadł, a Din Djarin z Baby Yodą ponownie podsycili zainteresowanie marką „Star Wars”, kolejni aktorzy deklarują chęć powrotu na plan zdjęciowy.

W serialach „Star Wars” widzieliśmy już Ewana McGregora i Temuerę Morrisona, a do tego mamy Aldena Ehrenreicha, który chciałby zagrać znów Hana Solo (tak na marginesie, to się nie zdziwię, jeśli do tej roli powróci… Harrison Ford). Jest też Daisy Ridley, czyli aktorka, która wcieliła się w główną bohaterkę „Przebudzenia Mocy”, „Ostatniego Jedi” i „Skywalker. Odrodzenie” i przebąkuje teraz, że chętnie zagrałaby Rey Palpatine Skywalker ponownie.

Myszko Miki, bądź asertywna!

Jako fan „Gwiezdnych wojen” mam już po dziurki w uszach tych wszystkich sequeli, prequeli i spin-offów. Chciałbym wreszcie zobaczyć coś zupełnie nowego! „Wysoka Republika” jest niemal tym, czego oczekiwałem, ale nadal istnieje w cieniu „Mrocznego Widma”. Liczę na to, że w przyszłości Disney nie zdecyduje się dalej zrywać nisko zawieszonych brul, przestanie szarpać za nostalgiczne struny i na kinowe ekrany powróci z zupełnie nową historią.

„The High Republic” to bardzo ambitny projekt

Czekam na opowieść, która będzie tylko luźno powiązana z dotychczasowymi filmami, serialami, książkami, komiksami i grami z cyklu „Star Wars”. Disney ma przy tym wszystko, by ją snuć, w tym dwie zupełnie niezagospodarowane ery tego fikcyjnego świata. Na jednym krańcu mamy Starą Republikę, która w nowym kanonie była jedynie gdzieś pokątnie wspominana (aczkolwiek po prawdzie to teraz mogłaby się ona gryźć z Wysoką Republiką). Drugiego krańca nie ma jednak wcale.

Co stoi na przeszkodzie, żeby uciec fabularnie w przyszłość „Gwiezdnych wojen”?

Kto nie chciałby zobaczyć, jak wyglądałaby odległa galaktyka na stulecia po wydarzeniach znanych z filmów? Disney ma masę materiału źródłowego, który mógłby wykorzystać. Chętnie zobaczył, jak odrodzony Zakon Jedi na pokolenia po życiu Rey poradziliby sobie z inwazją Yhuuzhan Vongów (czyli niezwiązanych z mocą brutalnych istot spoza galaktyki znanych „Expanded Universe”) bez Gwiazdy Śmierci i Bazy Starkiller!

Disney mógłby połączyć motywy przewodnie serii „Nowa Era Jedi” i komiksów „Legacy” (rozgrywających się na stulecia po filmach), ale pamiętajmy, że korporacja nie musi przecież robić recyclingu znanych nam historii. Jeśli tylko akcja przeniesiona zostałaby do przodu o setki lat, gdzie klan Skywalkerów z Rey na czele byliby tylko wspomnieniem i legendą, scenarzyści mieliby czystą kartę. I wtedy pałeczkę świetlną rzeczywiście mogłoby przejąć nowe pokolenie.

„Duel of the Fates” byłoby lepszym zwieńczeniem sagi niż „Skywalker. Odrodzenie”, ale na to już za późno

Inna opcja na przyszłość „Star Wars” to reboot.

Czy to całkowity, czy to częściowy - to już rzecz drugorzędna. Co ciekawe, wymazanie trylogii sequeli sposób znany z kinowych „Star Treków”, bez robienia zamachu na świętość w postaci oryginalnej trylogii… wcale nie jest nierealne. W amiacji „Wojny klonów” pojawił się motyw quasi-podróży w czasie poprzez Świat Między Światami. Można go wykorzystać i uznać, iż trylogia sequeli rozgrywała się w linii czasowej, z której Ahsoka zniknęła, a np. „Mandalorianin” to już nowa rzeczywistość, do której Torgutanka przeskoczyła.

REKLAMA

Dodajmy, że Ahsoka, czyli była uczennica Anakina Skywalkera, dostała swój własny serial, w którym wraz z Sabine Wren ma szukać Ezry Brigera i Wielkiego Admirała Thrawna z „Rebeliantów”. Dave Filoni, który jest teraz odpowiedzialny za animacje i seriale aktorskie, może swój najgorszy pomysł (wspomniany Świat Między Światami) przekuć w rehabilitację korporacji po jej ostatnich nieudanych filmach. A fani „Star Wars” przecież kochają historie o odkupieniu…

Czas jednak pokaże, czy Lucasfilm zdecyduje się zagrać va banque i postawi na nowe twarze i odetnie się od sequeli, czy też znów zagra bezpiecznie i odezwie się do aktorów wyrażających chęć powrotu na plan. Pamiętajmy też, że to działa: prequele George’a Lucasa też były negatywnie oceniane na premierę, a dziś fani wspominają je z rozrzewnieniem i tto wie, czy nowego pokolenia fanów nie ucieszy powrót Rey tak jak mnie widok Ewana McGregora w „Obi-Wanie Kenobim”

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA