Era „The High Republic” to najlepszy pomysł Disneya na „Star Wars” od wykupu praw. Jakie są szanse i zagrożenia?
Disney w ostatnich miesiącach zamknął dwie najważniejsze filmowe serie. Przyszłość Marvel Cinematic Universe i „Star Wars” wciąż nie jest w pełni jasna, ale ogłoszenie projektu „The High Republic” budzi bardzo pozytywne odczucia. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka, choć nie brakuje też zagrożeń dla świata „Gwiezdnych wojen”.
Nie ma chyba sensu ukrywać, że nowa trylogia „Star Wars” Disneya okazała się w ogólnym rozrachunku dosyć dużą klapą. Problemem nie były nawet finanse, choć poza „Przebudzeniem Mocy” żaden z pozostałych filmów tworzonych w ostatnich latach nie bił rekordów światowego box office. Zdecydowanie większe kłopoty pojawiły się w kontaktach z fanami, którzy w pewnym momencie poszli na czołową konfrontację z Disneyem. Dalekie od ideału były też oceny filmowej trylogii, nowych komiksów Marvela i książek tworzonych do nowego kanonu. Gdyby nie „The Mandalorian” platformy Disney+, wytwórnia mogłaby pochwalić się bardzo niewielką liczbą sukcesów z prawdziwego zdarzenia.
Wszystkie trzy elementy tej układanki zostaną znacząco wzmocnione w ramach tzw. Projektu Luminous.
W ciągu ostatnich 24 godzin ujawniono, że pierwsza faza tego wydarzenia będzie dotyczyła nieznanej wcześniej ery w historii odległej galaktyki. Pierwszym oficjalnym dziełem opowiadającym o wydarzeniach toczących się 200 lat przed akcją „Mrocznego widma” będzie powieść „Light of the Jedi”. A w następnej kolejności podążą kolejne książki, albumy oraz komiksy Marvela i IDW. Bardzo prawdopodobne, że z czasem zobaczymy też filmy i seriale poświęcone erze Wysokiej Republiki, choć być może część z nich trafi nie do kin, a na platformy VOD.
- Czytaj także: Dodatkowe szczegóły na temat wszystkich planowanych projektów z The High Republic znajdziecie TUTAJ.
Ktoś zapyta zapewne: Co w tym wszystkim nowego czy rewolucyjnego? I taka osoba będzie mieć sporo słuszności. Podobna strategia została przyjęta przez kierownictwo Lucas Arts i LucasFilm wiele lat temu. Oryginalny Expanded Universe był pierwszym projektem poszerzającym skalę fikcyjnego świata w tak olbrzymim stopniu. W ciągu ponad 30 lat istnienia EU do fanów trafiły setki książek, komiksów, a także wiele dzieł telewizyjnych i gier wideo.
Era The High Republic to pierwszy projekt Disneya o podobnej skali i ambicjach. A przede wszystkim nie wchodzi w drogę dawnemu kanonowi.
Podjęta w 2014 roku przez szefów wytwórni decyzja, żeby całą historię odległej galaktyki (poza sześcioma filmami i produkcjami z serii „Wojny klonów”) wyrzucić do kosza była dla wielu osób szokująca, a jej ocena od tego czasu nijak się nie poprawiła. Chęć wyczyszczenia chronologii wydarzeń, żeby zrobić miejsce dla nowych historii była do pewnego stopnia zrozumiała, ale nowa trylogia wcale nie wymagała ogłoszenia niekanoniczności wszystkich stworzonych wcześniej dzieł. Tym bardziej, że we wcześniejszych latach podobne przypadki były incydentalne i dotyczyły pojedynczych książek czy komiksów.
Przedstawiciele Disneya i rządząca Lucasfilmem Kathleen Kennedy najwyraźniej uważali, że ta jedna decyzja załatwi całą sprawę. Nie mieli racji. Wielu fanów nigdy nie wybaczyło odesłania takich postaci jak Mara Jade Skywalker, Darth Revan czy Kyle Katarn do niebytu. Już przy okazji „Przebudzenia Mocy” wyszło zresztą na jaw, iż twórcy nowej trylogii żywcem skopiowali wiele pomysłów obecnych w dziełach z Expanded Universe. A ten proces w kolejnych latach jeszcze dodatkowo postępował. Co ciekawe, drobny odsetek bohaterów nawet powrócił do uznanego kanonu.
Nowe opowieści tworzone za czasów Disneya charakteryzował strach przed prawdziwymi wyzwaniami i kopiowanie dawnych pomysłów. To w końcu może się zmienić.
Cały pomysł na nową erę Republiki charakteryzuje się chęcią ofiarowania twórcom czystej karty i zapewnienia im jak największej wolności. Oczywiście, takie frazesy zwykle pojawiają się przy każdej wysokobudżetowej produkcji, ale tym razem wydają się być stosunkowo bliskie prawdy. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że Kathleen Kennedy znana jest z częstego ingerowania w wizję artystyczną reżyserów tworzących uniwersum „Star Wars”.
- Czytaj także: Na platformie Disney+ zadebiutował właśnie nowy sezon „The Clone Wars”. Jak powrót produkcji ocenia nasz dziennikarz?
Przede wszystkim dlatego, że do tej pory powstało bardzo niewiele książek i komiksów dotyczących czasów na kilkaset lat przed „Mrocznym widmem”. Nawet stosunkowo „współczesna” opowieść o stworzeniu Zasady Dwóch przez Dartha Bane'a dotyczy wydarzeń toczących się około 1000 lat przed powstaniem Imperium. Oprócz tego w całym starym kanonie znajdziemy pojedyncze opowieści o młodości mistrza Yody, ale niewiele poza tym. Wynikało to w dużej mierze z obowiązującego przed powstaniem prequelów zakazu tworzenia opowieści sprzed „Nowej nadziei” w EU. A i później twórcy bardzo rzadko decydowali się na przedstawiania tego okresu w historii Republiki. To w końcu się zmieni.
Wiążę ze „Star Wars: The High Republic” dosyć duże nadzieje. Choć Disney wielokrotnie zawodził fanów „Gwiezdnych wojen”.
Do tej pory Disney wiązał olbrzymią większość dzieł swojego nowego kanonu ze znanymi nam od lat postaciami oraz bohaterami filmów J.J. Abramsa i Riana Johnsona. To była strategia nastawiona na czysty zysk. Chęć poszerzania uniwersum „Star Wars” znajdowała się bardzo daleko na liście priorytetów firmy. Era Wysokiej Republiki będzie pierwszym poważnym wyzwaniem i pokazaniem, że pod tym kierownictwem da się stworzyć coś wyjątkowego i wartościowego.
Pierwszym dobrym sygnałem była już gra wideo „Star Wars Jedi: Fallen Order”, której autorzy starali się stworzyć bardziej oryginalną historię. Zapowiedziane właśnie książki mają szansę pokazać, że to nie był tylko wypadek przy pracy. Disney będzie musiał jednak faktycznie zmienić dotychczasowe priorytety na zupełnie nowe. Nie wspominając o tym, że nowe opowieści będą musiały wciąż zachować styl i atmosferę opowieści z odległej galaktyki. A niektóre szalone pomysły wypisywane podczas burzy mózgów na ranczu Skywalkera zdecydowanie od tego odchodziły. Mimo wszystko warto zaufać nowemu projektowi Disneya. Może tym razem firma nie sprawi fanom zawodu.