Telemaniacy już pewnie podnoszą larum, że właśnie następuje koniec pewnej epoki – Dexter, Breaking Bad, Futurama, Jak Poznałem Waszą Matkę, a teraz True Blood. Muszę więc teraz popaść w truizm – wszystko kiedyś się kończy moi drodzy i nie mówcie, że brak godnych następców na horyzoncie. Pamięta ktoś genialny serial Rodzina Soprano?
Z czasem każdy serial dosięga jakaś choroba – formuła się wyczerpuje, aktorzy się wypalają, fabuła jest tak zawiła, że łapie własny ogon – i spada oglądalność, co spotkało właśnie True Blood (Czysta Krew). HBO nie miało innego wyjścia, jak po prostu zakończyć produkcję.
Patrząc na liczby, szósty sezon True Blood wyprzedza swoją oglądalnością np. The Newsroom i Boardwalk Empire, a przegrywa jedynie z Grą o Tron. Tylko, że The Newsroom i Boardwalk Empire to w miarę świeże pozycje w ramówce HBO i w przeciwieństwie do True Blood ich oglądalność – mówiąc kolokwialnie - nie leci na łeb na szyję. Poza tym, to aktorzy True Blood kosztują stację najwięcej, no i umówmy się, pomysł na fabułę też już zaczyna przekwitać.
Ten sam pomysł, który właśnie przyniósł serialowi miejsce w telewizyjnej czołówce. Wystarczył prosty przepis z książki Charlaine Harris The Southern Vampire Mysteries - wrzucić do garnka wilkołaki, wampiry, czary, ludzi, wylać na to litry seksu, dodać szczyptę wartkiej akcji i parę łyżeczek w miarę przyzwoitego aktorstwa.
Ta daam, True Blood osiąga średnio 5 milionową oglądalność i wbija się, w popularny w swoim czasie, trend pakowania wampirów, gdzie tylko się da (Zmierzch, a później Pamiętniki Wampirów). Ale przecież jeszcze cała, nowa seria przed nami, więc chusteczki można jeszcze odłożyć na bok.
Najnowszy sezon powróci latem 2014 roku i będzie zawierać dziesięć odcinków. Producent Alan Ball i scenarzysta Brian Buckner mówią, że „uproszczą” lekko historię, ale też obiecują, że ostatni rozdział będzie naprawdę wyjątkowy. Ktoś już zaczyna tęsknić za Sookie?