REKLAMA

Gdzie ta Ciri z "Wiedźmina", którą pokochały miliony? Freya Allan w 2. sezonie gra "okropecznie"

Freya Allan wcielająca się w Ciri w 1. i 2. sezonie "Wiedźmina" pod wieloma względami stała przed najtrudniejszym wyzwaniem ze wszystkich aktorów w obsadzie. Wszystko przez tragiczną w skutkach decyzję twórców, by postarzeć Lwiątko z Cintry względem sagi Andrzeja Sapkowskiego. Dlatego współczuję brytyjskiej aktorce, ale nie jestem w stanie jej chwalić.

wiedźmin freya allan ciri opinia 2 sezon
REKLAMA

Na pierwszy rzut oka fani serialu "Wiedźmin" mają za sobą jeden z najlepszych dni w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie dość, że otrzymali od dziś nieograniczony dostęp do 2. sezonu, to jeszcze do sieci trafiła zapowiedź prequela "Wiedźmin: Rodowód krwi". Niestety, nowe odcinki produkcji Netfliksa trudno nazywać sukcesem. Twórcom produkcji udało się poprawić część technicznych elementów, na które narzekali widzowie. Kostiumy są teraz lepiej wykonane, scenografie bardziej okazałe, a CGI w wielu momentach znacząco przekracza to, co widzieliśmy w 1. sezonie. Niestety, od strony aktorstwa i przed wszystkim scenariusza nie jest lepiej.

Chyba największą ofiarą takiego stanu rzeczy padła Freya Allan. Brytyjska aktorka gra żywiołową, pomysłową i pełną charakterku Ciri z emocjonalną głębią godną kałuży po niezbyt obfitym deszczu. To kreacja drewniana, nijaka i trochę pozbawiona celu. W poprzednich odcinkach dało się to zrzucić na okoliczności, w jakich znalazła się bohaterka. Najpierw żyła pod ścisłą opieką władczej babki królowej Calanthe, a potem desperacko uciekała przed wojenną pożogą. Trudno wymagać od początkującej aktorki, by odchodziła w takich momentach od dosyć oczywistych emocji takich jak strach, gniew czy smutek. W nowym sezonie po raz pierwszy mieliśmy jednak dostać Ciri pokazującą całą gamę uczuć i próbującą odnaleźć się w nowym świecie pełnych wiedźminów i magii.

REKLAMA

Ciri w 2. sezonie "Wiedźmina"

Freya Allan cierpi z powodu fatalnego scenariusza "Wiedźmina".

Lauren S. Hissrich i Tomasz Bagiński jeszcze przed realizacją 1. części podjęli decyzję o postarzeniu Ciri, co tłumaczą względami logistycznymi. Odnoszę jednak wrażenie, jakby nikt w tamtym momencie nie myślał o tym, jak wpłynie to na opowiadaną historię. Co jest w jakimś sensie przerażające. Rodzina to jeden z najważniejszych motywów wiedźmińskiej sagi, ale nie wystarczy postawić obok siebie trójkę aktorów i powiedzieć widzom: "Oni się kochają i tworzą rodzinę", żebyśmy byli w stanie w to uwierzyć.

Freya Allan jako Ciri - Wiedźmin, 2. sezon

Andrzej Sapkowski doskonale to rozumiał, dlatego dał Geraltowi, Ciri i Yennefer okazję do dobrego poznania siebie nawzajem. Księżniczka z Cintry najpierw miesiącami przebywa z Białym Wilkiem w Kaer Morhen, a potem podobny okres spędza w towarzystwie Yennefer w świątyni Melitele. Między dziewczynką a dwójką jej przybranych rodziców następują dziesiątki interakcji, często jak to u Sapkowskiego bardzo pomysłowych i zabawnych. Jakość tej relacji i czas poświęcony na jej zbudowanie pozwalają uwierzyć w uczucie łączące obie pary.

Jak to wygląda w 2. sezonie "Wiedźmina"? Większość scen Ciri w Kaer Morhen rozgrywa się w towarzystwie innych postaci takich jak Eskel, Vesemir, Lambert, Coen czy Triss. Geralt bywa w jej otoczeniu rzadko i przeważnie pojawia się na zakończenie różnych rozmów. Wtedy Henry Cavill rzuca jedno ze swoich suchych powiedzonek i przechodzimy do następnej sceny. A to przecież i tak o niebo lepsze warunki niż te, w których zapoznają się Yennefer i Ciri. Czarodziejka pojawia się w świątyni Melitele z zamiarem porwania dziewczyny i przekazania jej w ręce Voleth Meir. Trudno tu więc mówić o szczególnie czystych intencjach, zresztą chwilę potem następuje atak ze strony Rience'a i jego kompanów, dlatego obie kobiety muszą uciekać.

Freya Allan i Anya Chalotra prywatnie podobno bardzo się lubią. Ale w ich relacji na ekranie nie ma żadnej chemii.

Netflix zdaje się traktować tę przygodę obu bohaterek jako okazję do magicznego szkolenia, ale nie sposób tego porównać do wydarzeń z "Krwi elfów". Nie chodzi tylko o to, że obie postaci spędzają razem maksymalnie kilka dni. Ani nawet o to, iż "rady" ze strony Yennefer ograniczają się głównie do "Zrób to!" lub "Możesz to zrobić" (nie licząc jednej, jakże cudownej wrzutki pt. "Nigdy nie przepraszaj"). Tutaj zostały popełnione olbrzymie błędy już na etapie castingu.

 class="wp-image-1857598"
Foto: Wiedźmin sezon 2, Freya Allan jako Ciri, Jay Maidment/Netflix.

Między Allan a Chalotrą jest różnica zaledwie pięciu (!) lat. Tego nie da się oszukać. Ciri i Yen w serialu mają być szansę co najwyżej przyjaciółkami, tymczasem mają wiarygodnie grać matkę i córkę. Jak? Nie wiem tego ani ja, ani chyba też scenarzyści serialu. Dlatego "Wiedźmin" kończy się kompletnie niezasłużoną sceną, w której postaci naśladujące Geralta, Yennefer i Ciri z książek mówią o łączącym ich uczuciu. W tym wypadku słowa są niezwykle tanie, bo nie popierają ich prawie żadne czyny.

REKLAMA

Okoliczności nie sprzyjają Ciri, ale i tak muszę zapytać: Czemu Freya Allan gra ją jak z taniej produkcji telewizyjnej?

Wystarczy popatrzeć na wspomniany finałowy odcinek 2. sezonu "Wiedźmina" i miny rzucane przez "opętaną" Ciri, by przypomnieć sobie seriale pokroju "Xena: Wojownicza księżniczka" czy "Zaginiony świat". Tam aktorstwo stało na podobnym poziomie, ale wszechobecny kicz był w pełni świadomy. Odnoszę wrażenie, że w przypadku "Wiedźmina" jest raczej wypadkową działań bardzo słabej showrunnerki.

Kontrast między kompletnie bezbarwną kreacją Freyi Allan we wcześniejszych epizodach a końcowym nadmiarem jednoznacznie pokazuje brak doświadczenia po stronie Brytyjki. W tym miejscu przydałby się ktoś, kto potrafiłby przeprowadzić ją przez mielizny scenariuszowe i podpowiedział, kiedy dać od siebie więcej a kiedy mniej. Niestety, na planie "Wiedźmina" nikogo takiego nie było. Andrzej Sapkowski potrafił zawrzeć więcej charakteru Cirilii w jednym słowie "okropecznie" niż Lauren S. Hissrich i Netflix w szesnastu epizodach.

* Autorem zdjęcia głównego jest Jay Maidment/Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA