Na Apple TV+ zadebiutował właśnie "Wódz wojownik". To nie jest zwykły serial. To istne kinowe doświadczenie. Rozgrywający się na Hawajach dramat historyczny zachwyca nie tylko przepięknymi widokami, ale też wartkimi scenami akcji.

Streaming dawno nie dał nam nic tak pięknego. Serio! "Wodzem wojownikiem" chce się przecierać oczy. Jego akcja zabiera widzów na Hawaje z XIIX wieku. Na każdym kroku zachwyca nas pięknymi widokami. Dziewicza natura, majestatyczny ocean, strome klify - ten pejzaż polinezyjskich wysp staje się wręcz pełnoprawnym bohaterem serialu. On odgrywa istotną rolę, wysuwając się nawet na pierwszy plan, aby dostarczyć niepowtarzalnych wizualnych wrażeń. Twórcy Jason Momoa i Thomas Pa'a Sibbett z niesamowitą pieczołowitością rozpościerają przed nami bowiem świat, którego już nie ma - nie został jeszcze zdeptany kolonialną stopą białego człowieka.
"Wódz wojownik" to rzecz bezprecedensowa. Twórcy - z rodowitym Hawajczykiem Momoą na czele - wielokrotnie w wywiadach opowiadali o swojej współpracy z lokalną społecznością i historykami, aby z dbałością o najdrobniejsze szczegóły jak najwierniej oddać obraz życia i obyczajów rdzennych mieszkańców wysp. Bo to nie jest serial, który żeruje na polinezyjskiej mitologii, jak "Moana". To produkcja głęboko zakorzeniona w hawajskiej kulturze i historii. Porywa swoim autentyzmem, kiedy próbuje uchwycić lokalną tożsamość, zagłębiając się w rytuały, wierzenia i codzienne życie autochtonów w przełomowym dla nich momencie.
Wódz wojownik - recenzja epickiego serialu Apple TV+
Akcja rozgrywa się na chwilę przed zjednoczeniem Hawajów, co pozwala twórcom przyjąć perspektywę autochtonów. Ale bez tej kolonialnej wyższości i kampowości, jakimi charakteryzuje się "Rapa Nui", gdzie kultura rdzennych ludów tytułowej wyspy jest jedynie tłem dla melodramatycznej opowieści o miłości i uniwersalnego konfliktu, który w praktyce służy tylko temu, by biały widz mógł pośmiać się z dzikusów - niektórych nawet szlachetnych - biegających z gołymi tyłkami i kamiennymi maskami. "Wódz wojownik" odwraca tę perspektywę. W jednej ze scen bohaterowie śmieją się z osób noszących spodnie, bo jak w takim wypadku kobiety "mają odróżnić duże ryby od małych". Tak, w tym cytacie chodzi o penisa.
Ale! "Wódz wojownik" to nie National Geographic, żebyśmy znaleźli się z kamerą wśród rdzennych Hawajczyków i podglądali ich z ukrycia. Wszystkie kulturowe smaczki sprawnie wplatane są w całkiem intrygującą fabułę. Na przestrzeni dziewięciu odcinków zagłębiamy się w konflikt między mieszkańcami czterech wysp. Porównania do "Gry o tron" czy "Szoguna" są tak oczywiste, że aż wstyd je przywoływać. Aczkolwiek skojarzenia narzucają się same, gdy obserwujemy wojnę o władzę w poszczególnych plemionach, a przy tym próbę podbicia innych plemion. Bo każdy z tłamszonych ambicją wodzów uważa się za zbawiciela z przepowiedni, którą interpretuje na własny sposób.
Przez cały serial pozostajemy w temacie wojny domowej, bo nie mamy do czynienia z "Apocalypto", żeby bohaterowie musieli walczyć o zachowanie własnej tożsamości. Kolonizatorzy powoli dopływają do brzegów polinezyjskich wysp, ale nie czuć jeszcze zagrożenia z ich strony. Ba! Zafascynowany ich orężem grany przez Momoe główny bohater Ka'lana postanawia nawet uzbroić w muszkiety plemię, które wspiera. Co prawda jako jedyny przeczuwa on cywilizacyjną ingerencją - dwa odcinki spędza poza Hawajami i przekonuje się, do jakich okropieństw jest zdolny biały człowiek - ale to już opowieść na ewentualne kolejne sezony produkcji.
Twórcy co prawda nieraz gubią się w swojej fabule - za dużo tu wątków, zależności i relacji między kolejnymi bohaterami - przez co momentami niepotrzebnie rozciągają ją w czasie. Mówiąc wprost: zdarza im się przynudzać. Ale zaraz wracają na właściwe tory, co chwilę serwując nam istne widowisko. Sceny akcji charakteryzują się blockbusterową energią. Tłumy statystów rzucają się do walk z wykorzystaniem lokalnych broni i robi się całkiem brutalnie, gdy postacie atakują się włóczniami i podrzynają sobie gardła. W każdej scenie widać, że Apple na produkcji nie oszczędzał. Według doniesień budżet wynosił 340 mln dol., co czyni "Wodza wojownika" jednym z najdroższych seriali wszech czasów. Pieniądze nie poszły jednak tylko w wysmakowane kostiumy i dekoracje, ale też w czystą przesadę. Dzięki temu wyścig na sankach holua ogląda się jak "Szybkich i wściekłych".
"Wódz wojownik" charakteryzuje się kinową jakością wykonania. Tym uwodzi najbardziej, bo ogląda się go z zapartym tchem. To nie jest nudny wykład z historii Hawajów, tylko emocjonujący i elektryzujący spektakl. Sięgajcie do portfeli. W trakcie seansu zechcecie kupić nowy telewizor, żeby obejrzeć serial na większym ekranie.
Dzięki uprzejmości Apple TV+ na potrzeby tej recenzji obejrzałem wszystkie odcinki "Wodza wojownika".
Więcej o ofercie Apple TV+ poczytasz na Spider's Web:
- Widzowie wydali wyrok. Ten serial to jeden z najpiękniejszych science fiction w historii
- Fundacja - kiedy kolejne odcinki 3. sezonu?
- Najlepszy serial sci-fi tego roku dostanie 2. sezon
- Ten kryminał Apple TV+ widzowie okrzyknęli najlepszym serialem od lat
- To sci-fi jest idealne. Widzowie oszaleli przed premierą 3. sezonu
Pierwsze dwa odcinki "Wodza wojownika" już na Apple TV+. Kolejne będą pojawiać się na platformie w nadchodzące piątki.