Polak-weteran przestał trącić pozerstwem. Z Afganistanu.pl
Znasz ten obrazek: trumny na katafalkach ustawione w rzędzie, owinięte całunem w gwiazdy i pasy. Ta sama tkanina powiewa na maszcie górującym nad cmentarzem, a nad głowami lotnicy wykonują formację "brakującego towarzysza". Amerykanie na ten widok zrywają się ze stołków, a Polacy? Czy pogodziliśmy się z kontrowersyjnymi misjami w Afganistanie i Iraku? Ci żołnierze to dla jednych bohaterowie, dla drugich karierowicze, zarabiający na ludzkim cierpieniu. Jaka jest prawda?
29 maja to dzień weterana. To dobra okazja, by Polacy zdali sobie sprawę z istnienia tej grupy w społeczeństwie. Większości z Was (bo mi na pewno) na hasło "weteran" przed oczyma staje nagle jakiś sędziwy AK-owiec lub AL-owiec, który kwaterował siedemdziesiąt lat temu w lesie i robił wypady na niemieckie oddziały. Tymczasem w ciągu tylko ostatniej dekady Polacy brali (i biorą) udział w misjach wojskowych. Część żołnierzy nie ujrzała już domu rodzinnego, a ci, którzy wrócili, nierzadko cierpią psychicznie. Wielu wojskowych po powrocie z misji spotyka się z ostracyzmem niemal takim, jak Amerykanie po wojnie w Wietnamie. No i typowy polski akcent: dla przeciętnego zjadacza chleba wyjazd na misję równa się wyprawie na drugi koniec tęczy po garniec pełen złota. Zarobki wydają się nikłe, gdy na przeciwległej szali położy się ludzkie życie.
Ogdowski jest dziennikarzem, który z mundurem jest nie najgorzej obstrzaskany (i prowadzi bloga zafganistanu.pl). Oszczędna forma wypowiedzi nie jest pozbawiona literackiego polotu, więc przez alfabet przechodzi się bardzo płynnie. Wraz z kolejnymi literkami czytelnik poznaje kuluary żołnierskiego żywota. Łakomy kąsek czeka na domorosłych komandosów, którzy młodość stracili na de_dust, a gdy matka prosi o pójście do sklepu, bo zabrakło mleka, odpowiadają: negative. Ponieważ jest to lektura dla twardych facetów, należy nastawić się na ostry język. Dalibóg, gdyby wulgaryzmy zadawały obrażenia, wszystkie kontyngenty wracałyby samolotami w metalowych sarkofagach. Kurwy latają zdecydowanie częściej niż granaty.
Przed przeczytaniem "Z Afganistanu.pl" tkwiło we mnie jakieś dziwne przekonanie, że Polscy komandosi to jakieś nieudane kalki amerykańskich marines. Krzyczą ten-four i zamiast kaszanki jedzą corn flakes. Ogdowski z tym durnym przekonaniem rozprawia się raz-dwa. To nie są figurki G.I.s z filmów akcji, tylko zwykli ludzie ze zwykłymi sprawami, większość czasu spędzających na oczekiwaniu na akcję, która zawsze może być ich ostatnią.
To właśnie tą normalnością ci ludzie zyskują mój szacunek. Polityka wpłynęła tylko na okoliczność, w której się znaleźli.
Do czwartkowego południa możecie na CDP.pl chapnąć "Z Afganistanu.pl" za niecałe 15 zł, a chętnych do przerobienia Golfa trójki na Rosomaka odsyłam do Audioteka.pl po audiobooka (próbka wyżej).