W nowym serialu „11.22.63” James Franco jasno pokazuje, że dawniej było lepiej. Zdecydowanie lepiej
Żyjemy w cudownych czasach. Mamy dostęp do opieki medycznej, na ulicach panuje względny porządek, przez nasze miasto nie przetacza się zaraza, a nas nie wysyła się na wojnę. Za pomocą sieci uzyskujemy dostęp do informacji i dóbr kultury. Bogato wyposażone markety sprawiają, że nie musimy polować i głodować. Każdego obowiązują takie same prawa i zasady. Tym bardziej nie mam pojęcia, dlaczego tak ciągnie mnie do innych czasów. Na przykład tych z „11.22.63”.
Naprawdę doceniam to, w jakim czasach przyszło mi żyć. Wolna, opleciona światłowodami, wchodząca w cyfrową erę Polska to przywilej, którego nie było dane wielu wspaniałym przede mną. Jestem w tej nowoczesności zagłębiony po uszy, z roku na rok wsiąkając coraz bardziej. Uwielbiam postęp, nowinki i gadżety. Tym bardziej nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak ciągnie mnie do świata przedstawionego w serialu „11.22.63”.
Nowa produkcja z Jamesem Franco w roli głównej została stworzona na podstawie powieści Stephena Kinga.
Tak oto nauczyciel języka angielskiego, Jake Epping, natrafia na szafę, która… przenosi go w przeszłość, to czasów kampanii prezydenckiej senatora J. F. Kennedy’ego. Jak szybko uczy się bohater, podróże w czasie oparte są na specyficznych zasadach. Po pierwsze – niezależnie, ile czasu spędzisz w przeszłości, gdy wrócisz do teraźniejszości, w naszej linii czasowej zawsze upływają dwie minuty. Po drugie – wydarzenia z przeszłości mają wpływ na teraźniejszość, do momentu ponownej wędrówki w czasie. Wtedy wszystko się "resetuje". Po trzecie – niczym w Dniu Świstaka, zawsze pojawiasz się w tym samym okresie przeszłości. W tym samym dniu, o tej samej godzinie i sekundzie.
Po czwarte w końcu – przeszłość naprawdę nie chce być zmieniana. Stawia opór, jak gdyby posiadała własną tożsamość i własny charakter. Gdy bohater doprowadza do zbyt dużych zmian, albo zaczyna przeprowadzać niebezpieczne eksperymenty z czasem, dookoła dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Otoczenie zaczyna traktować Jake'a Eppinga jak wirusa w ciele człowieka, który musi zostać zwalczony. Wszelkimi możliwymi sposobami.
Zadanie, jakie spada na głównego bohatera „11.22.63”, jest bardzo poważne – nie doprowadzić do zabójstwa prezydenta J. F. Kennedy’ego.
Bohater grany przez Franco rusza tropem wskazówek pozostawionych przez innego podróżnika w czasie, który za swojego żywota nie zdołał uchronić prezydenta USA od tragicznego losu. Posiadając dziennik wypchany informacjami, postać stara się wtopić w ówczesną kulturę i sposób bycia obywateli Stanów Zjednoczonych. Jak bardzo szybko się okazuje, to wcale nie takie proste.
Producenci serialu świetnie pokazali różnice między naszą rzeczywistością, a wyidealizowaną Ameryką Północną lat 60. XX wieku. Współczesne dzieciaki przeszkadzają na lekcjach i garbią się, siedząc z nosami w smartfonach, podczas gdy ich rówieśnicy z przeszłości bawią się na ulicach, są zapatrzeni w amerykańskich żołnierzy i odnoszą się z szacunkiem do starszych. W latach 60. kobiety są nie tylko piękne, ale również miłe, rozmowne i zdające się czerpać znacznie większą przyjemność z życia.
Nic dziwnego, że Epping coraz bardziej i bardziej zaczyna przywiązywać się do przeszłości. Nawet pomimo różnic w sposobie bycia i uczucia alienacji. Chociaż przeszłość, niczym istota z krwi i kości, stara się go wypchać do jego własnej linii czasowej, postać wciąż trzyma się misji. A może po prostu w rzeczywistości nie czeka na nią już nic dobrego? Zdaje się, że zasada „nie przywiązuj się” pozostawiona Eppingowi przez poprzednika wcześniej czy później zostanie złamana.
„11.22.63” to bardzo przyjemny serial, który dodałem do listy śledzonych produkcji telewizyjnych.
Jestem pozytywnie zaskoczony zwłaszcza aktorem grającym pierwszoplanową rolę. W mojej pamięci James Franco zakotwiczył się jako gwiazda „Wywiadu ze Słońcem Narodu”. Widok znacznie bardziej poważnego, emocjonalnego, ale i introwertycznego bohatera jest ciekawą odskocznią w zupełnie innym kierunku.
Jeżeli szukacie nowego serialu, naprawdę polecam sprawdzić pilotażowy odcinek „11.22.63”. Mini-seria na podstawie powieści Kinga póki co prezentuje zadowalająco wysoki poziom. No i wciąga, nawet, jeżeli widza nie za bardzo interesuje wątek zabójstwa J. F. K. Wizja Ameryki z przeszłości jest zbyt magiczna, aby odpuścić sobie takie widowisko.