REKLAMA

Uwikłani w wielką historię. "1945. Wojna i pokój", Magdalena Grzebałkowska - recenzja sPlay

Zanim Magdalena Grzebałkowska zaczęła pisać "1945. Wojna i pokój", symbol końca II wojny światowej stanowiło dla niej słynne zdjęcie, na którym marynarz całuje pielęgniarkę. Wielka radość, powszechne szczęście, ulga, nadzieja. Pokój. Okazuje się jednak, że wojna ta dla każdego miała inny finał.

Uwikłani w wielką historię. 1945. Wojna i pokój, Magdalena Grzebałkowska - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

8 maja 1945 roku feldmarszałek Wilhelm Keitel podpisuje kapitulację III Rzeszy. To koniec II wojny światowej w Europie. Cztery miesiące później, 2 września, poddaje się Japonia - wydarzenie to uważa się za oficjalne zakończenie tego przerażającego konfliktu zbrojnego.

1945. wojna i pokój

Koniec, ale koniec przecież jedynie symboliczny, umowny. Dla niektórych wojna dobiegła końca, dla innych trwała jeszcze długo. Z jednej strony przemoc, strach, niepewność i śmierć, z drugiej radość, ulga i nadzieja. W "1945. Wojna i pokój" Grzebałkowska przygląda się losom zwykłych ludzi, którzy próbowali się odnaleźć w powojennej rzeczywistości. Ta książka pozwala spojrzeć na wielką historię z ich perspektywy.

Polaków, Niemców, Ukraińców, Rosjan. Szabrowników, wysiedleńców, uciekinierów, sierot. Zranionych, wynędzniałych, wycieńczonych, zabiedzonych, głodujących. Tych, którzy w 1945 roku dalej musieli walczyć o przeżycie. Ofiar. I katów.

"1945. Wojna i pokój" stanowi poruszającą kronikę tego trudnego okresu, pełnego kontrastów i chaosu.

Magdalena Grzebałkowska niemal zupełnie oddaje głos swoim bohaterom, z rzadka jedynie wtrącając autorski komentarz. Nie składa się ona jednak z monologów, jak "Czarnobylska modlitwa" Swietłany Aleksijewicz, a z przemyślanych i znakomicie skonstruowanych rozdziałów, w których zgrabnie dawkuje fakty.

Reportaże historyczne Grzebałkowskiej to dwanaście przejmujących, wzruszających i dramatycznych opowieści. O żydowskim domu dziecka, przeprawie 500 tysięcy ludzi przez skuty lodem Zalew Wiślany, zatopieniu statku Wilhelm Gustloff, o zasiedlaniu i odbudowywaniu zrujnowanych miast, o osadnikach Ziem Odzyskanych, o życiu wśród trupów.

Nade wszystko jednak o tym, jakie decyzje podejmowali wówczas ludzie, czym je motywowali, co było dla nich ważne, a co nieważne, co czuli i co myśleli.

O wydarzeniach, o których generalnie wiemy niewiele. Autorka wykonała znakomitą robotę, gromadząc liczne materiały źródłowe i docierając do wciąż jeszcze żyjących naocznych świadków, konfrontując ze sobą różne relacje i sprawozdania. Dzięki temu, mimo oczywistej fragmentaryczności wyboru opisywanych zdarzeń, otrzymujemy dość pełny obraz tych czasów.

Kompozycję uzupełniają umieszczone pomiędzy rozdziałami ogłoszenia prasowe. Wbrew pozorom stanowią istotną część książki, pozwalają bowiem prześledzić jak zmieniały się plany, potrzeby i oczekiwania mieszkańców polskich miast na przestrzeni kolejnych miesięcy.

REKLAMA

Po "Beksińskich", na nową książkę Magdaleny Grzebałkowskiej czekałem niecierpliwie. Była to bowiem zdecydowanie jedna z najważniejszych pozycji, jakie przeczytałem w ubiegłym roku, która "siedzi" we mnie do dziś. "1945. Wojna i pokój" nie jest aż tak dobra, niektóre jej fragmenty sprawiają wrażenie udramatyzowanych na siłę, a całość urywa się nieco zbyt prędko, choć przecież tyle jeszcze pozostało do opowiedzenia.

Siła "1945" tkwi z jednej strony w znakomitym warsztacie autorki, a z drugiej - w przesłaniu. Tych czasów nigdy już do końca nie zrozumiemy, tak były ekstremalne. Nie należy więc mierzyć ich dzisiejszą miarą

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA