Seans „Domu dobrego”, najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego, był dla mnie przeżyciem bolesnym w sensie bardzo dosłownym: wycieńczającym psychicznie, ale i psychosomatycznie - cały ten festiwal bezwzględnej przemocy sprawia, że mięśnie sztywnieją, a niewidzialne obręcze zaciskają się na żołądku i krtani. Doskonale rozumiem cel, jaki przyświecał twórcy; wiem, co chciał osiągnąć. Z jednej strony: szanuję i pochwalam, z drugiej: mam jednak spore wątpliwości względem tej właśnie formy zabrania głosu w sprawie.

W „Domu dobrym” Gośka (Agata Turkot) poznaje starszego od siebie Grześka za pośrednictwem aplikacji randkowej. Facet wydaje się idealny - oczytany, zabawny, ciepły. Okazuje się też doskonałą formą ucieczki przed bolesną codziennością, która ma twarz zapijaczonej i stosującej psychiczną przemoc matki (Agata Kulesza). Przeprowadzka, wspólne wakacje, ciąża, ślub. Czerwone flagi? Kilka, z czasem coraz więcej, ale cóż, nikt nie jest doskonały.
Raj stopniowo ustępuje miejsca piekłu, by wreszcie stać się wyblakłym wspomnieniem, w które trudno uwierzyć. I tak mniej więcej po 20 minutach „Dom dobry” zmienia się w pokaz domowej przemocy: kłamstw, manipulacji, poniżeń, uderzeń, kopniaków, gwałtów. Kandydujący na burmistrza Grzesiek jest zabezpieczony znajomościami, a system niczego nie ułatwia. Wszystkie podjęte przez Gośkę próby wyzwolenia się z jarzma permanentnego strachu i cierpienia spełzają na niczym. Kolejne dni i incydenty zlewają się w jedno. Podobnie zresztą jak sam film: scena po scenie Smarzowski funduje nam kolejne ilustracje różnych form znęcania się; nie mamy tu zatem do czynienia z klasyczną opowieścią, fabułą obejmującą rozwój akcji i postaci, a z konglomeratem nieustannie spadających na bohaterkę ciosów.
Dom dobry - recenzja filmu
Tym zresztą miał być ten film: wstrząsającym doznaniem, doświadczeniem, czymś, co ma wpełznąć nam pod skórę i zostać tam po seansie, skłaniając do refleksji nad realnym problemem, który może pęcznieć za sąsiednimi drzwiami, od którego często odwraca się wzrok, bagatelizuje, ignoruje.
W 2023 roku w Polsce odnotowano ponad 77,8 tys. ofiar przemocy domowej, z czego zdecydowaną większość (74 proc.) stanowiły kobiety, a sprawcami było ponad 63 tys. osób, w większości mężczyzn (95 proc. wg policyjnych statystyk). Wśród zgłoszonych do policji ofiar w tym samym roku, 91 proc. stanowiły kobiety i dzieci. Liczba zgłoszeń, wszczętych postępowań i ujętych sprawców z roku na rok rosła. Co gorsza, to w wielu przypadkach temat zostaje zamieciony pod dywan. Istnieje duża rozbieżność między liczbą zgłoszeń do policji a faktyczną skalą zjawiska. Szacuje się, że około 400-500 kobiet rocznie ginie na skutek przemocy domowej w Polsce, a jednak cała masa przypadków nie jest zgłaszana. Osoby, którym udało się z tym uporać, przez lata mierzą się z konsekwencjami: lękiem, depresją, obniżonym poczuciem własnej wartości, traumą.
Nie można zatem nie docenić szlachetnych intencji Wojciecha Smarzowskiego; nietrudno też zrozumieć, że tak intensywną formą przekazu chciał poruszyć, a zarazem zaapelować. Miało być właśnie tak: autentycznie, dosadnie, boleśnie i bezwzględnie. Jak najbardziej realistycznie, byle tylko ten horror, z którym każdego dnia mierzy się tak wiele ofiar, uderzył nas jak najmocniej, oprzytomnił nas.
Mówić o tym należy, trzeba, ale wciąż nie jestem jednak pewny, czy właśnie w takiej formie. Bierzemy tu pod lupę nowe dzieło popularnego twórcy, które będzie wyświetlane w kinach studyjnych i multipleksach, na które z całą pewnością wybierze się niemało osób. Niestety, nie wydaje mi się, by tak groteskowa wręcz dawka ekranowej przemocy, granicząca z jej pornoizacją, z kinem eksploatacji, na szerszą skalę poskutkuje zgodnie z oczekiwaniami.
Kolejne slajdy torture porn sprawiają, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż twórca skupia się na samej przemocy bardziej niż na ofierze (choć trzeba przyznać, że Agata - straumatyzowane DDA, osoba w żałobie, szukająca oparcia, a zatem siłą rzeczy idealizująca - to jedyna relatywnie kompletnie nakreślona postać, wiarygodna, skomponowana z doświadczeń, coś więcej niż figura). Nie ma tu żadnych nowych diagnoz, komentarzy czy propozycji; jest za to szokowanie dla szokowania, które prowadzi do wręcz perwersyjnego finału. Rzecz w tym, że szczucie tego typu obrazami - dosłowne, powtarzające się - jednych straumatyzuje (lub obudzi w nich traumy obecne, ale uśpione), a innych wręcz znieczuli, zobojętni, bo, co potwierdzają niektóre opinie, po kolejnym kwadransie wchłaniania takich kadrów można się na nie uodpornić.
Smarzowski przestaje opowiadać zniuansowaną historię o człowieku, by zacząć torturować odbiorcę pełnymi przemocy wyrywkami z zasłyszanych prawdziwych relacji. Głowię się, głowię i naprawdę nie wiem, w jaki sposób miałoby to być pomocne, wspierające i skuteczne. Nie wydaje mi się też, by rewia szokujących ujęć miała przewagę nad prawdziwą, uczciwą, pełną historią, która również, rzecz jasna, uwzględniłaby wszelkie formy przemocy oraz, przede wszystkim, ludzi z krwi i kości. Która sięgnęłaby nieco głębiej, nie przekraczając granic niebezpiecznie bliskich sferom pozbawionym empatii, wręcz fetyszyzującym (o co, żeby było jasne, Smarzowskiego nie oskarżam), ocierającym się o niesmaczne efekciarstwo
„Dom dobry” to film o cenionej narracyjnej konstrukcji (nieobiektywna, achronologiczna), świetnie wyreżyserowany i zmontowany, wybitnie zagrany przez autentycznych do cna Agatę Turkot i Tomasza Schuchardta. A zarazem niepotrzebnie, skrajnie, wręcz wulgarnie sadystyczny, przesycony okrucieństwem. Tego typu podejście do realizmu, ten niemal karykaturalny „naturalizm społeczny”, nic przecież nie wnosi (podobnie zresztą jak część innych zabiegów), nic nie zmienia, niczemu nie służy, nie jest w żaden sposób - przynajmniej z mojej perspektywy - usprawiedliwiony, bo jego funkcja sprowadza się wyłącznie do wywołania dyskomfortu (co może skończyć się różnie). Ten zaś powinien być jedną z wielu składowych.
Trudno mi ocenić „Dom dobry” jednoznacznie. Choć może budzić traumy, może też - nie wykluczam tego - uświadomić komuś, że tkwi w przemocowej relacji, a jeśli tak jest, to nie będzie już lepiej, nie ma co się oszukiwać, trzeba działać, trzeba się ratować. W związku z tym jestem - mimo wszystko - zdania, że lepiej, iż ten film nakręcono, niż gdyby miał nie powstać. I chwała Wojciechowi Smarzowskiemu, że spróbował - że podjął ten niebywale przecież istotny, a zarazem trudny temat. Że raz jeszcze sięgnął po niewygodną prawdę. Nie potrafię jednak nie mieć poważnych zastrzeżeń względem formy, w której postanowił ją zamknąć.
Banalności natomiast nie wytykam. Bo zło i przemoc takie właśnie są - banalne.
Dom dobry - obsada, kiedy premiera w kinach
- Agata Turkot - Gośka
- Tomasz Schuchardt - Grzesiek
- Agata Kulesza - matka Gośki
- Maria Sobocińska - Magda
- Łukasz Gawroński - Edek
- Arkadiusz Jakubik - ksiądz Bogdan
- Andrzej Konopka - Zibi
- Julia Kijowska - Halina
- Magdalena Smalara - siostra Elżbieta / Grażyna
Dom dobry: premiera w kinach już 7 listopada.







































