Premierowy odcinek serialu „To: Witajcie w Derry” to próba zmierzenia się z jedną z najważniejszych powieści w dorobku Stephena Kinga. Próba o tyle interesująca, że poszerzająca świat powieści i filmu. Obejrzałem premierowy odcinek i zaskoczyło mnie, jak konsekwentny jest to serial.

Na początek drobna uwaga: ten tekst będzie zawierał spoilery z wyemitowanego już premierowego odcinka „To: Witajcie w Derry”. Jeśli chcecie przeczytać recenzję bezspoilerową większości odcinków, to zapraszamy tutaj.
„To: Witajcie w Derry” zaczyna się od ciepła kinowej sali, aby szybko przejść do horroru. Matthew “Matty” Clements jest jednym z tych dzieciaków, które nie bardzo chcą wracać do domu. Spędza więc czas w kinie, a kiedy go wyrzucają, chyba chce opuścić Derry. Gdy spotyka miłą rodzinkę w ten zimowy dzień zaczynają palić się pierwsze lampki ostrzegawcze, bo matka mówi, że wywiezie go z miasta. Potem już dzieje się groza, tym większa, że akcja rozgrywa się w zamkniętym samochodzie i to w ruchu. Całość potęguje jeszcze fakt, że tak, jak to było w powieści i filmach „To”, zło uderza w najbardziej niewinne istoty, czyli w dzieci.
To: Witajcie w Derry – opinia o 1. odcinku. Podsumowanie
Potem nie jest lepiej, choć serialowi bardzo sprawnie udaje się łączyć trzy elementy: humor, horror i żywe społeczne tło Derry. Poznajemy fana fantastycznych teorii dotyczących kosmitów, czyli Phila Malkina, a także jego przyjaciela Teddy’ego Urisa. Warto zwrócić uwagę, że ten drugi nosi to samo nazwisko, co jeden z bohaterów powieści „TO” – Stanley Uris.

Następnie poznajemy Lilly Bainbridge, której ojciec niedawno zginął w straszliwym wypadku. Gdy cofnął się do pracy, aby przynieść córce zabawkę, której ta zapomniała, zatrzymał się na chwilę, aby pomóc naprawić awarię przy maszynie. Niestety, maszyna była włączona.
Warto tu się na chwilę zatrzymać, bo w tej scenie, jak w soczewce skupia esencja opowieści, zarówno Kinga, jak i twórców serialu. Lilly Bainbridge nosi w sobie traumę, poczucie winy, straciła ojca w fabryce. Jest więc idealnym celem dla Zła, które mieszka pod Derry. Jest jednocześnie w swoim bólu osamotniona. Jej najlepsza przyjaciółka wydaje się wstydzić koleżanki, a inni uczniowie szydzą z niej, wrzucając jej do szafki słoiki z ogórkami, gdyż to właśnie w fabryce piklującej warzywa zginął jej tata.
Koszmar, który ją spotka będzie najpewniej tematem całego sezonu.
Drugim wiodącym wątkiem jest historia Leroya Hanlona. Możemy zakładać, że to ojciec lub dziadek Mike’a, czyli jednego z bohaterów filmów i powieści. Ojciec książkowego Mike’a był zwykłym szeregowcem wysłanym przez matkę do wojska po śmierci ojca. Leroy Hanlon z serialu jest oficerem i pilotem, dość zresztą utytułowanym. Zapewne podobnie jak w książce, tak i w serialu obaj bohaterowie będą musieli zetknąć się z rasizmem w Derry.
Hanlonowie są jednak kluczowi dla fabuły z jeszcze jednego powodu. W powieści Mike był tym, który ponownie zebrał Klub Frajerów i przy okazji prowadził badania na temat zła, które trawi Derry. To od niego dowiadujemy się o cyklu zła trwającym mniej więcej 30 lat, to w końcu on jest strażnikiem pamięci o mieście. Bardzo ważne jest też, że choć morderczy clown widziany jest tylko przez dzieci, to istnieje kilka wyjątków: już jako dorosły mężczyzna zobaczył Pennywise’a w czasie pożaru w jednostce wojskowej, w czasie którego zginęło kilkadziesiąt osób.

Brutalny finał w To: Witajcie w Derry
Już w 1. odcinku jasne stało się, że serial nie należy do najbardziej komfortowych. Zresztą tak trudny temat jak przemoc wobec dzieci, wymaga (jak mi się wydawało) pewnej subtelności. „To: Witajcie w Derry” tej subtelności jest pozbawione. Przemoc jest zupełnie realna i przerażająca. Choć twórcy nie lubują się w pokazywaniu przemocy, to jednak sceny są nad wyraz sugestywne. To nie jest „Stranger Things”, gdzie najgorsze, co spotkało dziesięciolatka, to opętanie. Tu jest znacznie bardziej intensywnie.
Rzeź, która dokonała się w ostatnich minutach tego odcinka zostanie ze mną na długo. Teraz przed twórcami bardzo trudne zadanie, czyli praca nad uzasadnieniem swojej brutalności. Jeśli uda im się to, co udało się Kingowi, czyli stworzyć z Pennywise’a szeroką metaforę przemocy wobec najmłodszych ze strony tych, którzy powinni zapewnić im bezpieczeństwo i radość, to jesteśmy w Derry… to znaczy w domu!
Jeśli ciągle mało wam historii o tajemniczym potworze nazywanym "To", być może ukojenie znajdziecie w naszych tekstach. Pisaliśmy już o tym, kiedy do serwisu wpadną kolejne odcinki, a także o tym, że premierowy odcinek serialu zobaczycie w kinach.







































