Fani wzięli sprawy w swoje ręce. Aby uratować film „Star Wars” z Kylo Renem, wynajęli nawet samolot. To jednak dopiero początek dramy z Adamem Driverem i „The Hunt for Ben Solo”. Co trzeba o niej wiedzieć?

Disneyowi z „Gwiezdnymi wojnami” idzie tak dobrze, że ubity przez korporację projekt stał się popularniejszy niż te filmy i seriale, które faktycznie kręci. Adam Driver, który w trylogii sequeli grał Kylo Rena a.k.a Bena Solo, odpalił tydzień temu prawdziwą bombę, a echo detonacji rozbrzmiewa do dziś. Niedoszły reżyser, Steven Soderbergh, dorzucił do tego kilka własnych granatów, a fani poczuli krew. Pora podsumować, co tu się w ogóle odmocowało.
O co chodzi z „The Hunt for Ben Solo”?
Adam Driver podczas wywiadu na temat zupełnie innej produkcji zdradził, tak jakby od niechcenia, że jakiś czas temu był zaangażowany w prace nad kolejnym filmem z cyklu „Star Wars”. Produkcja osadzona fabularnie po IX epizodzie miała być zatytułowana „The Hunt for Ben Solo”, a na krześle reżysera chciał zasiąść sam Steven Soderbergh („Ocean’s Eleven”, „Seks, kłamstwa i kasety wideo”). Problem w tym, że Disney projekt ubił. A jak się okazuje, wcale nie w zarodku.
Z początku można było domniemywać, że to był jedynie luźny pomysł, ale dziś już wiemy, że prace nad filmem były na naprawdę zaawansowanym etapie. Koncept, jaki mieli Adam Driver i Steven Soderbergh, spotkał się z aprobatą Lucasfilmu, w tym Kathleen Kennedy. Jej firma wydała aż 3 miliony dolców na scenariusz, nad którym pracowali Rebecca Blunt (czyli Jules Asner, żona reżysera) oraz Scott Z. Burns. Rozpisany był już cały biznes plan, ale brakowało najważniejszego: pieniędzy.
Ekipa poszła do władz Disneya, właściciela Lucasfilm, na pewniaka. Do tej pory nigdy projekt na takim etapie rozwoju nie został wstrzymany, ale tym razem było inaczej. Szefostwo w osobach Boba Igera i Alana Bergmana postanowiło nie finansować tej produkcji. Argument, iż w ich oczach Kylo Ren nie może powrócić, bo postać uśmiercono w „Skywalker. Odrodzenie”, brzmi jak marna wymówka, skoro mowa o serii, która przywróciła do życia Maula, Ventress, Ahsokę i Palpatine’a.
Fani zareagowali na te wieści o „Polowanie u na Bena Solo” tak, jak na homo digitalis przystało.
Reylos, czyli osoby shipujące Rey i Kylo Rena, dostrzegli szansę na to, aby te postaci spotkały się ponownie na ekranie i nie zamierzają odpuścić. Od bitego tygodnia internet zalewają memy dotyczące „The Hunt for Ben Solo”, a fani „Star Wars” (i to wszyscy, nie tylko ci ciepło oceniający trylogię sequeli!), domagają się w serwisach społecznościowych, aby Disney ten projekt zrealizował. Fandom, podzielony na pół od czasu „Ostatniego Jedi”, jest zgodny jak nigdy.
Na profilu Boba Igera w serwisie Instagramie zrobiło się gorąco jak nigdy dotąd, ale komentarze nie dotyczą postów, które szef Disneya wrzuca, tylko właśnie tego ubitego projektu. Trzy grosze dorzucił też Steven Soderbergh, który stwierdził, iż główni zainteresowani o filmie mogą wreszcie mówić otwarcie, bo przestało ich obowiązywać NDA. W internecie pojawia się też petycja, w której fani wnioskują o to, by film „Polowanie na Bena Solo” został zrealizowany.
Bob Iger i Alan Bergman mają twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony mogą pójść w zaparte i realizować projekty „Star Wars” wedle swojego harmonogramu - z drugiej mogą się ugiąć i dać kasę Adamowi Driverowi i Sodenowi Soderberghowi na to, by odrzucony film nakręcili. Otwartym pozostaje pytanie, czy będą mieli na tyle cojones, żeby przyznać się do błędu, czy też górę weźmie ego. Jedno jednak jest pewne - to nie jest internetowa drama, która zgaśnie niczym iskra.
Drama z „The Hunt for Ben Solo” wyszła poza internet.
Zwykle wszelkiej maści internetowe bojkoty nie przynoszą żadnych rezultatów, a uwaga internautów po dniu czy dwóch zwraca się w innym kierunku. Tym razem jest inaczej, bo decyzja Disneya dotycząca nie podjęcia prac nad „The Hunt for Ben Solo” ma reperkusje również w tym prawdziwym świecie. Fani wynajęli nawet samolot, do którego przyczepili napis wzywający Disneya do uratowania „Polowania na Bena Solo”, co przywodzi z kolei na myśl fanów… Zacka Snydera.
Entuzjaści pierwszej iteracji starego DC Extended Universe w taki sposób chcieli przymusić Warner Bros. do dania Zackowi Synderowi pieniędzy na tzw. „Snyder Cut” (co im się w końcu udało) i fani „Star Wars” chcą osiągnąć podobny efekt. W wolnych chwilach rozklejają na amerykańskich słupach ulotki nawiązujące do dramy, a do tego zrobili zbiórkę na wynajęcie billboardu na słynnym Times Square w Nowym Jorku, by dać w ten sposób wyraz wsparcia Adamowi Driverowi.
Oliwy do ognia dolał nawet oficjalny profil „Star Wars” na YouTubie, który akurat teraz, pierwszy raz od lat, wrzucił krótki klip z filmu „Skywalker. Odrodzenie” pokazujący konfrontację Rey i Kylo Rena z odrodzonym Palpatine’em. Co jednak ciekawe, do sieci nadal nie wyciekł scenariusz „The Hunt for Ben Solo”, jak to miało miejsce z „Duel of the Fates”, czyli pierwszą wersją IX epizodu, za którą pierwotnie miał odpowiadać Colin Trevorov.
A czy „The Hunt for Ben Solo” powstanie?
Fani trzymają kciuki, aby scenariusz tej produkcji nie wyciekł, bo to pogrzebałoby szanse na jego realizację. Mają nadzieję, że uda się przekonać korporację do zmiany zdania, bo towarzyszący tej dramie medialny buzz jest bezprecedensowy. Rzadko kiedy się zdarza, żeby internauci żyli jakąś sprawą przez tak długi czas, a z dnia na dzień pojawia się coraz więcej komentarzy i w zasadzie wszystkie krytykują Disneya za podjęcie tej decyzji.
Obserwatorzy dostrzegają też tu paralelę do sytuacji sprzed lat, gdy do sieci trafił w niewyjaśniony wówczas sposób materiał z Ryanem Reynoldsem wcielającym się ponownie w „Deadpoola”. Fox, dzierżący prawa do tej postaci, nie chciał zgodzić się na to, by powrócił do tej roli, ale klip spotkał się z tak ciepłym przyjęciem, że wystarczyły 24 godziny, by wytwórnia zmieniła zdanie. Aktor po latach przyznał, że udostępnienie tego filmiku nie było zaś przypadkiem…
Możliwe, że cała ta akcja to power play w wykonaniu Adama Drivera i Stevena Soderbergha a la Deadpool, którzy nie chcą, by dwa lata ich pracy przy „The Hunt for Ben Solo” poszły na marne. Część osób zakłada z kolei foliowe czapeczki na głowę i sugeruje, iż cała to nic innego, jak zaplanowana akcja marketingowa, a Bob Iger i Alan Bergman złożyli na ołtarzu swoją reputację, byle tylko zrobić wokół „Gwiezdnych wojen”, które pod egidą Disneya nieco podupadły, jakiś szum.
A czy akcja Save The Hunt for Ben Solo przyniesie pozytywny efekt?
Czas pokaże! Disney może być oczywiście sceptyczny, skoro konkurencyjny Warner Bros., który ugiął się pod latającymi samolotami z doczepionym napisem, utopił w „Lidze Sprawiedliwości Jacka Snydera” kupę kasy - odbiorcy jej chcieli, ale ten na siebie nie zarobił. Z drugiej strony „Deadpool”, który powstał dzięki wsparciu internautów, był jednym z największych hitów ostatnich lat, a „The Hunt for Ben Solo” mogłoby powtórzyć ten sukces. I fani właśnie na to liczą.
Jedno jest pewne - sprawa mimo mijających dni uparcie nie chce przycichnąć, a z dnia na dzień pojawiają się nowe informacje na temat kulis ubicia „Polowania na Bena Solo”. Podczepiają się pod nią też najróżniejsze organizacje i osoby, a na jaw wychodzą kolejne fakty (w tym np. ten, że Qimir z serialu „Akolita” miał zostać pierwszym Rycerzem Ren i to dlatego w scenach z jego udziałem pojawiał się motyw muzyczny kojarzony z postacią Adama Drivera).
Czytaj inne nasze teksty poświęcone sadze „Gwiezdne wojny”:
Rozwój wypadków będziemy oczywiście obserwować tak, jak Palpatine karierę Anakina Skywalkera. Nie wiadomo jednak kiedy i czy w ogóle Disney zdecyduje się na komentarz. Bob Iger i Alan Bergman powinni jednak pamiętać, że mają do czynienia z fandomem, który od dekad fascynuje się historiami o odkupieniu win i jest skłonny wybaczyć nawet, fikcyjnemu, bo fikcyjnemu, ale ludobójcy. Szefowie korporacji mają tym samym jeszcze szansę odzyskać w jego oczach twarz.







































