Widziałam już dwa odcinki 1983. Jaki jest pierwszy polski serial Netfliksa?
Netflix ma przed sobą trudne zadanie. Kiedy publika jest zachwycona Ślepnąc od świateł i w Polsce wychodzą tak dobre produkcje jak Rojst czy Kruk. Szepty słychać po zmroku, gigant VOD prezentuje swój pierwszy polski serial oryginalny, 1983. Czy uda mu się spełnić rosnące oczekiwania widzów?
Od kilku miesięcy rosło we mnie przekonanie, że 1983 stoi, w pewnym sensie, na straconej pozycji. Po pierwsze, o produkcji nie mówi się tyle co o Wiedźminie, którego premiera zaplanowana jest przecież dopiero na 2019 rok. Jednak każde wspomnienie o The Witcher, serialu, który oparty jest na prozie Andrzeja Sapkowskiego, wywołuje lawinę komentarzy i publikacji w mediach wszelkiego typu - od serwisów zajmujących się popkulturą, przez portale biznesowe, aż po największe rodzime tygodniki.
Polacy, a przynajmniej część z nich, postanowili, że Wiedźmin jest „nasz”. Bo Geralt i spółka to najlepszy towar eksportowy, co udowodniła przecież sama gra The Witcher, która zyskała duże uznanie na całym świecie.
Po drugie, co dobitnie uświadomiła mi premiera Ślepnąc od świateł od HBO, Netflix musi zmierzyć się z rozwijającym się rynkiem polskich seriali i publicznością, która z roku na rok jest coraz bardziej świadoma. HBO, przychodząc do nas z serialem na podstawie prozy Jakuba Żulczyka, miało już na koncie polskie seriale, tak samo zresztą jak Canal+ odpowiadający za wspomnianego Kruka. Showmax, który w tym roku uraczył nas Rojstem, umówmy się, pod względem skali, rozpoznawalności marki, nie może mierzyć się z Netfliksem.
Dlatego, jeśli 1983 nie przypadnie do gustu polskim widzom i nie zbliży się do sukcesu, jaki odniosły inne europejskie Netflix Originals, np. Dark, porażka będzie boleśniejsza, niż gdyby doświadczył jej ktokolwiek inny.
Jaki jest zatem 1983? To dobry serial? Czy Netflix przygotował dla nas prawdziwy hit?
Odpowiem najszczerzej, jak umiem: jeszcze nie wiem. I zaraz pokrótce wyjaśnię dlaczego. Po zobaczeniu dwóch odcinków Kruka. Szepty słychać po zmroku byłam pełna entuzjazmu. Pisałam, bo rzeczywiście tak wówczas uważałam, że to może być najlepszy polski serial tego roku. Wcześnie, wiem, ale zachwycił mnie wtedy klimatem, zdjęciami, muzyką, jakimś mrokiem.
A potem przyszedł Rojst i Andrzej Seweryn wraz z Dawidem Ogrodnikiem porwali mnie od pierwszych minut. Po obejrzeniu pilotażowego odcinka wiedziałam, że chcę więcej. I nie zawiodłam się, choć wiem, że opinie o tej produkcji są mocno podzielone. Wciąż waham się, który z nich - Kruk czy Rojst - jest lepszą produkcją.
Te jednak i tak bledną jakoś przy Ślepnąc od świateł. To aktualnie mój numer jeden, jeśli chodzi o polskie seriale 2018 roku. Mam jednak jeszcze trochę zaległości, więc powstrzymam się z ostateczną diagnozą, aż zobaczę wszystkie najważniejsze w tym roku rodzime tytuły.
I właśnie dlatego, biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia, po zaledwie dwóch odcinkach trudno mi wyrokować, czy 1983 to hit, czy Netflix mógł się jednak bardziej przyłożyć do pierwszej polskiej produkcji.
Pierwsze dwa odcinki tak naprawdę dopiero wprowadzają nas w świat wykreowany przez Joshuę Longa, który na ekran przeniosły cztery polskie reżyserki: Agnieszka Holland, Kasia Adamik, Agnieszka Smoczyńska i Olga Chajdas.
Jesteśmy w Warszawie, w 2003 roku. Żelazna kurtyna nie upadła.
1989 nie jest przełomowym czasem, a Milicja i Służba Bezpieczeństwa ma się dobrze, o Policji nikt tu nie słyszał. Alternatywne Polska i Europa mają inną ważną datę, którą co roku upamiętniają uroczystościami. To właśnie tytułowy rok 1983. W kilku miejscach w naszym kraju, m.in. w Warszawie i Krakowie, doszło wtedy do zamachów terrorystycznych. Zginęło w nich mnóstwo niewinnych ludzi.
Jednym z poszkodowanych, który stracił wówczas rodziców, jest Kajetan Skowron (w tej roli Maciej Musiał). To młody student prawa, silnie wierzący w prawo właśnie i w Partię, która niejako to prawo stanowi. Polska zaopiekowała się bowiem osieroconym chłopcem, dbając o jego bezpieczeństwo, stypendia. Jego zdjęcie z obchodów rocznicy 1983 jest traktowane przez naród niczym święty obrazek.
Losy młodego mężczyzny wkrótce splotą się z postacią Anatola Janowa (Robert Więckiewicz), inspektora Milicji, który niedawno dostał swoją drugą szansę. Anatol jest niepokornym funkcjonariuszem. Lubi zadawać niewygodne pytania, ma wątpliwości (ma też obiekcje w związku z nową, dopiero rozpoczynającą się sprawą, którą prowadzi), a tego ówczesna władza nie lubi. Lubi za to porządek, cenzurę i kontrolę nad wszystkimi. Każdy ma swoją teczkę, nikt nie jest bezpieczny.
Obok tego obserwujemy grupę ludzi, którzy stanowią pewien ruch oporu wobec rządzących. Ich metody mrożą krew w żyłach. I nie sposób odpowiedzieć na pytanie, kim tak naprawdę młodzi ludzie są - walczącymi o sprawiedliwość czy przestępcami?
1983 to niewątpliwie serial, który ma swoje „momenty”.
Już w trakcie dwóch odcinków znajdziemy w nim kilka perełek, które nas rozbawią (np. stacja metra w Warszawie czy 1984 Orwella!). Pojawiają się stwierdzenia zapadające w pamięć i świetnie korespondujące z naszą historią - tą, dziejącą się „tu i teraz” oraz tą sprzed lat związaną z PRL. Ale twórcy 1983 podejmują nie tylko polskie problemy, bliskie nam, ale również takie, które dotyczą całego świata. Czym jest terroryzm i kim są terroryści? Jakie cele im przyświecają? Czym są prawda i sprawiedliwość? Czym jest naród i kto nim steruje?
Realizacyjnie możemy mówić o wysokiej półce, ale o to się nie obawiałam. Skwituję po prostu: to przecież Netflix. Jedyne obawy, czy całość, mówiąc kolokwialnie, się „zepnie” mam jeszcze co do fabuły. W dwóch pierwszych epizodach twórcy rzucają widzowi wiele przynęt. Jest trochę postaci, rozpoczyna się kilka wątków, musimy zrozumieć, kto jest kim, jakie ma cele, motywacje, a dodatkowo ściga nas przeszłość - rok 1983, do którego będą się „cofać” główni bohaterowie. Fabuła aż prosi się o to, by dać jej się rozwinąć, by fakty, wątki zaczęły się łączyć, a nie mnożyć. I jestem ciekawa, jak z tym zadaniem poradziła sobie ekipa odpowiadająca za 1983.
Ten początek produkcji, relacja, która buduje się pomiędzy postaciami Macieja Musiała i Roberta Więckiewicza, a także odwołanie do Polski lat 80. (mimo że 1983 to przecież political fiction), przypominają serial Rojst i jego głównych bohaterów. A po pierwszym odcinku Rojsta nie mogłam się doczekać kolejnego. Z kolei po dwóch pierwszych odcinkach 1983 jestem ostrożna, nieco mniej podekscytowana. To jednak na pewno tytuł, który ma potencjał. Mnogość wątków i tempo akcji podpowiadają mi, że muszę jeszcze raz obejrzeć serial Netfliksa od początku jako całość.