Dokładnie 30 lat temu wraz z agentem Dale'em Cooperem wjechaliśmy po raz pierwszy do „Miasteczka Twin Peaks”. Wtedy jeszcze nikt nie sądził, że to wydarzenie będzie miało tak ogromny wpływ na nasze życie. David Lynch i Mark Frost na zawsze zmienili seriale i sposób ich oglądania.
Nie minę się z prawdą, a być może nawet rzucę komunałem, ale bez wątpienia największym telewizyjnym wydarzeniem 2017 roku był powrót „Miasteczka Twin Peaks”. Jak się okazało po 27 latach od debiutu serialu, produkcja wciąż funkcjonowała w umysłach widzów jako wyjątkowa i niepowtarzalna. Ciągle pamiętaliśmy emocje związane z jej oglądaniem i liczyliśmy, że w końcu poznamy odpowiedź na pytanie, jakie zadawaliśmy sobie kilka dekad wcześniej - kto zabił Laurę Palmer?
Niekoniecznie zgodnie z oczekiwaniami, ale dowiedzieliśmy się, co spotkało nastoletnią Laurę.
David Lynch zgrabnie wybrnął z impasu, w jakim znalazł się ze względu na swój geniusz. Bo nie da się zaprzeczyć, że „Miasteczka Twin Peaks” zmieniło przede wszystkim nasz sposób oglądania seriali, a także sam format telewizyjnych produkcji odcinkowych.
Chociaż Netflix jeszcze nie istniał i nikt nawet nie znał pojęcia binge-watchingu, wszyscy właśnie o takiej formie odbioru marzyli. Odcinki emitowane były w tygodniowych odstępach, a między jednym epizodem a drugim zastanawialiśmy się, jakie będzie rozwiązanie zaprezentowanej już na początku zagadki. Ba, podobno nawet Sekretarz Generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Michaił Gorbaczow był tak wielkim fanem serialu, że poprosił o pomoc w dowiedzeniu się, kto zabił Laurę Palmer, ówczesnego prezydenta USA George'a H.W. Busha.
David Lynch i Mark Frost wykorzystali telewizyjny format, aby opowiedzieć jedną spójną i długą historię, co wtedy nie było najpopularniejszym podejściem. To nie tak, że wszystkie seriale składały się z zamkniętych odcinków. Od lat 70. XX wieku MTM Productions przyzwyczajało widzów do formuły, wedle której w kolejnych odcinkach rozwijało się wprowadzane wcześniej wątki. To właśnie przy realizacji tych tytułów, twórcy mogli cieszyć się sporą, artystyczną swobodą. Jednakże dopiero w przypadku „Miasteczka Twin Peaks” w telewizji zagościło pojęcie autorskości ze wszystkimi swoimi, znanymi z kina, konotacjami.
Serial łamał obowiązujące do tej pory zasady.
Twórcy mieszali gatunki ze swadą i swobodą, jakiej inni mogli im pozazdrościć. Komedia przenikała się z horrorem, telenowela z thrillerem, a realizm z surrealizmem, wprowadzając format na pole postmodernistycznej mody lat 90. Dodatkowo Lynch i Frost nie bali się eksperymentów. Komplikowali fabułę na różne sposoby, podnosząc naszą odporność na absurdy i dziwactwa. Opłacalność takiego podejścia nie trwała długo. Wraz z drugim sezonem sukcesywnie zmniejszała się liczba widzów.
I chociaż na jakiś czas telewizja przestraszyła się tak artystycznych i ambitnych projektów, to dla innych twórców otworzyła się furtka do coraz śmielszego łamania obowiązujących schematów. Z czystym sumieniem możemy więc stwierdzić, że gdyby „Miasteczko Twin Peaks” nie przyzwyczaiło nas do wielowątkowych narracji, dzisiaj nie cieszylibyśmy się tytułami pokroju „Gry o tron”.
Lynch i Frost zaproponowali spiralne prowadzenie narracji, a w ich ślady chętnie poszli chociażby twórcy „Zagubionych”. W serialu J.J. Abramsa, Jeffreya Liebera, Damona Lindelofa pełno też zaskakujących zwrotów akcji i MacGuffinów, których w takim natężeniu, w telewizji przed „Miasteczkiem Twin Peaks” byśmy się nie doszukali.
Kolejni twórcy mniej lub bardziej otwarcie korzystają z otwartych przez „Miasteczka Twin Peaks” furtek, wplatając do swoich realistycznych narracji elementy surrealistyczne. Tak było przecież w „Rodzinie Soprano”, kiedy gadająca ryba zdradziła Tony'emu pewną kluczową dla fabuły informację.
Przykłady podobnego wpływu telewizyjnej produkcji Lyncha i Frosta na współczesny kształt seriali można mnożyć bez końca.
Fani „Miasteczka Twin Peaks” bez problemu doszukają się kolejnych odniesień we współczesnych produkcjach. Objawiają się one w sposobie narracji, stylu, czy łamaniu schematów. Trudno o drugą tak wpływową produkcję, która oglądana dzisiaj po 30 latach od swojej premiery wciąż potrafi zachwycić, zadziwić i zafascynować.