„365 dni” hitem wdarło się na brytyjskiego Netfliksa. Film stał się bardzo popularny w Wielkiej Brytanii i jak się okazuje przypadł do gustu sporej części widowni z tamtego kraju. Wiele osób zwróciło jednak uwagę na szkodliwy przekaz produkcji. W efekcie teraz jedni oczekują przekładu książki na angielski, a inni załamują ręce.
„365 dni” obejrzało w polskich kinach ponad 1,5 mln widzów. Rodzimi krytycy bardzo się starali, aby do tego nie doszło. Dwoili się i troili mieszając film z błotem, ale ich działania poległy w starciu z szeroko zakrojoną akcją promocyjną i kontrowersjami. Potem produkcja otrzymała swoje drugie życie za sprawą premiery na platformie Netflix. Tytuł przez wiele tygodni utrzymywał się w zestawieniu najchętniej oglądanych materiałów umieszczonych w serwisie. Okazuje się jednak, że to nie koniec. Bo właśnie rozpoczęło się jego trzecie życie. Tym razem za granicą.
Zagraniczna premiera „365 dni” na Netfliksie wypadła 7 czerwca.
I tak jak u nas film okazał się hitem. Szczególnie jeśli mówimy o Wielkiej Brytanii. Na wyspach produkcja spodobała się bardziej, niż ktokolwiek, kto ją widział mógłby przypuszczać. Zgodnie z artykułem opublikowanym na łamach portalu Mirror stała się „nową sprośną obsesją” fanów „50 twarzy Greya”. W materiale przywołano bowiem posty widzów z Twittera. Wśród nich pojawiło się mnóstwo słów zachwytu nad polskim erotykiem:
Przy 365 dniach 50 twarzy wygląda jakby miało kategorię PG.
Tak powinny wyglądać adaptację 50 twarzy.
To, co ssie w 365 dniach na Netfliksie, to to, że musimy czekać na dwa następne filmy, aby pojawiły się w Europie i potem na Netfliksie. Nie ma nawet książek po angielsku. Tylko po polsku. Bóg mnie nienawidzi.
O zgrozo.
Tak, zagraniczni fani filmu odkryli, że jest to adaptacja powieści Blanki Lipińskiej i teraz domagają się przetłumaczenia jej książek na język angielski. Autorka może więc powoli zacierać ręce, a wydawnictwo liczyć pieniądze ze sprzedaży praw do tłumaczenia. Na nic więc będą utyskiwania przeciwników produkcji.
Tak samo jak u nas „365 dni” mocno spolaryzowało widzów. Podczas gdy jedni zachwycają się odwagą produkcji i zawartą w niej erotyką, inni zwracają uwagę, że promuje on niebezpieczne zachowania.
Pamiętajcie proszę, że istnieje duża różnica między fantazją a rzeczywistością. Jeśli jesteś facetem, nie idź tą drogą. Żadna dziewczyna nie chce zostać porwana i zmuszona do zakochania się.
Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tym filmie, niedługo to się zdarzy. Właśnie pojawił się na Netfliksie, a jego twórcy portretują porwanie i gaslighting jako coś seksownego i romantycznego - czytamy w przywołanych przez portal wypowiedziach.
Słowem wyjaśnienia „gaslighting” to rodzaj przemocy psychicznej, której celem jest manipulowanie percepcją ofiary i zmuszenie jej, aby zwątpiła w dotychczasowe postrzeganie przez siebie rzeczywistości.
Zwykle sukces polskiego filmu za granicą powinien napełniać nas narodową dumą.
Niestety, chyba nie do końca tak jest w tym wypadku. Na łamach portalu zwracaliśmy już uwagę na szkodliwy przekaz produkcji (chociażby tu i tu). Biorąc jeszcze pod uwagę niskie walory artystyczne „365 dni” pojawia się nieuchronne poczucie klęski, jakim będzie powstanie kolejnych części należących do serii. Że te się pojawią było pewne już po sukcesie w naszym kraju, teraz jednak mamy również świadomość, że przyjdzie nam się wstydzić za nie na cały świat.