4-godzinny tydzień pracy jest jak pakiet socjalny - jest, ale nie dla wszystkich
Wyjść w piątek z roboty o 13:00. Guilty pleasure? Szef poza biurem? Efektywne zarządzanie zadaniami? Jakkolwiek tego nie nazwać, zawsze to sympatyczna okoliczość. A gdyby wychodzić z roboty zawsze o tej godzinie, albo jeszcze lepiej: mieć 4-godzinny tydzień pracy? Brzmi to tak wspaniale, że aż niewiarygodnie.
![4-godzinny tydzień pracy jest jak pakiet socjalny – jest, ale nie dla wszystkich](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2013%2F06%2F4-godzinny-tydzien-pracy-640x280.jpg&w=1200&q=75)
Cóż, nawet sam Robert Michalak, lektor audiobooka, zdaje się nie dowierzać tytułowi, bo całą książkę czyta niczym bajkę na dobranoc. Naprawdę, wyrywałem sobie z głowy włosy! Nie wiem, czy to nietrafiona barwa głosu, czy wspomniana maniera zdziecinniałego tatusia... W każdym razie szybko zdecydowałem się na kontynuowanie lektury w formie e-bookowej. Kiepski początek. Zresztą posłuchajcie próbki sami:
W tym korporacyjnym świecie ludzi traktowanych jak ciąg liczb łatwo omamić błyskotkami i obietnicami wyrwania się z kieratu. Odniosłem wrażenie, że "4-godzinny tydzień pracy" właśnie na takich pobudkach opiera swoją popularność. Ferriss zresztą poszedł za ciosem i na fali sukcesu wydał książki "4-godzinne ciało" i "4-hour chef", w których przez cztery godziny dba kolejno o ciało i żołądek. Kim trzeba być, żeby osiągać pożądane rezultaty przy niewielkim nakładzie czasu? Sawantem, cudownym dzieckiem, a może synem premiera?
Opisane w książce techniki niestety nie znajdą zastosowania poza pewnym środowiskiem. "4-godzinny tydzień pracy" był pisany ewidentnie pod realia amerykańskie i trudno jest mi wyobrazić implementację rad Ferrissa na naszym podwórku. Czy w średniej krajowej da się zmieścić dodatkową pensję dla zdalnego sekretarza pracującego w call-center... w Kalkucie? Na taką fanaberię pozwolić sobie mogą przedsiębiorcy kierujący własnymi firmami, choć osobiście wolałbym zatrudnić kogoś z mojego miasta, zamiast liczyć na wciąż niedoskonałe telełącza z subkontynentem indyjskim.
Gdybym faktycznie zaryzykował użycie zaproponowanych przez Ferrissa metod, najprawdopodobniej po tygodniu na moim biurku wylądowałaby koperta z wypowiedzeniem - z nasmarowanym na czerwono napisem "wariat". Jeśli jednak nie masz nic do stracenia, a na koncie zapas gotówki na przeżycie trzech miesięcy - zaryzykuj. A potem napisz do mnie, proszę - jestem ciekaw, czy ci się udało.