REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Widziałam otwarcie 4 sezonu "Orange Is the New Black". Dziewczyny nie zwalniają tempa

Jeden z najgorętszych tytułów produkcji platformy Netflix wraca. Oficjalna premiera czwartego sezonu "Orange Is the New Black" odbędzie się w serwisie 17 czerwca. Widziałam już pierwszy odcinek nowej serii i wiem jedno - dziewczyny nie zwalniają tempa, a wręcz odwrotnie. Cały serial zmienia się - otwarcie nowej serii to mocne przyspieszenie z dużą dawką czarnego humoru.

09.06.2016
18:43
4 sezon "Orange Is the New Black" nie zwalnia tempa
REKLAMA
REKLAMA

Rozpoczęcie czwartego sezonu to bezpośrednia kontynuacja tego, co widzowie "Orange Is the New Black" zobaczyć mogli w finałowym odcinku trzeciej serii. Mamy więc radosną scenę w jeziorze, ale pozorna swoboda to tylko ułuda. Władze Litchfield nie zamierzają wydłużyć smyczy osadzonym. Wygląda na to, że w czwartym sezonie zobaczymy wyraźne konsekwencje ostatnich zmian w więzieniu. A to zapowiada jedno - będzie jeszcze ostrzej. Zarówno pomiędzy samymi więźniarkami jaki i pomiędzy więźniarkami a ich strażnikami. Chwilowy rozgardiasz i chaos ustąpi miejsca napięciom. Liczba osadzonych się podwoi, a to zwiastuje problemy. Choć nie tylko. Dzięki plotkom oraz wymianom zdań niektóre kobiety będą mogły poczuć się bezpiecznie i być może nawet zostać liderkami jakiejś grupy.

Otwarcie czwartego sezonu jest szybkie i dynamiczne. W odcinku otrzymujemy odpowiedzi na pytania, które zadawaliśmy sobie podczas finału poprzedniej serii.

Między innymi dowiemy się, co stało się z Alex Vause, która - jak okazało się - wcale nie zwariowała, a prawidłowo oceniła swojego byłego szefa, Kubrę. Sceny związane z losem Alex należą do najlepszych oraz najbrutalniejszych w całym odcinku. Uderzają w nich prostota, naturalizacja i dynamika. Kiedy w głośnikach słyszymy kawałek Last resort zespołu Papa Roach nie możemy powstrzymać emocji. Ta scena jest absolutnie genialna i wszystko w niej świetnie współgra, zarówno audio jak i wideo.

Akcja dzieje się tu i teraz, chwila po chwili. Nie ma czasu na retrospekcje, do których do tej pory przywykliśmy.

I choć koniec końców podoba mi się ta zmiana oraz jestem ciekawa, co wydarzy się dalej z Piper Chapman i koleżankami z celi, mam nadzieję, że formuła serialu ostatecznie nie ulegnie zmianie. Fakt, że oprócz akcji dziejącej się w Litchfield, możemy poznawać przeszłość głównych i epizodycznych bohaterek to dla mnie kwintesencja tego serialu. Dzięki zabiegom spowalniającym rzeczywistą akcję mamy szansę spojrzeć na każdą z postaci z innej perspektywy. Widzimy, że to ludzie z krwi i kości, a nie papierowi bohaterowie, którzy są czarno-biali. Żadnej z kobiet nie można jednoznacznie ocenić, każda z nich jest skomplikowana. Mimo że jedne z więźniarek lubimy bardziej, a drugie mniej, mamy szansę poznać motywacje zachowań wszystkich, zrozumieć dlaczego są takie a nie inne. Zastanowić się, na ile więzienie zmieniło je na lepsze, a na ile - jak choćby w przypadku Piper - przyczyniło się także,do przełamania barier i popełnienia kolejnych wykroczeń niezgodnych z prawem.

"Orange Is the New Black" to jedna z najbardziej udanych produkcji Netfliksa, łącząca wiele gatunków. Mamy tu trochę dramatu, trochę (czarnej) komedii, biografii (losy głównej bohaterki, Piper Champan, w którą wciela się Taylor Schilling inspirowane są życiem Piper Kerman) i sensacji. Mimo powstania trzech sezonów, serial nie potrafi znudzić, a pierwszy odcinek czwartej serii zapowiada prawdziwą jazdę bez trzymanki. Jak stare więźniarki zaakecptują "świeże mięso"? Co dalej z Piper i Alex? Jak zmieni się życie w Lichfield?

REKLAMA

Pytania na te odpowiedzi poznamy już 17 czerwca, kiedy do Netfliksa trafi trzynaście nowych odcinków "Orange Is the New Black".

Nie mogę się doczekać!

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA