W erze abonamentów VoD redakcyjni koledzy marzą: „gdyby dało się kupować seriale na odcinki“. Trochę naiwny, trochę głupi pomysł
Rozumiem, że w dobie osobnych abonamentów za Netfliksa, Showmaksa i HBO GO instynktownie szuka się sposobów na oszczędności. W redakcji Spider’s Web moi koledzy rozmarzyli się więc nad odcinkami kupowanymi na sztuki, jak fajki spod lady w górniczym barze.
Zawsze lepiej mieć wybór, niż go nie mieć - od lat głoszę ten banalny konsumencki truizm. Kiedy jednak redakcyjni koledzy zaczęli się zastanawiać, dlaczego nie mogą kupować odcinków ulubionych seriali na sztuki, ich myśli zaczęły galopować w nieciekawym kierunku. W oczach mieli ogniki, jak gdyby odkryli Eldorado. Że też nikt wcześniej tego nie przygotował. Że też nikt tego nie robi. Nie jest tak bez powodu. Taki sposób sprzedaży nie opłaca się żadnemu większemu graczowi na rynku. Tak samo jak widzom.
Koledzy nie pierwsi wpadli na pomysł sprzedaży seriali od odcinka. Taki model działa np. w Chili.
Weźmy Breaking Bad. Pierwszy sezon serialu kosztuje tutaj 49,90 zł w jakości SD oraz 59,90 zł w jakości HD. Co zabawne, taniej wychodzi kupić wszystkie odcinki osobno. Oszczędzamy w ten sposób niecałą złotówkę. Tańsi są Amerykańscy bogowie, których kupimy w cenie 39,90 zł za sezon. Cena za odcinek jest jednak stała i wynosi 6,90 zł od epizodu. Ta sama stawka została nalepiona na epizody sitcomów (Teoria Wielkiego Podrywu) oraz tasiemce z wampirami (Pamiętniki wampirów).
Prawie siedem złotych za odcinek. To bardzo dużo. Jeden epizod kosztuje tyle, co 1/3 miesięcznego abonamentu na Showmax albo prawie 1/4 miesięcznej subskrypcji na HBO GO czy Netfliksie. Cały sezon dowolnego serialu za 60 złotych to już dwa miesiące Netfliksa albo HBO GO. Bardzo nieopłacalna zabawa. Może to Chili Cinema przesadziło z cennikiem? Sprawdźmy więc globalne platformy o międzynarodowym zasięgu.
Pierwszy sezon Breaking Bad w iTunes (SD) kosztuje 12 dol, czyli przy aktualnym kursie złotówki około 41 złotych. Znacznie taniej, ale wciąż więcej niż miesięczny abonament Netfliksa, na którym zobaczycie nie tylko pięć sezonów tego serialu, ale również spin-off Zadzwoń do Saula. Narzekając, że „kupuję abonament dla jednego serialu“, ten abonament WCIĄŻ będzie tańszy niż zaledwie jeden sezon widowiska na własność. Jeżeli jesteś maniakiem posiadania, to w tej samej cenie kupisz sezon serialu na fizycznym nośniku. Wraz z ładnym pudełkiem, a być może nawet dodatkowymi materiałami dla fanów.
Sprzedaż seriali od odcinka się po prostu nie opłaca. Ile musiałby kosztować epizod, aby było inaczej?
Załóżmy, że Netfliksa kupuję wyłącznie dla Stranger Things. Co oczywiście nie pokrywa się w rzeczywistością, bo w ciągu miesiąca domownicy obejrzą łącznie kilkanaście sezonów różnych seriali. Załóżmy jednak klapki na oczy i przyjmijmy, że jestem jak malkontent z Internetu, któremu faktycznie wydaje się, że opłaca subskrypcję dla jednego tytułu.
Świetne Stranger Things składa się z dziewięciu odcinków. Za abonament płacę 29,90 zł. Ograniczając się do zaledwie jednego serialu, chciałbym zaoszczędzić przynajmniej dyszkę. Niech chociaż 1/3 zostanie u mnie w kieszeni. Aby spełnić moje oczekiwania, Netflix musiałby sprzedawać swoją autorską produkcję po 1,90 od odcinka. Nikt, absolutnie nikt nie oferuje takich cen na topowe, niezwykle popularne seriale.
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy serial składa się z większej liczby epizodów. Jessika Jones musiałaby kosztować 1,50 zł od odcinka. Cały czas mówimy o jednym sezonie, podczas gdy w modelu subskrypcji masz dostęp do wszystkich. Doskonale wiemy, że pięć sezonów w miesiąc to nie wyzwanie. Nie zgrywajmy już zapracowanych, odpowiedzialnych świętoszków bez skłonności do „jeszcze tylko jednego odcineczka“.
Nikt nie sprzeda wam serialu po 1,50 zł od odcinka.
W Chili Cinema przeciętny koszt epizodu waha się od 6 do 7 zł. W iTunes od 2 do 4 dolarów. W Google Play podobnie. Do tego wielu seriali nie da się kupić, korzystając z polskiego konta. Nawet odblokowanie konkretnego epizodu rodzimej produkcji na TVP VoD kosztuje 5 zł (6 zł za pośrednictwem SMS-a).
To nie działa tak, że skoro macie poczucie „oglądania tylko jednego serialu“ w HBO czy Netfliksie, to może być taniej. Miesięczny koszt abonamentu dla platform Netflix, Showmax czy HBO GO nie jest wyliczany na podstawie takiej danej. Współczynnik obejrzanych treści w przeliczeniu na użytkownika to jedna z wypadkowych, ale nie najważniejsza. Najistotniejsza część opłaty to ta, która pozwala na produkcję kolejnych autorskich tytułów oraz (w mniejszym stopniu) zakup licencji trzecich.
Netfliksa nie obchodzi, czy oglądasz u nich jeden serial, pięć czy pięćdziesiąt (okej, obchodzi, współczynnik czasu w aplikacji jest bardzo ważny, ale nie o tym jest ten tekst). Najważniejsze jest zabezpieczenie budżetu na produkcję kolejnych hitów dostępnych wyłącznie na ich platformie. Ustalając stawki za abonament, Netflix nie myśli o tutaj i teraz, tylko ramówce za rok, dwa oraz pięć lat. Z punktu widzenia długofalowego zarządzania stały abonament jest znacznie wygodniejszy niż dywersyfikacja klientów na subskrybentów oraz takich, co płacą z doskoku.
Netflix nic nie traci na tym, że oglądasz u nich 5267 seriali. On już i tak zapłacił za te licencje oraz je wyprodukował. W tym modelu ekonomicznym nie ma miejsca na filozofię „oglądam mało, to chcę mniej płacić“, bo sprzedawany jest czasowy dostęp do dóbr cyfrowych. To nie kartofle kupowane na kilogramy. Netflix nie chce, żebyś nabywał konkretne filmy albo seriale. Usługodawcy chcą wyliczone wewnątrz korporacji 30 zł, które zapewni firmie rozwój oraz dalsze funkcjonowanie. Co za te 30 zł sobie weźmiesz, to już tylko i wyłącznie twoja sprawa.
Możecie napisać, że gdyby HBO, Showmax czy Netflix sprzedawał seriale na odcinki, to przybyłoby klientów.
Szczerze w to wątpię. Nie mam żadnych twardych danych na poparcie tej tezy, ale jestem przekonany, że większość z was prędzej opłaci miesięczny abonament niż kupi kilka epizodów na iTunes czy Chili. Tak samo szybciej włączycie YouTube’a albo Spotify niż kupicie kilka pojedynczych utworów muzycznych w Google Play Music. Strumieniowanie dóbr cyfrowych staje się wygodniejsze oraz tańsze od ich posiadania. W zasadzie, to już dawno się takie stało.
W tym miejscu macie okazję użyć argumentu, jakoby w abonamencie nic nie było na własność. To prawda. Gdybym jednak naprawdę chciał mieć na własność ulubiony serial czy film, to kupuję wypasioną edycję Blu-ray (najlepiej 4K) z komentarzem reżysera oraz dodatkowymi materiałami. Wątpię, żeby prawdziwy fan Breaking Bad zadowolił się pierwszym sezonem w SD kupionym na Chilli i przechowywanym na dysku zewnętrznym.
Kupowanie epizodów seriali jest również bardziej męczące, problematyczne i mniej przyjemne.
Wiecie, dlaczego tyle godzin spędzamy w Netfliksie? Bo gdy kończy się jeden odcinek, to od razu zaczyna się następny. Z pominięciem zbędnego intro. Chodzi o wygodę. O płynność. O komfort doświadczenia. Co jest alternatywą? Wielki banner, który krzyczy, że możesz kupić kolejny epizod za 6,90 zł, wysyłając SMS pod konkretny numer. Mmm, sama przyjemność. Filmowe doświadczenie, o jakim zawsze marzyłem.
Proces zakupu lub wysłania wiadomości SMS jest momentem refleksji nad życiem, priorytetami, wydatkami oraz domowym budżetem. Może wprowadzić zawahanie, a nawet doprowadzić do rezygnacji z zakupu. Żadna wiodąca platforma VoD na to nie przystanie. Dochodzi również problem z wypożyczeniem oraz kupnem na własność. Część platform jedynie wypożycza konkretne odcinki, które znikają z pamięci po określonym czasie. Takie posiadanie to żadne posiadanie. Na podobnej zasadzie działa pobieranie offline, wliczone w abonament Showmaksa oraz Netfliksa.
Nie chcę brzmieć jak bezduszny przedstawiciel korporacji, który nie rozumie apeli o niższą cenę. Opłacam Netflix Premium dla treści 4K HDR i dałbym wiele, aby cena tej subskrypcji była niższa. Do tego dochodzi Spotify, Showmax, Office 365 i Adobe dla fotografów. Doskonale rozumiem, jak obciążające dla budżetu mogą być subskrypcje. Kiedy jednak czytam, że ciekawa alternatywa to odcinki na sztuki, wiem, że nie tędy droga. Sposobem na niższą cenę jest rywalizacja między firmami o klienta, nie zamiana abonamentu na kartofle.