Wstrząsający serial kryminalny bazuje na faktach. To była pierwsza taka sprawa w historii
„Dziewczyna z Plainville” to amerykański miniserial kryminalny będący fabularyzowaną rekonstrukcją wydarzeń, które doprowadziły do śmierci Conrada Roya oraz późniejszego skazania jego dziewczyny, Michelle Carter. To była pierwsza taka sprawa w historii. Zrealizowana dla Hulu produkcja trafiła wreszcie w całości na SkyShowtime.

Oparty na faktach kryminał podejmuje temat dramatycznych wydarzeń, które rozegrały się w ubiegłej dekadzie w Massachusetts, a mianowicie: samobójstwa Conrada Roya (Colton Ryan) w 2014 r. oraz procesu jego dziewczyny Michelle Carter (Elle Fanning), zakończonego w 2017 r. wyrokiem skazującym. Kluczowe szczegóły sprawy oraz rodzaj winy, za którą skazano dziewczynę, opisuję poniżej - jeśli zatem czytająca to osoba nigdy nie słyszała o tej tragedii i wolałaby wszystkiego dowiedzieć się z serialu, zalecam zaprzestanie lektury i przejście do ostatniego akapitu.
Narracja ma strukturę nielinearną (opowieść zaczyna się wręcz od końca) i rozwija się na dwóch równoległych osiach: pierwsza opowiada o relacji Conrada i Michelle, od ich spotkania na Florydzie w 2012 r. aż po tragiczną śmierć chłopaka; druga natomiast dotyczy konsekwencji jego odejścia.
Roy był bystrym, choć nierozumianym chłopakiem, którego pewnego ranka znaleziono martwego na parkingu sklepu Kmart. Odebrał sobie życie przez uduszenie. Rodzina była wstrząśnięta, a jedynymi śladami świadczącymi o tak przerażających intencjach okazały się listy pożegnalne - kilka pośpiesznie napisanych wiadomości do ojca i właśnie wspomnianej Michelle Carter. O której, swoją drogą, nikt z bliskich Conrada wcześniej nie słyszał.
Dziewczyna z Plainville - opinia o serialu. Prawdziwa historia na SkyShowtime
„Dziewczyna z Plainville” pochyla się nad pierwszym w historii procesem karnym, w trakcie którego poszukiwano odpowiedzi na pytanie: czy namawianie kogoś do skrzywdzenia się poprzez wiadomości tekstowe może być uznane za nieumyślne spowodowanie śmierci? Produkcja łapczywie czerpie z faktów, bazując m.in. na artykule z „Esquire” z 2017 r. Jedną z kluczowych ról w opowieści odgrywają SMS-y wymieniane przez parę, często inscenizowane tak, jakby bohaterowie prowadzili rozmowę twarzą w twarz. Serial uzupełniają również m.in. sekwencje fantazji ukazane z perspektywy Michelle.
Całość przypomina narracyjne śledztwo, serialowo-kryminalną układankę. Niemała część fabuły stara się odpowiedzieć na pytanie: co mogło popchnąć Michelle do tego, by zaczęła nakłaniać ukochanego do odebrania sobie życia? Odpowiedzi są jednak fragmentaryczne i dla wielu odbiorców mogą okazać się niesatysfakcjonujące - twórcy Liz Hannah i Patrick Macmanus koncentrują się głównie na jej desperackiej potrzebie bycia kochaną i adorowaną oraz obsesji na punkcie romantycznych historii o nastoletniej miłości naznaczonej śmiercią - od „Romea i Julii” po serial „Glee”, który mocno wpływa na wyobraźnię bohaterki (a przy okazji estetykę całej produkcji). Rzecz jasna, Fanning w tego typu kreacji sprawdza się bezbłędnie.
Michelle pozostaje jednak zagadką; osobą, której nie znają ani inni, której nie rozumie ona sama. Dlatego też ostateczna charakterystyka postaci wciąż wydaje się niepełna. Można na to narzekać, ale można też zrozumieć - autorzy woleli nie dopowiadać, nie dopisywać tej dziewczynie czegoś, co mogło nigdy nie być częścią jej osobowości, a zakłamywałoby większy obraz, istotę motywacji i tak dalej. Myślę, że największa moc tytułu drzemie właśnie w tym podejściu - w stwierdzeniu, że tak naprawdę nie istnieje jedna dobra, kompletna, jednoznaczna odpowiedź tłumacząca te wstrząsające wydarzenia. Fajnie, że nikomu nie odebrano tu człowieczeństwa, że wzięto pod uwagę liczne niuanse... choć zapewne wielu widzom, którzy widzą w Michelle jedynie potwora, może się to rozwiązanie nie spodobać.
Wspominałem o narracji nielinearnej. Miniserial przeplata działania Michelle po odejściu Conrada z jego ostatnimi miesiącami życia, pokazując, jak długie łańcuchy SMS-ów z Michelle pogłębiały jego depresję i pchały go w objęcia śmierci. Ten sposób opowiadania historii służy serialowi, budując zaangażowanie i napięcie.
Tym bardziej imponuje, że twórcy wykazali się niemałą wrażliwością i delikatnością, wyczuciem i powściągliwością, starając się oddać postaciom jak najwięcej sprawiedliwości, nie dobudowując niepotrzebnego melodramatyzmu, nie szukając taniej sensacji. Nie fałszując rzeczywistości wyłącznie w służbie ekranowych fajerwerków.
Efektem jest historia dwojga złamanych młodych ludzi, którzy odnaleźli w sobie wzajemne, współzależne pocieszenie.
Przynajmniej do czasu, gdy jedno nie posunęło się o krok za daleko. Spokojnie, „Dziewczyna” ani nie romantyzuje, ani nie usprawiedliwia ich wyborów. Nie próbuje też jednak wyrokować zbyt stanowczo, pouczająco, jednowymiarowo. Poświęca sporo uwagi ludziom, którzy cierpią po tym, co się wydarzyło. Co ważne, każdy epizod jest poprzedzony komunikatem dot. zapobieganiu samobójstw.
Gdybym miał wskazać najciekawsze, najlepiej rozpisane wątki, byłby to właśnie ten skupiony na zmierzającej ku tragedii miłości oraz ten o żałobie bliskich. Najsłabiej, niestety, prezentuje się motyw procesu - konglomerat nieciekawych, wtórnych true crime’owych procedur. Tak czy siak: jest to niewątpliwie jeden z najlepszych seriali o prawdziwej zbrodni ostatnich kilku lat. Warto.
Czytaj więcej: