Przyjemność obcowania z naturą popsuła irytująca narracja i kloaczne żarty. „Absurdalna planeta” to fatalny serial przyrodniczy
Serial „Nasza planeta” sprawił, że tematyka przyrodnicza zyskała dużą popularność wśród użytkowników platformy Netflix. Debiutująca dzisiaj „Absurdalna planeta” prezentuje jednak skrajnie odmienne podejście do opowiadania o naturze. Czy bardziej żartobliwa i niepoważna forma okazała się strzałem w dziesiątkę?
OCENA
Ziemia od setek milionów lat stanowi dom dla niezliczonej liczby gatunków zwierząt od mikroskopijnych żyjątek po ważących setki ton gigantów. Dzieło Matki Natury zachwyca wielu z nas niezmiennie od lat, bo nie brakuje w nim piękna. Nie wszystkie zwierzęta mogą się jednak pochwalić równie wysoką liczbą fanów, bo ich wygląd zewnętrzny budzi u większości osób mało przyjemne skojarzenia. Pomysł, żeby poświęcić program przyrodniczy nosaczom, stonogom czy żabnicom, na papierze wydawał się więc niezwykle ciekawy.
Nie każdy serial dokumentalny dotyczący natury musi mieć przecież epicki wymiar pokroju „Naszej planety” Netfliksa czy „Seven Worlds, One Planet” BBC. Wypuszczona w styczniu na platformie streamingowej „Ziemia nocą” doskonale to zresztą pokazywała (recenzję dokumentalnej produkcji znajdziecie TUTAJ). Za ciekawym, nietypowym konceptem musi jednak pójść równie udana forma. Widzowie dokumentów przyrodniczych po prostu nie akceptują już jakiejkolwiek fuszerki. Nie w momencie, gdy konkurencja na rynku jest tak liczna. Rodzi się więc pytanie, co poszło nie tak z najnowszym serialem serwisu Netflix?
„Absurdalna planeta” przyjmuje ramy produkcji przyrodniczej dla dzieci. Ale jednocześnie nie wydaje się wcale do nich skierowana.
Wzorem najpopularniejszych serii tego typu w podróż po rozmaitych zakątkach Ziemi zabiera nas prowadzący narrator. W tym wypadku w rolę przewodnika wciela się sama Matka Natura, pod którą głos podkłada Afi Ekulona („Chirurdzy”, „Guild Wars 2”). Wspierają ją w tym rozmaici zwierzęcy bohaterowie, którzy na zasadzie pojawiających się w każdym odcinku występów scenicznych przedstawiają się i opowiadają co nieco o sobie.
Na pierwszy rzut oka wygląda to na typową produkcję skierowaną do najmłodszych? W formie jak najbardziej, ale treść zdecydowanie rozbiega się z oczekiwaniami przeciętnego rodzica. „Absurdalna planeta” nie niesie niestety ze sobą prawie żadnych walorów edukacyjnych. Serial Netfliksa bynajmniej nie podąża tutaj starą zasadą „baw ucząc, ucz bawiąc”. Twórcy dokumentu przyrodniczego w każdym odcinku bez przerwy skaczą z jednego zwierzęcia na kolejne, przez co o żadnym nie można się dowiedzieć niczego nowego. Matka Natura nawet nie próbuje przekazać widzom jakiejkolwiek wiedzy, bo za bardzo pochłania ją opowiadanie kolejnych żartów rodem z sawanny w porze suchej.
Nad humorem „Absurdalnej planety” warto się zresztą pochylić. Netflix chciał nim dogodzić każdemu i w efekcie nie dogodził nikomu.
Olbrzymia większość dowcipów i odwołań pojawiających się w liczącej 12 odcinków produkcji (każdy trwa dokładnie 19 minut) jest w ewidentny sposób skierowana do dorosłych. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że autorzy „Absurdalnej planety” bardzo chcieli, żeby rodzice oglądający ich program wraz z dziećmi również mieli coś od życia. Niestety, ta strategia okazała się finalnie błędem. Z nowego serialu Netfliksa niczego interesującego nie dowiedzą się ani dorośli, ani dzieci, a ta druga grupa nawet nie będzie się szczególnie dobrze bawić, bo nie zrozumie grubo ponad połowy żartów.
Co więcej nie są to w większości nawet przesadnie dobre dowcipy. „Absurdalna planeta” prezentuje humor rodem z kiepskiego stand-upu, gdzie wyłącznym repertuarem jest seks, pierdzenie i przestarzałe odwołania do popkultury (ktoś w 2020 roku pamięta jeszcze Łowcę Nagród Doga?). Wszystkie te elementy skutecznie przeszkadzają w podziwianiu różnorodności i niezwykłości natury, co przecież miało być głównym celem programu. Nie brakuje tu interesujących gatunków, niezwykłych ujęć i sytuacji, o których chętnie usłyszałoby się więcej. „Absurdalna planeta” jest jednak zbyt zajęta kolejną przestarzałą anegdotą czy zużytym kawałem i za bardzo pędzi od jednego zwierzęcia do drugiego, żeby porządnie skupić się na którymkolwiek z nich.