REKLAMA

Andrzej Sapkowski rozwiewa wszelkie wątpliwości. „Wiedźmin” to nie jest słowiańskie fantasy

Nareszcie dokonało się (choć między nami mówić, dokonało się to znacznie wcześniej). Andrzej Sapkowski odniósł się do słowiańskości „Wiedźmina".

wiedźmin andrzej sapkowski
REKLAMA
REKLAMA

Zawsze mam z tym problem, bo uważam, że ostatnią osobą, która powinna komentować swoje dzieło po publikacji, jest autor. Nie dlatego, że on nie ma do niego prawa, czy że uważam, iż pisarzy należy kneblować. Nie, po prostu wychodzę z założenia, że zarówno literatura, jak i inne przejawy działalności artystycznej, nie powinny być rebusem, do którego istnieje rozwiązanie, a wielki artysta któregoś dnia zstąpi z Olimpu i nam maluczkim wyjaśni, o co mu chodziło.

Dlatego przecież krytykowano tak zwane nowe matury, bo kazały one uczniom na egzaminie z języka polskiego pisać wypracowania „pod klucz”.

To oczywiście nie do końca prawda, ale zostawmy to na razie, bo oburzenie wynikające z tego, że odbiera nam się prawo do osobistego interpretowania dzieł, jest jak najbardziej słuszne. Ważne jest jednak to, że komentarze twórców są w stanie wywrócić do góry nogami istniejący już świat swojej powieści, narzucając czytelnikowi coś, czego nie było w niej wcześniej. Tą drogą poszła przecież Rowling nie tylko niejako erratując swoje książki, ale też narażając swoją twórczość na wewnętrzną niestabilność. Po co czytać książkę i przygody jej bohaterów, skoro niektóre elementy mogą ulec zmianie w przyszłości?

Rzecz ma się inaczej, gdy idzie o kontekst, autor zwraca uwagę na swoje inspiracje, komentuje proces twórczy, nie odbierając czytelnikom prawa do własnej interpretacji.

Wydaje się, że takie właśnie jest podejście Sapkowskiego, który odcinał się od gier i serialu, i jeśli tylko nikogo nie obrażał po drodze, to jego postawę można uznać za ze wszech miar słuszną. Wychodził on bowiem z założenia, że jego rolą było napisania książek, a adaptacja to sprawa tych, którzy się nią zajmują – tak mówił między innymi Tomasz Bagiński.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że dyskusja o „słowiańskości” stworzonego przez niego świata przypominała na początku gorącą batalię, a później dość suche okopywanie się na swoich stanowiskach i rzucanie dokładnie tych samych argumentów w kółko. I chociaż sam Sapkowski wielokrotnie już powtarzał, co myśli o fantastyce wywodzącej się ze słowiańszczyzny (zainteresowanych zapraszam tutaj), to w wywiadzie dla Magazynu Książki swoje zdanie jeszcze podkreślił. Na pytanie, czy dziwi go przypisywanie polskości stworzonym przez niego bohaterom odpowiedział:

REKLAMA

Dziwi, i to mocno. Wiedźmin Geralt nosi wprawdzie całkiem „słowiańskie” imię, pobrzmiewają „słowiańskie” nuty w ono- i toponomastyce. Jest leszy i kikimora – ale jest też Andersenowska syrenka i Bestia wzięta od Jeanne-Marie Leprince de Beaumont. Wypada jeszcze raz powtórzyć: cykl o wiedźminie to fantasy klasyczna i kanoniczna, słowiańskości w niej, jak rzekł Wokulski Starskiemu, tyle co trucizny w zapałce.

Co jest jednak jeszcze ciekawsze w tej rozmowie- chociaż powyższy fragment powinien być używany do walki z obrońcami słowiańskiego klimatu, którzy przecież nie powiedzą, że Sapkowski się nie zna na wiedźminie – to fakt, że pisarz naprawdę zupełnie poważnie odcina się od adaptacji. Gdy jest zapytany o kolor skóry niektórych bohaterów w serialu Netfliksa odpowiada, że precyzyjnie koloru skóry w książce się nie określa: „toteż adaptatorzy mają tu wielkie pole do popisu, wszystko jest możliwe i dopuszczalne, wszak mogło tak być”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA