REKLAMA

„Ant-Man” wyprzedza „Avengersów” o kilka długości. 6 powodów, dla których warto iść do kina

Jestem jednym z tych geeków, dla których „Avengers: Age of Ultron” było olbrzymim rozczarowaniem. Tym bardziej cieszę się, że „Ant-Man” to świetny tytuł, który doskonale odświeża filmowe uniwersum Marvela. Jeżeli zastanawiacie się, czy warto iść do kina – zdecydowanie warto.

Ant-Man wyprzedza Avengersów o kilka długości!
REKLAMA

Uwielbiam kinowe super-produkcje o zamaskowanych bohaterach. Filmowa ofensywa Marvela to poniekąd spełnienie moich marzeń z dzieciństwa. Niestety, od jakiegoś czasu czułem przesyt. Ten był szczególnie odczuwalny przy okazji premiery fatalnego, rozpadającego się narracyjnie „Avengers: Age of Ultron”. Nauczony doświadczeniem, nie spodziewałem się po filmie „Ant-Man” niczego wyjątkowego. Dostałem kapitalne widowisko, w którym wszystko zagrało. To jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy film MCU. Z przynajmniej kilku powodów:

REKLAMA

1. To nie film o super-bohaterach, ale przedstawiciel podgatunku heist!

„Ant-Man” nie jest typowym filmem Marvela o super-bohaterach. Nie ma tutaj ratowania świata przed natychmiastową zagładą. Nie ma banalnego wątku romantycznego. Nie ma nieskazitelnego jak łza głównego bohatera. Zamiast tego producenci sięgają do filmowego podgatunku „heist”, w którym wątkiem przewodnim jest skomplikowana, wieloetapowa kradzież czegoś naprawdę cennego.

Przedstawicielem podgatunku „heist” jest na przykład „Ocean’s Eleven”, „Bank Job”, „Iluzja”, a nawet „Incepcja”. Do tego zbioru bez cienia wątpliwości można dodać „Ant-Mana”. Główny wątek fabularny od samego początku do samego końca koncentruje się na bardzo skomplikowanym skoku, który może zostać wykonany tylko przy odpowiednim wykorzystaniu niesamowitej technologii zmniejszania oraz zgraniu całej drużyny stojącej za Ant-Manem.

Format „heistu” jest kapitalną odmianą po patetycznym, napompowanym i w gruncie rzeczy mocno nijakim „Age of Ultron”. O ile drudzy „Avengersi” bardziej przypominali ruchomy katalog reklamowy niżeli film jako taki, „Ant-Man” to współczesne, efektowne, zabawne, ciekawe, intensywne i wciągające kino pełną gębą. Producentom udało się złapać idealny balans między wątkami rabunkowymi, elementami humorystycznymi, rozwijaniem postaci oraz sferą super-bohaterstwa.

2. Główny bohater to najbardziej „ludzki” z zamaskowanych herosów.

Kapitan Ameryka jest czysty i nieskazitelny jak łza. Thor przypomina idealnego kochanka z egzotycznego kraju. Czarna Wdowa uwodzi i ocieka seksem. Iron Man to miliarder i playboy. Na tle tego współczesnego panteonu fikcyjnych idoli, Scott Land, tytułowy Ant-Man, wypada… zadziwiająco szaro. O dziwo, wcale nie jest to wada.

ant-man 1

Wręcz przeciwnie! Lang jest najbardziej namacalnym, realistycznym i „swojskim” super-bohaterem w całej filmowej kolekcji Marvela. Widzowi bardzo łatwo jest się z nim identyfikować. Nie ma się tego uczucia „odrealnienia”, które towarzyszy obserwowaniu poczynań boga piorunów czy genetycznie zmodyfikowanego żołnierza. Tytułowy Ant-Man to po prostu wysportowany gość ze smykałką do włamań. Tylko tyle i aż tyle.

Brak olbrzymiej tężyzny fizycznej, niezwykle przystojnej facjaty oraz boskich mocy został zastąpiony przez producentów wielkim sercem bohatera. W przeciwieństwie do Thora czy Kapitana Ameryki, Lang naprawdę czuje. Widać to zwłaszcza w relacjach z jego córką. To bohater z krwi i kości, który popełnia błędy i ma swoje za uszami. Nie napiszę, że mamy do czynienia z najbardziej kompleksową postacią MCU, ale bez dwóch zdań jest to jeden z najlepiej rozpisanych głównych bohaterów.

3. Evangeline Lilly!

Elfka z planu „Hobbita” trafiła prosto do „Ant-Mana”. Gra tutaj Hope, córkę wynalazcy technologii pozwalającej na zmniejszanie się do miniaturowych rozmiarów. Chociaż Evangeline Lilly nie ma na planie przesadnie dużo, to jedna z najlepszych postaci drugoplanowych, jakie widziałem w filmowym uniwersum Marvela.

ant-man 5

Ciężko mi wskazać, co takiego przykuwa w niej do ekranu. Nie jest to ani typowa hollywoodzka uroda, ani świecenie przed kamerą biustem czy pupą. Pani prezes olbrzymiej korporacji jest jednak jedną z najjaśniejszych gwiazd filmu „Ant-Man”. Evangeline Lilly po mistrzowsku rozgrywa sekcje humorystyczne, a także te kilka napompowanych, grających na emocjach widzów scen.

Aktorka jest świetną towarzyszką głównego bohatera i trzymam kciuki za to, że niebawem zobaczymy ją w innych filmowych projektach Marvela. Moim zdaniem Hope ma olbrzymi potencjał na zostanie jedną z najciekawszych żeńskich bohaterek, których tak bardzo brakuje w filmowym uniwersum przepełnionym męskimi, ociekającymi testosteronem ideałami.

4. Humor, humor, humor.

Twórcom „Ant-Mana” udała się wcale nie tak prosta sztuka – film do samego końca potrafił sprawdzić, że śmiałem się pod nosem. Nie jest to łatwe zadanie. W kinie zawsze jestem „tym gburowatym”, który siedzi niczym mysz pod miotłą i koncentruje się na wydarzeniach przedstawionych na olbrzymim ekranie.

„Ant-Man” potrafi być zabawny w każdym momencie. Spokojne dialogi, sceny napadów rabunkowych, patetyczne monologi czy nawet… finałowa walka – producenci nie oszczędzają na poczuciu humoru, które będzie zjadliwe dla widza w młodym i średnim wieku. Śmiem sądzić, że pod tym kątem „Ant-Man” wypada nawet lepiej niż „Strażnicy Galaktyki”. Ci pod koniec byli już zwyczajnie nużący. Tutaj w ogóle tego nie poczułem. Twórcy wiedzieli kiedy, widzieli jak i wiedzieli po co mają bawić widza. Świetnie to zagrało.

5. Zmniejszanie to wcale nie taka głupia super-moc.

Nie okłamujmy się – Ant-Man nie jest zbyt spektakularnie wyglądającym herosem. Jego specjalna umiejętność, jaką jest zmniejszanie, również nie powala na kolana. Gdzie tam mu do piorunów Thora, niesamowitej zręczności Kapitana Ameryki czy ciężkiego sprzętu Iron Mana. Mimo tego producenci sprawili, że zmniejszanie stało się naprawdę ciekawe i praktyczne, a przy tym niezwykle efektowne wizualnie.

ant-man 4

Już pierwsza scena, w której miniaturowy Scott Lang stoi w gigantycznej, przytłaczającej skalą wannie, nastraja bardzo optymistycznie. Dalej jest jedynie lepiej. Ant-Man latający na mrówkach, skaczący przez dziurkę od klucza, używający miniaturyzacji, aby uniknąć ciosów i strzałów – to wszystko wygląda po prostu kapitalnie! Znacznie ciekawiej, niż niesamowita szybkość Quicksilvera z „Age of Ultron” czy akrobacje Czarnej Wdowy. Świetna odskocznia od gigantycznych wybuchów, unoszących się miast i walących się wieżowców.

6. „Ant-Man” jest wręcz stworzone dla 3D.

Film „Ant-Man” oglądałem w katowickim IMAX-ie. TO. BYŁO. REWELACYJNE. Niemal każdy letni blockbuster idealnie pasuje do okularów 3D. Jednak najnowsza produkcja Marvela jest wręcz stworzona do obrazu w tym formacie. Wszystko za sprawą wyżej wspomnianej miniaturyzacji.

ant-man 6
REKLAMA

Przy bardzo małym bohaterze i bardzo dużym otoczeniu skala jest ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Odpowiednia proporcja, odpowiednie plany i zabawa ostrością. Manipulacja tymi elementami idealnie współgra z upiększaniem filmu o trzeci wymiar. „Ant-Man” to tytuł Marvela, który w najlepszy sposób wykorzystuje dobrodziejstwa tej technologii.

Jest to widoczne zwłaszcza w scenach akcji, podczas których ujęcia są stylizowane na kadry aparatowego trybu makro. Dodajcie do tego mnóstwo mrówek, bohatera latającego na owadzie, pyłki kurzu unoszące się dookoła – po prostu bomba. Jeżeli uwielbiacie takie efekciarstwo 3D, będziecie w siódmym niebie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA