REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

"Arkham Origins" - Batman wybrakowany

Najnowsza, trzecia cześć serii gier o Batmanie z Arkham w tytule jest - wybaczcie oklepane porównanie - jak odgrzewany kotlet z piersi z kurczaka w drogiej restauracji. Mięso było dobre, da się więc zjeść bez bólu, ale jednak nie zaskakuje smakiem, przez co ogólnie rozczarowuje. Najgorsze jest jednak to, że przed podaniem do stolika nikt nie sprawdził, czy na pewno nadaje się do spożycia. 

20.11.2013
15:47
„Arkham Origins” – Batman wybrakowany
REKLAMA

Odchodząc już od kuchennych analogii i przechodząc do konkretów. Batman jest moim ulubionym superbohaterem. Wychowałem się na kreskówkach z nim, za dzieciaka miałem dziesiątki figurek z tego uniwersum, uwielbiam komiksy o Batmanie, trylogię Nolana znam na pamięć, a poprzednie gry z tej serii ukończyłem w stu procentach. Tym większym rozczarowaniem była więc dla mnie trzecia ich odsłona, która jest niestety strasznie wtórna, momentami głupawa i przede wszystkim - naszpikowana błędami.

REKLAMA
batman origins 3

Ale od początku. "Arkham Origins" nie jest grą złą. Jej poprzedniczka, "Arkham City", była wszakże tytułem genialnym, a Origins czerpie z niej garściami. Wygląda identycznie, w mechanice nie dokonano żadnych istotnych zmian, dysponujemy tymi samymi gadżetami i walczymy z takimi samymi typami przeciwników. W pewnym sensie takie posunięcie jest zrozumiałe - zwycięskiego składu się nie zmienia, a lepsze jest wrogiem dobrego. Niestety, nie wprowadzenie do rozgrywki żadnych nowych elementów poza skanerem dowodów - którego znaczenie i tak jest marginalne - sprawia, że grze brakuje świeżości i nie daje ona już takiej radości, jak poprzednie części.

Do zalet "Origins" można zaliczyć mapę - jest większa niż w "City", ale jednocześnie nie przegięta i z możliwością szybkiego przemieszczania się pomiędzy dzielnicami. To fajne rozwiązanie, jeśli akurat nie mamy ochoty po raz kolejny pokonywać tego samego odcinka. Szczególnie że po kilku godzinach gry nie ma to większego sensu - nie znajdziemy tam już nic interesującego, może poza porozmieszczanymi w absurdalnych miejscach paczkach od Riddlera, a jedynie będziemy mogli rozładować się na przypadkowych bandziorach. Bo w Gotham mieszkają tylko złoczyńcy, zalegając absolutnie wszędzie - w zaułkach, na ulicach, dachach i mostach.

batman origins 5

Misji pobocznych jest dużo, ale wszystkie są schematyczne i z grubsza polegają na dostaniu się w określone miejsce i skopaniu kilku przestępców, żeby następnie na przykład rozbroić bombę lub wysadzić skład z bronią. Riddler nie zadaje już zagadek, paczki od niego po prostu sobie leżą i właściwie nie spotkałem żadnej, której zdobycie nastręczałoby jakichkolwiek trudności - czasem trzeba wysadzić ścianę, a czasem wejść do drugiego pomieszczenia. Ale też dość szybko znudził mnie ten element i porzuciłem jakiekolwiek próby ich zbierania. Nie to, żebym po zadaniach pobocznych oczekiwał wiele więcej, ale mam wrażenie, że w poprzednich częściach były lepiej osadzone i zrealizowane, dostarczały większych emocji. Chociaż może to po prostu fakt, że znowu nie wprowadzono tu żadnego innowacyjnego elementu i zwyczajnie nie chce się po raz kolejny robić dokładnie tego samego co wcześniej.

Fabuła, choć z początku bardzo mnie nakręciła, z czasem stała się dość chaotyczna i chyba nie do końca udało się twórcom wykorzystać jej potencjał. Całościowo jest okej, kilka zwrotów akcji potrafi zaskoczyć i zadziwić, ale za dużo w tej historii przeskakiwania między wątkami. Wydaje się, że jest zbyt rozciągnięta i przegadana, żeby utrzymać zaciekawienie gracza od początku do końca.

batman origins 2

System walki pozostał niezmieniony w stosunku do poprzednich części, z czego nawet się cieszę. Jest dynamiczny, satysfakcjonujący i płynny. Z czasem potrafi się znudzić, ale możemy go sobie urozmaicać, próbując płynnie wykorzystywać gadżety, wyprowadzając różne kombinacje i nabijając coraz większe kombosy. Choć bijatyk jest dla mnie ciut za dużo, generalnie nie mam do tego aspektu większych zastrzeżeń. Osobną kwestią są oczywiście potyczki z bossami. Bossów jest dużo, są dość zróżnicowani, a niektóre starcia z nimi - choć wszystkie z grubsza polegają na wykonaniu określonej sekwencji ruchów kilka razy - całkiem efektowne. Nie brakuje jednak i takich, które są po prostu nudne i głupie. I nigdy nie zrozumiem takich akcji, jak na przykład ostatnia "walka", która powinna być cut scenką, a jest kretyńskim quick time eventem, w którym przez dwie minuty walimy w jeden klawisz. Po co?

Wszystko to byłoby akceptowalne i do zniesienia, gdyby nie największa wada "Origins". Na pewno wiecie, o czym chcę napisać. O błędach. O kolosalnej ich liczbie. O tym, że niektórzy nie mogą przez nie ukończyć gry. Miałem to szczęście, że mnie nic poważnego się nie przytrafiło - ot, parę razy Batman dostał nieuzasadnionego niczym napadu padaczki, zdarzyło mu się zablokować w ścianie, albo wbić pięścią w inną ścianę przeciwnika, przez co nie dało się go pokonać i przejść dalej. W tej sytuacji, podobnie jak wtedy, gdy nie załadowała się tekstura pierścienia, do którego musiałem przyczepić linę, pomógł reset. Ale głośno jest i o takich błędach, których nijak nie da się naprawić i które czasem po prostu zmuszają do przerwania rozgrywki na dobre. Jest to rzecz absolutnie niedopuszczalna i wysoce naganna. Jeśli rozważacie zakup, radzę poważnie się zastanowić czy chcecie się narażać na mordowanie się z bugami.

REKLAMA
batman origins 4

Przy "Arkham Origins" bawiłem się w sumie całkiem przyzwoicie. To nie było to samo, co "Asylum" i "City", w które grałem od rana do nocy i które chciałem "wymaksować" do cna. "Origins" odpalałem na godzinkę, może dwie, a po ukończeniu głównego wątku fabularnego nie miałem najmniejszej ochoty odpalić grę na wyższym poziomie trudności albo wrócić do misji pobocznych. Trudno mi ten tytuł polecić, przede wszystkim ze względu na wspomniane błędy. Fani serii pewnie i tak już "Origins" mają, a pozostali niech lepiej rozejrzą się za poprzednimi częściami.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA