REKLAMA

Credo asasyna zapada w pamięć tak trwale, jak dziecięce bazgroły na bruku. Kredą

Seria Assassin's Creed okazała się ogromnym sukcesem i rozpoczęła triumfalny pochód cyklu o tajemnym bractwie. Gdzie popularność, tam i pieniądze - fajnie, jak są, ale jest jeszcze fajniej, gdy można je pomnożyć. Takim właśnie - nomen omen - credo kierowali się panowie w garniturach, dając zielone światło dla książek o misji Ezio Auditore. No i oczywiście o największych nikczemnikach, jakich nosił rzymski bruk - rodzinę Borgiów.

Credo asasyna zapada w pamięć tak trwale, jak dziecięce bazgroły na bruku. Kredą
REKLAMA

"Assassin's Creed: Bractwo" rozpoczyna się tuż po tym, jak Ezio pozostawił konającego Rodrigo Borgię na pastwę losu. Jednak jak to w życiu bywa, nie wszystko układa się po myśli asasyna. Szwarccharakter znika i Ezio musi szukać wsparcia w swoim wuju Mario i pozostałych członkach bractwa. Jakby tego było mało, sytuacja wcale nie stabilizuje się, bo na scenę wkracza kolejna czarna owca rodu Borgiów - Cesare. No naprawdę, co za parszywa rodzina! "Czarek" znacząco uszczupla minimum kadrowe asasynów, ale główny bohater nie w ciemię bity i skutecznie stosuje "technikę kamfory". Najciemniej pod latarnią, więc w Rzymie rozpoczyna osobistą krucjatę przeciwko Borgiom.

REKLAMA
REKLAMA

Jeśli graliście w Assassin's Creed: Brotherhood to z pewnością powyższy opis wydaje się wam znajomy. I bardzo słusznie. Książka to tak naprawdę gra żywcem przeniesiona na karty papieru, gdzie bajerancką grafikę musi udźwignąć nie karta graficzna, a nasza wyobraźnia. Istnieją co prawda drobne nieścisłości, ale nie odciskają znacznego piętna na fabule. Co więcej, w "Bractwie" znajdziemy nawet dynamiczne opisy potyczek, które znacząco upodabniają narrację do komputerowego pierwowzoru.

Nie będę owijał w bawełnę - nie jest to literatura najwyższych lotów. I to nawet w kategorii przygoda-sensacja. Oliver Bowden poszedł po najmniejszej linii oporu; nie skusił się na wielowątkową narrację i odautorskie modyfikacje. Gdyby mocno zmrużyć oczy, można by powiedzieć, że "Bractwo" to fabularyzowany przewodnik po grze. Dobrze to czy źle? Ja obstawiam drugą opcję, choć z pewnością wielcy fani produkcji Ubi będą zachwyceni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA