Asteriks świętuje 60. urodziny nowym komiksem. „Asteriks: Córka Wercyngetoryksa” to najzabawniejszy numer od lat
Komiksy z serii Asteriks od lat cieszą się w Polsce niesłabnącą popularnością. Od 2013 roku następne tomy tworzy duet Jean-Yves Ferri i Didier Conrad. „Asteriks: Córka Wercyngetoryksa” nie jest ich najlepszym dziełem, ale fani Małego Gala i tak będą mieli wiele powodów do zadowolenia.
OCENA
Asteriks w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat przeżywał rozmaite wzloty i upadki. Pierwsze numery serii cieszyły się sporą popularnością we Francji, ale dopiero 5. tom, „Asteriks i Kleopatra” wyniósł komiks tworzony przez Rene Goscinny'ego i Alberta Uderzo na szczyt popularności w Europie. Dzisiaj dwóch Galów to prawdziwe ikony popkultury, a także bohaterowie kilku filmów pełnometrażowych. Cześć z nich to dzieła aktorskie, ale powstało też kilka produkcji animowanych. Ostatnia z nich - „Asteriks i Obeliks. Tajemnica magicznego wywaru” - doczekała się bardzo pozytywnych recenzji. Niedawno ogłoszono zresztą, że rozpoczęły się prace nad 5. filmem aktorskim z komiksowymi bohaterami, choć tym razem już bez udziału Gerarda Depardieu.
Wszystko to pokazuje, że Francuzi na poważnie potraktowali obchody 60. urodzin Asteriksa. Kulminacją tego święta jest zaś wydanie 38. tomu serii zatytułowanego „Córka Wercyngetoryksa”. Komiks stworzony przez Didiera Conrada i Jeana-Yvesa Ferriego dzisiaj trafił do sprzedaży w Polsce. Czy warto było na niego czekać?
Asteriks 38 - recenzja:
Ważną częścią składową komiksów o Asteriksie i Obeliksie zawsze była umiejętność reagowania na bieżące wydarzenia i przedstawiania ich w satyrycznej formie. Goscinny dorównywał mistrzom tego gatunku w umiejętności parodiowania przywar i dziwactw rozmaitych narodów. Ferri w początkowym okresie prac nad serią raczej unikał podobnego humoru, ale jak przyznali twórcy podczas śniadania prasowego zorganizowanego w Warszawie, „Córka Wercyngetoryksa” miała pokazać większą rolę kobiet i problemy, z jakimi muszą mierzyć się młodzi ludzie. Między innymi dlatego zamiast wracać do słynnego bohatera Galów zdecydowano się uczynić główną bohaterką jego fikcyjną córkę.
Adrenalina (bo tak nazywa się główna bohaterka tomu) przybywa do wioski niezwyciężonych Galów jako liderka tajnego spisku Arwernów, którzy planują zorganizować pod jej przewodem wielkie powstanie przeciwko Rzymianom. Szybko okazuje się jednak, że dziewczyna wcale nie ma chęci na życie wypełnione wojaczką. Jej młodzieńczy bunt zostaje przeciwstawiony kłótliwości pozostałych Galów, dla których bitki między sobą i z Rzymianami są ulubioną rozrywką.
Asteriks i Obeliks po raz kolejny po „Tajemnicy magicznego wywaru” stają się drugoplanowymi bohaterami własnej historii.
Córka Wercyngetoryksa to interesująca i niejednoznaczna bohaterka, której uczucia i poglądy zostają dodatkowo wzmocnione przez obecność Selifiksa i Bliniksa (synów kowala i sprzedawcy ryb). Interakcje między różnymi pokoleniami Galów są źródłem doskonałych żartów i pozwalają w ciekawy sposób spojrzeć na zwyczajowe przygody Asteriksa i Obeliksa. Do pewnego stopnia uwalnia to komiks od zwyczajowej schematyczności przygód dwóch Galów. Oczywiście, Ferri i Conrad nie mogą całkowicie zerwać z tradycją (większość czytelników wcale sobie tego nie życzy), ale zawsze dobrze poczuć powiew świeżości w istniejącej od 60 lat serii.
Wedle obowiązującego od jakiegoś czas zwyczaju, po rozgrywającym się poza wioską tomie „Asteriks w Italii” przyszła pora na komiks „domowy”. Co nie oznacza, że „Córka Wercyngetoryksa” pozbawiona jest emocji i scen akcji. Rozwój wydarzeń zapewnia pojawienie się pewnego zdrajcy spod Alezji, a także powrót uwielbianych przez wielu fanów piratów. Sekwencja z ich udziałem to zresztą najlepszy tego rodzaju epizod w komiksach o Asteriksie od bardzo dawna.
Niestety, pomimo wszystkich tych pozytywów „Asteriks. Córka Wercyngetoryksa” to tom daleki od ideału.
O braku ciekawego zajęcia dla dwójki głównych bohaterów już wspomniałem. Nie można też powiedzieć, żeby Ferri całkowicie poradził sobie ze stworzeniem spójnej i wciągającej opowieści. O ile pod względem humoru poradził sobie świetnie (to najzabawniejszy tom jego autorstwa), o tyle sama historia Adrenaliny po udanym początku szybko się wykoleja. O scenariuszach Goscinny'ego można było powiedzieć, że ciężko było znaleźć tam niepotrzebny kadr, niedomknięty wątek czy zbędną wymianę zdań. W porównaniu do jego dzieł komiksy Ferriego są personifikacją chaosu. Zakończenie całej opowieści również sprawiło duży zawód, głównie dlatego, że razi scenopisarską nieudolnością lub lenistwem.
Na więcej pochwał zasługuje odpowiedzialny za rysunki Didier Conrad. W ciągu ostatnich sześciu lat artysta doprowadził do doskonałości umiejętność powielania rysunków Alberta Uderzo. Jednocześnie nie ogranicza się do kopiowania. Zamiast tego stara się wprowadzać rozmaite innowacje i swój własny styl. Projekt Adrenaliny jego autorstwa robi wrażenie dopasowaniem do klasycznego stylu komiksów o Asteriksie, a przy tym nie odżegnuje się od bardziej nowoczesnych rozwiązań. Największy kunszt Conrada objawia się zaś w prezentacji ruchu, który na jego kadrach jest zarazem dynamiczny i komiczny, co doskonale pasuje do komiksu takiego jak „Asteriks”.
Wszystkie wymienione elementy składają się więc na tom, który może wywołać mieszane uczucia. Był potencjał na więcej, ale na swoje szczęście Ferri i Conrad wciąż w oczach wielu fanów mają taryfę ulgową związaną ze słabością serii pod samodzielnymi rządami Uderzo. Na miejscu Francuzów nie liczyłbym jednak, że taka sytuacja będzie trwać wiecznie.