Od zawsze fascynowało mnie kino drogi – dawniej znacznie popularniejsze, a obecnie nieco zapomniane. Dlatego chętnie przypomniałem sobie „Badlands” – ciekawy debiut Terrence'a Malicka z 1973 roku, który obejrzycie dziś o 23.00 w TCM.

Malick kojarzony jest aktualnie przede wszystkim z pretensjonalnym „Drzewem życia”, które nawet mi, osobie mocno odpornej na kicz i patos, wydało się przegięciem formy. Jednak pierwszy pełnometrażowy film artysty nie unika przerysowania i został potraktowany znacznie mniej serio, czego zupełnie zabrakło w historii z Bradem Pittem.
Siła produkcji tkwi w roli Martina Sheena – wtedy jeszcze początkującego aktora, jaki nie podejrzewał, że jego syn Charlie będzie jedną z najbardziej znanych i kontrowersyjnych gwiazd Hollywood. W „Badlands” swoim wyglądem i zachowaniem przypomina Jamesa Deana z ponadczasowego i przeze mnie uwielbianego „Buntownika bez powodu”: podobne rysy twarzy i fryzura, charakterystyczny biały podkoszulek i walka przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Sheen kopiuje trochę aktorski styl słynnej ikony kinematografii i tworzy specyficznego bohatera o niejednoznacznej psychice. Jego kompanem staje się młodziutka Holly – w tej roli Sissy Spacek. Jest ona drugą nietypową postacią – eteryczną i naiwną, ale z drugiej strony będącą w stanie dziwnego otępienia.

Kit i Holly zmuszeni są do ucieczki przed policją, a ich poczynania przypominają historię przestępczego duetu Bonnie i Clyde, „Badlands” czerpie bowiem ze słynnego dzieła Arthura Penna opowiadającego o ich drodze. Produkcja opiera się jednak na autentycznych losach Charlesa Starkweathera i Carill Ann Fugate. Mamy do czynienia z mitologizacją i swoistą gloryfikacją ludzi wyjętych spod prawa, co zostało zrobione na tyle lekko i dobrze, że podczas seansu mimochodem kibicowałem obojgu.
Dzieło Malicka byłoby pozbawione duszy, gdyby nie urzekające i tworzące atmosferę zdjęcia. Zobaczymy w nim piękne krajobrazy – słoneczne pustkowia i odległe góry, przywodzące skojarzenie z, tak charakterystycznym dla tego gatunku, pragnieniem wolności. To, ciekawa fabuła i nieszablonowe postacie spowodowały, że „Badlands” stanowi jeden z najważniejszych filmów amerykańskich lat 70. i nadal okazuje się kawałkiem pięknego kina.